2015-10-05, Komentarze na gorąco
O ile urzędnicy i politycy na słowo „telewizja” często głupieją, o tyle na hasło „sport” spowolniają swoje procesy myślowo-decyzyjne.
Za wyjątkiem żużla. Takie jest moje nieodparte wrażenie po ostatniej sesji rady miasta, na której zdecydowano błyskawicznie o ewentualnej rezygnacji z odzyskania pieniędzy z tytułu udzielonej bonifikaty przy sprzedaży działki pod budowę ośrodka TVP oraz o zakupie prawa do organizacji turniejów Grand Prix na żużlu, przy jednoczesnym kolejnym odłożeniu dyskusji oraz decyzji w sprawie dalszego finansowania gorzowskiego sportu.
Postępuje zapaść gorzowskiego sportu i każdy kto nie jest ślepy i głuchy, to widzi i słyszy. Żużel w Gorzowie ma się dobrze i bardzo dobrze. Dlaczego jednak błyskawicznie znajdują się pieniądze na kolejne turnieje o mistrzostwo świata na żużlu, a nie ma ich na funkcjonowanie gorzowskiego sportu na przyzwoitym poziomie? Grand Prix to mimo wszystko widowisko i jednodniowe święto, które ma kosztować przez kolejne lata około 5 milionów złotych. Mniej niż poprzednio, ale to także mniej, albo mniej więcej tyle ile w ostatnich trzech latach poświęcono na cały pozostały – poza żużlem – gorzowski sport. Skoro nas stać na taki wydatek na żużlowe igrzyska, to powinno nas stać także na wyłożenie przynajmniej dwa razy tyle na gorzowski sport w tym samym czasie. Tym bardziej, że mamy w tym zakresie dorobek, potencjał i możliwości. Są trenerzy, działacze, kibice oraz miejscowi sponsorzy, którzy pragną tego. I decyzje w tej sprawie powinny zapaść już pół roku temu, a nie być ciągle odkładane, przekładane i odwlekane, bo radni z prezydentem i prezydent z radnymi nie mogą dojść do ładu.
Te oczekiwania mają swoje głębsze uzasadnienie. Żużel to nasza duma i sława, ale żużel to nie wszystko. Żużel to sport do masowego oglądania, ale już nie masowego uprawiania. Żużel jest sportem dla nielicznych, natomiast piłka nożna, ręczna, wodna, siatkówka czy koszykówka, a nawet tenis stołowy, boks i kolarstwo, to są sporty masowego uprawiania, pod warunkiem, że spełnione są określone warunki. I nie chodzi tylko o bazę materialną, ale przede wszystkim o zachętę, motywację w postaci ligowych drużyn czy mistrzów, którym można kibicować, z którymi można się utożsamić i od najmłodszych lat naśladować. Chodzi więc nie tylko o ligowe i sportowe emocje, ale i siłę napędzającą młodych do uprawiania sportu. Bez tego na nic się zdadzą wszelkie programy szkoleniowe, zdrowotne, terapeutyczne, profilaktyczne i tym podobne, na które wydaje się olbrzymie pieniądze z mizernym zresztą skutkiem.
Nie mam nic przeciwko GP w Gorzowie, jestem jak najbardziej, za, ale upominam się jedynie o równoprawne traktowanie pozostałych klubów i dyscyplin gorzowskiego sportu. I to z wielu powodów. I nawet znakomity, miejmy nadzieję, udział Bartka Zmarzlika w całym cyklu turniejów GP, nie może nam przesłonić nędzy gorzowskiego sportu. Bo albo nas stać na sport, albo nie. Idzie więc o to, by Grand Prix na żużlu w Gorzowie nie było zamiast sportu, ale jego częścią i zwieńczeniem.
Jan Delijewski
P.S. Mój poprzedni komentarz, odnoszący się do zgody rady miasta na zmianę statusu telewizyjnej działki przy Piłsudskiego, wywołał spore zainteresowanie i gorące emocje. Dla jasności, której zdaje się niektórym czytelnikom zabrakło, wyjaśniam: istotą tamtego komentarza jest moja dezaprobata dla trybu i sposobu podejmowania ważnej decyzji przez prezydenta i radę miasta - pod presją, bez dogłębnej wiedzy i jakiekolwiek gwarancji - w kontekście dbałości o majątek miasta. Reszta ma tu drugorzędne znaczenie. Od prezydenta oraz rajców miejskich oczekuje większej powagi i rozwagi, bo argument, że zabiorą nam i przeniosą telewizję do Zielonej Góry jest zarazem żałosny, jak i śmieszny, i godny Wąchocka.
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.