2013-11-28, Komentarze na gorąco
Jedna z najstarszych sztuczek karcianych, jakie pamiętam, jest ta z wyciąganiem z kieszeni określonej karty w kolejności wskazanej przez drugiego gracza.
W skrócie chodzi w niej o to, że po wcześniejszym potasowaniu kart chowamy je kieszeni, zapamiętując jednak ostatnią w talii. Następnie nieświadomego tego wszystkiego gracza tak pytamy o kolory i karty aż wskaże nam właśnie ową ostatnia kartę, by w końcu z uśmiechem zapytać go za którym razem mamy ją wyciągnąć z kieszeni, co też triumfalnie czynimy. Zaś nieznający sztuczki biedak pozostaje w przekonaniu, że to on dokonał wyboru.
Przypomina mi się ta sztuczka, kiedy patrzę na to co się dzieje w naszym mieście z tzw. budżetem obywatelskim. Wybór obywatelskich inwestycji do realizacji w naszym mieście ma więcej urzędniczego kuglowania niż obywatelskiej demokracji. I tu się raczej zgadzam z Darkiem Barańskim z Gazety Wyborczej, który bardzo krytycznie pisał o gorzowskiej zabawie z budżetem obywatelskim. No bo skoro mieszkańcy zgłaszają 273 projekty, z czego 142 spełnia wszelkie wymogi formalne, to nie powinno się już tego okrajać i dobierać – najpierw przez prezydenta, później przez radnych – podzielonych następnie równo w trosce o swój elektorat na istniejące w mieście pięć okręgów wyborczych. Dobrze więc, że radni poskromili swoje zapędy i odpuścili sobie dalsze selekcjonowanie, dając mieszkańcom do wyboru nie 50, jak planowali, a 75 propozycji wyselekcjonowanych już przez prezydenckich urzędników. Trochę to mały wybór, ale mimo wszystko większy niż mniejszy.
Inna rzecz, że przy prawie półmiliardowym budżecie 2 miliony na obywatelskie inicjatywy wyglądają bardzo skromnie. Tym bardziej, że dzięki tym pomysłom powstają naprawdę pożyteczne i wartościowe rzeczy, które w zauważalny sposób poprawiają jakość naszego codziennego życia. Ale prezydent pytany dlaczego tylko dwa miliony przeznacza na ten cel, a nie np. 6 milionów jak w Zielonej górze, odpowiada, że cały budżet miasta jest przecież obywatelski, to po co więcej. Czy jednak obywatele miasta o tym wiedzą i z tym się zgadzają?
Tak z poważnej idei budżetu partycypacyjnego, która ma wzmacniać lokalną samorządność i demokrację, robi się trochę niepoważna zabawa znaczonymi kartami z naszym udziałem. Z miasta prywatnego folwarku to jeszcze nie czyni, jak chciałby D. Barański, ale coś blisko niego. W każdym razie dziedzica i ekonomów możemy jeszcze sobie sami wybierać, bez takich ograniczeń jak w przypadku budżetu obywatelskiego, aczkolwiek i tu karty są znaczone przez partie i polityczne gremia.
L.Z.
P.S. Inna sprawa, że do regulaminu zgłaszania wniosków do budżetu obywatelskiego można wprowadzić kwotowe ograniczenia, by nie pojawiały się propozycje inwestycji za grube miliony. Pomysły za grube miliony należą do prezydenta i rady miasta, ale także powinny być poddawane ocenie mieszkańców. Skoro już cały budżet jest obywatelski…
W miniony piątek dla lubuskich uczniów zabrzmiał ostatni dzwonek przed zimową przerwę.