2017-06-29, Komentarze na gorąco
Kierowcy Miejskiego Zakładu Komunikacji domagają się podwyżek płac, bo za mało zarabiają. Ponadto chcą zmiany systemu wynagrodzeń, który jest dla nich krzywdzący, jak uważają.
Prezes MZK Jerzy Maksymiak nie wyraża zgody, tłumacząc im i nam, że firmy będącej spółka prawa handlowego na to nie stać, a podwyżka cen biletów nie wchodzi w rachubę.
Jeżeli nic w tej sytuacji się nie zmieni, to będziemy mieli nowe autobusy i tramwaje, ale zabraknie kierowców i motorniczych, którzy pójdą za pracą tam, gdzie więcej płacą. Dlatego rada miasta zaapelowała do prezydenta o pilne zajęcie się sprawą.
Absolutnie zgadzam się jednak z prezesem Jerzym Maksymiakiem, że komunalnej firmy jako takiej nie stać na podniesienie płac, bo MZK zarabia przede wszystkim i głównie na usługach przewozowych zamawianych przez miasto, które finansuje je poprzez sprzedaż biletów oraz dotację, którą na wniosek prezydenta uchwala rada miasta. Cen biletów lepiej nie podnosić, bo łatwiej w ten sposób stracić pasażerów niż zyskać. Jedynym wyjściem więc na spełnienie słusznego postulatu kierowców i motorniczych jest zwiększenie dotacji. Jak szybko i pobieżnie policzyłem, podwyżka płac przeciętnie o 400 zł brutto dla około 200 kierowców i motorniczych, kosztować może (z narzutami!) rocznie około 1,5 mln. To mniej więcej tyle, ile zapłacimy za tegoroczne Dni Gorzowa. I zapłacimy nie obcym firmom oraz wykonawcom, ale gorzowianom, którzy te pieniądze w większości zostawią w naszym mieście, przyczyniając się do jego rozwoju.
Prezes Jerzy Maksymiak myśli zapewne podobnie, ale jemu akurat nie wypada i nie uchodzi dopominać się o zwiększenie dotacji, bo mógłby łatwo narazić się na zarzut rozrzutności czy niegospodarności. Radni natomiast nie tylko mogą tego dochodzić, ale wręcz są władni uchwalić zwiększenie dotacji do transportu publicznego w mieście, który dzięki nowym autobusom i tramwajom ma być przecież jeszcze lepszy.
Jan Delijewski
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.