2015-11-27, Komentarze na gorąco
Stal Gorzów ujawnia badania, z których ma wynikać, że żużel mocno promuje miasto. Być może.
Wyliczono nawet, że wartość tej promocji sięga 6 milionów złotych. Być może. Tylko gdzie promuje i z jakim skutkiem? Wszak chcemy czy nie chcemy, ale nasz ukochany żużel jest niszową dyscypliną sportu, nieznaną szerzej na świecie, a tam gdzie jest znany akurat taka promocja przypomina przekonywanie przekonanych.
Oczywiście, że należy wspierać gorzowski żużel, bo to tradycja, marka sama w sobie i jedna z nielicznych wizytówek miasta, które nie bardzo ma się czym szczycić w świecie. Ale trzeba czynić to z umiarem, bo ten świat żużlowy jest zwyczajnie mały. Tymczasem w tym wielkim świecie raczej inne przedsięwzięcia, wartości i symbole są zauważane. W sporcie to chociażby piłka nożna, która w Gorzowie jest jednak niedoceniana i poniewierana, ale i poza sportem są rzeczy ważniejsze, bardziej nośne i uniwersalne, a przez to chyba cenniejsze. Jak chociażby kultura, gdzie naszą dumą i sławą jest Jazz Club Pod Filarami, do którego szybkimi krokami dołącza Filharmonia Gorzowska ze swoja orkiestrą pod dyrekcją prof. Moniki Wolińskiej. Tak, tak w kulturalnym świecie o Filharmonii Gorzowskiej mówi się dobrze i coraz lepiej, a przecież dopiero wychodzi z fazy raczkowania, bo młoda ci ona i na dorobku. A jednak wybitni muzycy, soliści i dyrygenci występujący tutaj wyrażają się o niej nader pochlebnie, co jak najbardziej przekłada się na promocję miasta. To ile jest ona dzisiaj warta?
Nie piszę o tym dlatego, żeby w prosty sposób przeciwstawić kulturę sportowi, czyli filharmonię żużlowi, ale by zwrócić uwagę na proporcje i właściwe postrzeganie obrazu i promocji miasta. O żużlu bowiem nikt rozsądny nie mówi, że trzeba go zaorać, zlikwidować i pogonić, acz sama organizacja turnieju Grand Prix nawet po mniejszych kosztach przy niedostatkach pieniędzy na sport nadal budzi wątpliwości. Natomiast coraz głośniej słyszę, że jak tylko znikną unijne zobowiązania związane z budową Filharmonii Gorzowskiej, co nastąpić ma w przyszłym roku, to orkiestra jako nazbyt kosztowna w utrzymaniu zostanie rozwiązana. Pozostanie więc filharmonia, ale bez orkiestry, czyli wielki obiekt z salą koncertową, w której na zasadach impresariatu coś będzie się działo. Coś… To tak jakbyśmy wybudowali sobie halę sportową z widownia na 5-10 tysięcy widzów nie mając żadnego zespołu na ekstraligowym poziomie…
Nim więc zapadną jakiekolwiek decyzje dobrze byłoby rozważyć i zważyć wszystkie argumenty za i przeciw, uważając przy tym na wcale nie niszowy charakter muzyki i kulturę wysoką. I wcale nie chodzi tutaj o ucieczkę przed chamstwem na stadionach, lecz by zwykłej kultury także w sporcie nam nie brakowało. Takie zrównoważenie nam i miastu bardzo się przyda.
I jeszcze jedno, a propos dyskusji o gorzowskiej kulturze… To nie filharmonia kosztuje za dużo, to na kulturę za mało przeznacza się u nas pieniędzy! Wystarczy porównać gorzowskie wydatki na kulturę z budżetami innych miast.
Jan Delijewski
P.S. Nie byłem fanem budowy filharmonii w takim kształcie, ale skoro już taka jest, to niech się w niej dobrze dzieje. A dzieje się naprawdę dobrze!
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.