2017-02-17, Komentarze na gorąco
Od stycznia mamy zamieszanie z powodu nowej ustawy, która zezwala na swobodną wycinkę drzew na prywatnej posesji.
Pod topór idą więc liche samosiejki, ale i dorodne dęby, klony czy lipy, które w różny sposób przeszkadzają właścicielom. Inaczej jest w miejscach publicznych czy związanych z działalnością gospodarczą, gdzie każdorazowo wymagana jest zgoda, a za każde wycięte drzewo trzeba słono zapłacić. Chyba że jest to związane z inwestycjami, jak to ma miejsce w Gorzowie m.in. na Kostrzyńskiej.
Co do zasady z żalem patrzę na każde wycięte drzewo, szczególnie po lekturze książki „Sekretne życie drzew” Petera Wohllebena, które żyją i doświadczają znacznie więcej niż się potocznie wydaje. Jednakże tym razem z wycięcia trzech dorodnych topoli na moim osiedlu wyjątkowo się cieszę, podobnie jak zdecydowana większość okolicznych mieszkańców. A to z tego powodu, że ich sąsiedztwo niosło z sobą więcej minusów niż plusów. Bowiem każdego lata przez kilka tygodni obficie sypał się z nich biały puch, czyli tzw. kotki, które niesione wiatrem rozsiewały się po całej okolicy, wdzierając do mieszkań przez otwarte okna. Było to niezwykle uciążliwe dla mieszkańców tej części Manhattanu. I bardzo dotkliwe dla alergików, których stale przecież przebywa. O chodnikach dewastowanych przez rozległe korzenie nie ma tu już co się rozwodzić.
Drzewa są nam do życia niezbędne i trzeba je chronić. Ale nie każde może rosnąć tam, gdzie w bezpośredni sposób szkodzi swemu otoczeniu, w tym przede wszystkim mieszkającym tam ludziom. Te akurat topole nieopatrznie posadzone w tym miejscu okazały się błędem, który trzeba było naprawić.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.