Szkoda czasu i atłasu na wizyty, z których nic nie wynika

2015-10-12, Komentarze na gorąco

W niedziele gościła ponoć w Gorzowie premier Ewa Kopacz.

Ponoć wpadła do szpitala, by się tam pokazać i pochwalić swoimi kandydatami do parlamentu. Ponoć była dumna, że dzięki rządowej pomocy szpitalowi udaje się wyjść na prostą i jeszcze dalej. Piszę „ponoć”, bo jej nie widziałem, nie słyszałem, ale tak mówią i piszą inni. A nie widziałem i nie słyszałem, gdyż nie pojawiła się wcześniej żadna oficjalna informacja o tej wizycie, o spotkaniach czy innych działaniach w naszym mieście. Ani służby prasowe wojewody, ani żadne inne nie były uprzejme wcześniej publicznie o tym poinformować.

Skoro rządowe i platfomerskie siły i środki nie widziały interesu w tym, by szeroko poinformować o tej ponoć zaplanowanej, acz niespodziewanej zarazem wizycie, to i nasz portal oraz trochę gorzowskich wyborców nie mało interesu, by szukać pani premier po mieście, bo aż tak zdeterminowani nie jesteśmy. Tym bardziej, że wizyta nie była chyba wcale taka ważna, skoro nie starano się jej nagłośnić. Nie bardzo wiadomo nawet czy była to wizyta prywatna czy służbowa; partyjna czy rządowa? Trochę się jednak dziwię, że nie zadbano o szeroką zapowiedź i relacje z tej wizyty. Wszak Ewa Kopacz jest nie tylko szefową walczącej o przetrwanie partii, ale przynajmniej do 25 października i kilka dni dłużej, premierem polskiego rządu. A może właśnie o to chodziło? Może chciano coś przed panią premier albo gorzowianami ukryć? Tak czy owak, szkoda czasu i atłasu na wizyty, z których nic nie wynika. Ani dla odwiedzających, ani dla odwiedzanych; ani dla wybierających, ani dla wybieranych.

A swoją drogą, Donald Tusk miał jednak więcej odwagi oraz wyczucie miejsca, czasu i sytuacji. Wiedział jak dotrzeć do wątpiących i nieprzekonanych. A przynamniej próbował.

Wybory niebawem.

Jan Delijewski