2013-12-23, Na szlaku
Wyspa Sainte-Marie (Santa Maria) przez tubylców zwana Nosy Boraha położona jest na Oceanie Indyjskim w odległości około 8 km od wschodniego wybrzeża Madagaskaru.
Posiada wydłużony kształt o wymiarach około 50 km długości i miejscami do 7 km szerokości. Od 1960 roku wysepka należy do niepodległego Madagaskaru – prowincja Toamasina. Została odkryta przez Portugalczyków w XVI wieku.
Ze względu na swoje atrakcyjne położenie wielokrotnie zmieniali się jej właściciele. Jednak największą sławę w swojej historii wyspa zawdzięcza piratom. Pływające do Indii i dalej na wschód, a potem wracające wyładowane wszelkiego rodzaju dobrami żaglowce zmuszone były przepływać obok tej wysepki. Pamiętajmy, że w tamtych czasach nie było jeszcze Kanału Sueskiego. Drugim na świecie podobnym rejonem w którym w tych czasach działali piraci były Karaiby.
Wyspa posiada bardzo nieregularną wręcz postrzępioną linię brzegową z dużą ilością zatok oraz wzniesień które w sposób naturalny stanowiły schronienie dla piratów.To z tych kryjówek wypływały łodziami i statkami załogi piratów w celu zdobycia jak największych łupów z przepływających obok żaglowców. Rabowano głównie jedwabie, muśliny, satynę, złoto, srebro i przyprawy.
Do dnia dzisiejszego na wyspie znajduje kilka cennych pamiątek po tamtych czasach. Największą z nich jest autentyczny cmentarz na którym pochowani są piraci. Na pagórku z widokiem na Ocean Indyjski porośniętym bananowcami i palmami wędrowca znajduje się kilkadziesiąt rozrzuconych częściowo poprzewracanych kamiennych nagrobków.
Na większości z nich wyryte są obok nazwisk, imion i dat charakterystyczne znaki czaszki i pod nią skrzyżowane kości. Ten znak piracki jest znany na wszystkich kontynentach.
Przygotowując się do wyprawy na Madagaskar już w kraju zdobyliśmy dużą wiedzę na temat Madagaskaru i całego tego rejonu. Będąc na wschodnim wybrzeżu wyspy w miejscowości Toamasina (Tomatave) z Magdą, Grażyną i Jackiem postanawiamy zwiedzić leżącą niedaleko wyspę piratów St.Marie, na którą można się dostać małym samolotem lub drogą morską. Wybieramy wariant tubylczy czyli łodzią. W Toamasinie o godzinie 8 00 całą czwórką z dużymi plecakami z trudem wsiadamy do TAXI Renault 4 i po kilku godzinach jazdy w kierunku północnym Madagaskaru wysiadamy nad brzegiem wyspy w miejscu z którego przeprawiają się łodzie na wyspę St.Marie. Miejsce przeprawy nazywa się Sonerana-Ivongo. Jako osoby obce w tym miejscu musimy zarejestrować się w miejscowym posterunku żandarmerii. Młody sympatyczny Malgasz, żandarm po raz pierwszy w życiu miał okazję zarejestrować wędrowców z odległej Polski.
Przystań „pożal się Boże”, to kilka zbitych z desek domków ustawionych na brzegu. Mamy trochę wolnego czasu, który przeznaczamy na zwiedzanie okolicy. Wszędzie towarzyszy nam gromada ciekawskich malgaskich dzieci.
Około 15-tej wsiadamy z plecakami na łajbę. Tak tę łódkę trzeba nazwać. Na dnie łodzi worki i pakunki z towarami oraz dwa rozlatujące się rowery. Ludzi łącznie z załogą jest 37osób, w tym kilku Japończyków i czworo nas Polaków. Siedzimy na pakunkach leżących na dnie i naszych plecakach. Dach nad głowami wykonany z folii rozciągniętej na kilku kijach przypominających kije do pomidorów. Napęd do zaburtowy silnik spalinowy. Po opuszczeniu przystani wypływamy na ocean. Na początek wysoka fala i mocne kołysanie. Na łodzi wyczuwamy silny zapach paliwa. Okazuje się że to załoga z papierosami w ustach przelewa paliwo z zapasowego pojemnika do silnika. Po chwili z przerażeniem stwierdzamy, że na łodzi nie ma ani jednej kamizelki ratowniczej. Dwie Japonki nakrywają głowy kurtkami i płaczą. Po dwóch godzinach dobijamy do miasteczka portowego Ambodifotatra w środkowej części wyspy St.Marie. Port przypomina małą przystań jachtową z niewielkim pomostem do którego zacumowanych jest kilka łódek.
