2017-04-09, Komentarze na gorąco
Jeszcze nie przebrzmiały echa wojenki o siedzibę Izby Krajowej Administracji Skarbowej, a w Zielonej Górze znowu larum grają.
I znowu za sprawą prezydenta Janusza Kubickiego, który śmiało może uchodzić za pierwszego obrońcę wielkości i symbol zaborczości Winnego Grodu. Tym razem profilaktycznie i na wszelki wypadek staje w obronie miejsc pracy, a jakże, dla zielonogórskich pracowników Narodowego Funduszu Zdrowia, który zgodnie z intencjami rządu jesienią ma zostać zastąpiony przez Urząd Zdrowia Publicznego, a jego lubuski oddział może znaleźć swoje miejsce w Gorzowie. W myśl zasady, że co rządowe, to przy wojewodzie.
Prezydent Kubicki wie co robi i czyni to w trosce o interes Zielonej Góry, a także swój, za nic przy tym mając Gorzów i równoprawne traktowanie obu stolic regionu. Na nic, więc ma zasady i warunki, które legły u podstaw powstania województwa z rozdziałem funkcji rządowych oraz samorządowych między Gorzów i Zieloną Górę. Dla niego jest jasne i oczywiste, że wszystko, co wojewódzkie i regionalne powinno mieć swoje miejsce w Zielonej Górze, bo jest jedynie słuszne i potrzebne, gdyż wielkość i siła z każdym rokiem większe za tym stoją i przemawiają. A Gorzów niech się zwija i buduje swą wielkość co najwyżej powiatową, bo centrum województwa było, jest i ma być w Zielonej Górze. I ma w tym działaniu sojuszników - polityków od prawa do lewa i urzędników od najwyższego do najniższego szczebla.
A co na to gorzowscy politycy, radni, posłowie i senatorowie. Nieśmiało oponują albo wymownie milczą, bo ważniejsze interesy maja na głowie niż interes Gorzowa.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.