2015-09-21, Komentarze na gorąco
W Gorzowie odbył się Kongres Ruchów Miejskich.
Przedstawiciele obywatelskich stowarzyszeń z całej Polski spotkali się, rozmawiali i dyskutowali o tym, jak wspólne miejskie życie uczynić bliższe i przyjazne zwykłym mieszkańcom. Co z tego wyniknie, zobaczymy. Może gdzieś, kiedyś, coś dobrego z tego wyjdzie. Mnie jednak zastanawia dlaczego część obrad była zamknięta dla postronnych widzów. Czyżby przekazywano jakąś wiedzę tajemną, godną wyłącznie uszu i oczu wtajemniczonych? Byłoby to jednak zaprzeczeniem istoty owych ruchów, które ogłoszą pełną otwartość i obywatelskość w każdym działaniu.
Tymczasem Koło Gospodyń Wiejskich zorganizowało na Wełnianym Rynku Park(ing) Day. Był to happening polegający na czasowym przemienieniu miejsc parkingowych w przyjazny zielony zakątek, gdzie można porozmawiać, poszydełkować, poczytać książkę i napić się kawy lub herbaty. Taka manifestacja, niekoniecznie przeciwko zmotoryzowanym, żeby na chwilę zatrzymać się i zastanowić nad życiem i sobą. No i fajnie, bo takiej refleksji nam trzeba nie tylko od święta. Dlatego nie mam nic przeciwko happeningom. Temu i innym, byle z umiarem. Owszem, są sympatyczną formą zwrócenia na coś lub kogoś uwagi, ale tak naprawdę niczego nie załatwiają i nie rozwiązują. Ludzie może i dobrze się przy tym bawią, ktoś może i popatrzy oraz wysłucha, ale raczej niewiele z tego wynika. Oczywiście happeningi są pewną wartością samą w sobie, ale nie mogą zastąpić normalnego działania jednych i drugich. I tego działania nam trochę w mieście brakuje, natomiast happeningów mamy już raczej za dużo. Tym bardziej, że nasza gorzowska władzą, zachowuje się trochę tak, jakby nieustannie uczestniczyła w jednym wielkim miejskim happeningu. I także była w posiadaniu tajemnej wiedzy, którą nie chce się dzielić z mieszkańcami.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.