2016-09-16, Komentarze na gorąco
Czeka na kolejna fala dekomunizacyjnej zmiany nazw ulic w mieście.
Pozbyliśmy się już m.in. Świerczewskiego, Dzierżyńskiego i ten sam los spotka prawdopodobnie Bierzarina, gen. Popławskiego, Kasprzaka, Szenwalda, a może nawet Franciszka Walczaka, który choć padł ofiarą sowieckich żołdaków, to jednak milicjantem był...
A to za sprawą „ustawy dekomunizacyjnej”, która 2 września br. weszła w życie. Samorządy mają teraz 12 miesięcy na dekomunizację ulic, placów i pomników. Jeżeli nie uczynią tego z własnej woli, to sprawy w swoje ręce weźmie wojewoda, który zarządzeniem może zmienić nazwy ulic, ale i obiektów symbolizujących „komunizm lub inny ustrój totalitarny”.
Ucieczki od tak pomyślanej dekomunizacji, więc nie ma. Tak postanowiła większość parlamentarna i tak ma być. Bez względu na koszty, problemy i widzenie spraw przez samych zainteresowanych mieszkańców. Inną sprawą w tej sytuacji jest kwestia interpretacji tak pomyślanej dekomunizacji. W samym Gorzowie przecież kontrowersje mogą być nie tylko wokół sylwetki Franciszka Walczaka. Jak chociażby potraktować ul. 9 Maja, Armii Ludowej czy nawet Batalionów Chłopskich albo Obrońców Pokoju, które mocno jednak kojarzą się z poprzednim ustrojem? A Kombatantów? Przecież nie o Żołnierzy Wyklętych chodziło, kiedy nazwę nadawano. Takich ulic skażonych poprzednią epoką jest u nas jeszcze całkiem sporo. Nie wspominając już o pomniku II Armii Wojska Polskiego stojącym na Kwadracie, który już jedni chcą przenieść, inni zaś zburzyć.
Już widzę oczyma duszy swojej te kłótnie i spory o to, które nazwy są słuszne, a które niegodne nowej epoki. I słyszę złorzeczenia mieszkańców ulic, których dotkną te zmiany. Jakby nie mieli innych problemów.
Ale może wówczas znajdzie się w Gorzowie ulica dla Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Kuronia, Bronisława Geremka czy profesor Zofii Kuratowskiej, jak chce radny mecenas i nasz bloger Jerzy Wierchowicz?
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.