2016-03-07, Komentarze na gorąco
Napisali i powiedzieli mocno i dosadnie już o tym inni, ale i mnie trudno przejść nad tym do porządku dziennego.
Chodzi o skradzione popiersie Zenona Bauera, ale i zagrabione medaliony z obelisków poświęconych pisarce Irenie Dowgielewicz i landsberskiemu społecznikowi, założycielowi parków Egometowi Brahtzowi. Regionalista Robert Piotrowski mówi o „zamachu na pamięć”, mecenas Jerzy Synowiec grzmi o „inwazji dziczy”, a nasz bloger Jerzy Kułaczkowski w prostych słowach dodaje, że to „wstyd i hańba” dla miasta i mieszkańców. I trudno z tymi, wcale nie przesadzonymi, opiniami się nie zgodzić.
Nie wiem, co na to gorzowska policja, straż miejska czy władze miasta, ale wiem, że dla wszystkich punktem naszego wspólnego honoru powinno być odnalezienie skradzionych i sponiewieranych wartości, przykładne ukaranie sprawców i dołożenie starań, by w przyszłości to się nie powtórzyło. Tak, wartości, bo tu nie chodzi o te kilogramy cennego metalu, ale o wartości, jakie one miały i niosły z sobą dla nas i potomnych. Dlatego karą nie powinny być też grzywny czy więzienie, ale prace społeczne na rzecz miasta pod publicznym nadzorem, z piętnem winowajcy i świętokradcy.
Zupełnie inną sprawą są przyczyny tego „zamachu i zdziczenia”. To nie jest już tylko kwestia zwykłej biedy i zwyczajnej patologii, z jaką mamy od lat do czynienia. Ten przejaw zwyrodnienia, to w jakiejś mierze także skutek tego, co się od dłuższego czasu w kraju dzieje, a co prowadzi w konsekwencji do upadku wszelkich autorytetów, wartości oraz braku elementarnego szacunku dla ludzi i instytucji, a także deficytu jakiegokolwiek, nawet złodziejskiego honoru. I mocno się obawiam, że może być tylko gorzej, mimo zaostrzenia sankcji i groźby więzienia.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.