Na miejsce naszego pobytu wybieramy położony nad piękną łukowatą zatoczką i porośnięty pochyłymi palmami brzegiem ośrodek La Crique. Nasz bungalow to dwuizbowy domek wykonany z mat palmowych, bez szyb w oknach. Nad każdym łóżkiem rozwieszona jest moskitiera. Trzeba pamiętać, że Madagaskar i pobliskie rejony zaliczone są do strefy malarycznej.
Po rozejrzeniu się wokół stwierdzamy że decyzja wyjazdu na wyspę St.Marie to strzał w dziesiątkę. Na niewielkiej powierzchni znajdujemy tu spokój, ciszę, wspaniałe widoki, egzotyczną roślinność, super plaże również nad oceanem no i bezpośredni kontakt z historią tej wyspy. To tutaj wieczorami roznosi się powietrzu zapach suszonych na trzcinowych matach goździków. Goździki rosną na drzewach posadzonych w pobliżu. Inne znane nam z kuchni przyprawy jak wanilia, cynamon, trawa cytronela, śliwka madagaskarska zwana liczi czy orzechy kokosowe też tu rosną. Zagony wanilii wyglądają jak uprawy naszej fasoli tyczkowej, a ananasy wyrastają z ziemi przypominając z grubsza kalafiory. Przechodząc pod palmami kokosowymi trzeba uważać aby przypadkiem orzech wielkości piłki nie spadł nam na głowę.
Na targowisku duża różnorodność ryb, krabów i innych owoców morza oraz kilka rodzajów ryżu, bananów, ananasów i papryczek. Wszystko jest inne i nie tak dorodne jak w naszych dyskontach i supermarketach, ale za to jakie smaczne i rozpływające się w ustach.
Podstawą wyżywienia jest ryż. Nasze ziemniaki są praktycznie nieznane. Dieta codzienna nie zawiera praktycznie żadnego białka zwierzęcego po za drobiem. Dla Malgaszy mięso jest rarytasem. Ze zwierząt domowych oprócz drobiu hoduje się kozy i charakterystyczne dla Afryki garbate bydło zebu.
Pobyt na wyspie przeznaczamy na wędrówki i zwiedzanie jej wzdłuż i w szerz. Poznajemy jej atrakcje i historię. Z atrakcji to pływanie i nurkowanie w wodach zatoczki i oceanie. Obserwujemy rafy koralowe, kolorowe ryby i różne rodzaje krabów. Jednak największą atrakcją morską naszego pobytu, jaką mogliśmy zaobserwować, były baraszkujące wieloryby. Co kilka minut ogromne cielska wynurzały się z wody i wyrzucały wysoko w górę piękne fontanny wodne. Według tubylców mieliśmy wyjątkowe szczęście bo trafiliśmy na początek miłosnych zalotów wielorybów które na okres godów przypływają tu aż z zimnych rejonów Kanady.
Do dnia dzisiejszego na wyspie znajdują się cenne pamiątki po tamtych czasach. Największą z nich jest autentyczny cmentarz na którym pochowani są piraci. Na pagórku z widokiem z jednej strony na Ocean Indyjski, a z drugiej strony na położony nad malowniczą zatoczką stary kościół zlokalizowany jest jeszcze starszy cmentarz. Na tym cmentarzu porośniętym bananowcami i palmami wędrowca znajduje się kilkadziesiąt częściowo poprzewracanych kamiennych nagrobków. Na niektórych przez wieki napisy uległy erozji i są nieczytelne. Na pozostałych w miarę czytelnych kamieniach łatwo zauważyć że obok nazwisk, imion i dat wyryte są charakterystyczne znaki czaszki i pod nią skrzyżowane kości. Jest to wyjątkowe miejsce dla dojrzałego mężczyzny który kiedyś był dzieckiem i bawił się w piratów. To tutaj na tej małej wysepce w wiekach XVII, XVIII i XIX ale i również w I połowie XX schronienie znajdowały załogi piratów.
Ten symbol piratów jest znany na wszystkich kontynentach, a bandera piracka i zasłonięte jedno oko za sprawą takich filmów jak ”Karmazynowy pirat” , „Wyspa Skarbów” czy ”Kapitan Hak” w nadchodzącym karnawale będą miały swoich naśladowców na balach przebierańców.
Z pięknej wyspy St. Marie wykorzystując nasz pobyt do maksimum już samolotem firmy „Air Madagaskar” wróciliśmy do stolicy Madagaskaru Antananariwo.
Ryszard Bronisz
Po raz pierwszy od lat województwo lubuskie pokazało się w ITB, największych targach turystycznych w Europie. Na ten czas do Berlina zjechał się cały świat.