2014-01-25, Na szlaku
Szlak tym razem wiedzie wokół jezior, które odkrywają inne swoje oblicze.
Droga prosta, zabłądzić nie sposób, a satysfakcja z jej pokonania nie do przecenienia.
Szlak zaczyna się w Różankach. Na rodzie skręcamy w pierwszą uliczkę w prawo, mijamy kościół. Tu na chwilkę warto się zatrzymać i popatrzeć na obelisk poświęcony mieszkańcom wsi, którzy zginęli w I wojnie światowej. To znak, że żyjemy w naprawdę normalnych czasach, pogodziliśmy się z historią tych ziem i ją akceptujemy. Obok stoi zupełnie nowy niewielki pomnik Jana Pawła II.
Ruszamy dalej, bruk prowadzi nas koło wyschłego i kompletnie zaniedbanego stawu przeciwpożarowego. Takie zbiorniki były kiedyś wszędzie, ale po latach popadły w ruinę. Idziemy dalej.
Do jeziora Przeciętego
Dochodzimy do skraju wsi, gdzie rozchodzą się trzy drogi. Najbardziej skrajna w lewo wiedzie do cmentarza, na którym kilka lat temu byli i obecni mieszkańcy ustawili obelisk na wspólną pamięć tych co tu żyli niegdyś, i tych, co żyją teraz. Ale my wybieramy środkową drogę, tę która biegnie ku lasowi przez pole i wiedzie obok ambony myśliwskiej. Idziemy jakiś kilometr prosto, aby skręcić w lewo w przecinkę za linią energetyczną. W oddali powinno zamajaczyć jezioro Przecięte. To długa rynna, której brzegiem idziemy aż do widocznego jaru, skręcamy w prawo i dalej brzegiem aż do grobli, która biegnie przez jezioro i właśnie od niej ono zawdzięcza swoją nazwę. Przechodzimy groblą na drugą stronę i jarem wychodzimy na koński szlak. Tu skręcamy w lewo i znaki nas prowadzą.
Nierzym też po drodze
Znaki prowadzą wygodną drogą, mijamy po lewej polanę, która powstała z wyschniętego bagienka. Stoi to ambona myśliwska, znakiem tego, dzika można spotkać albo jakąś inną sarnę. Jak mamy szczęście, to i jelenie się pokażą. Dochodzimy do linii energetycznej, idziemy dalej prosto, aż dochodzimy do drogi z Gorzowa do Strzelec Krajeńskich i dalej aż do Gdańska. Przekraczamy ją i znaki końskiego szlaku nadal nas prowadzą. I tu trzeba uważać, bo wyraźnej drogi nie ma, a szlak widać na sosnach. Ale po chwili znaki wyprowadzają nad jezioro Nierzym. Na drugim brzegu widać nieczynny zimą ośrodek sportów wodnych, a my dalej idziemy szlakiem końskim, lub też wybieram brzeg jeziora. I tu są dwie opcje. Albo za jakieś 600-700 metrów wespniemy się na wysoki pagórek, aby znaleźć przecinkę prowadząca do Ostrowitego, albo też dojdziemy do końca jeziora i wtedy, po skręcie w lewo, przez las przejdziemy do duktu, tu znów w lewo, który doprowadzi nas do Ostrowitego. Tym razem idziemy jego południowo-zachodnim brzegiem.
Wyspa na środku
Szlak (oznaczenia czerwonego szlaku pieszego i niebieskiego kijkowego) ma niebagatelne walory. Wiedzie blisko brzegu, wije się między wysoką monokulturą sosnową. Można popatrzeć na maleńka wysepkę na środku jeziora. Po chwili mijamy bagna i szlak wyprowadza nas na dobrą drogę, szeroką i przeznaczoną do jazdy nawet niekoniecznie terenowymi samochodami. I tak osiągnęliśmy jedną z licznych dróg pożarowych w podgorzowskich lasach. Skręcamy w prawo i znów opcje są dwie. Albo idziemy cały czas prosto, aż do leśnego parkingu na wysokim brzegu pomiędzy jeziorami Ostrowite i Jeż, albo też po jakichś 200m skręcamy w prawo, aby po chwili dojść do Jeża i szlakiem końskim (skręcając w prawo) dojść do pożarów ki, którą na chwilę zostawiliśmy. Warto podejść do Jeża, bo to jedno z piękniejszych jeziorek w okolicy.
I pożarówka cały czas prosto doprowadza nas do Santoczna, trzeba tylko pamiętać, że na wyraźnym rozwidleniu należy skierować się w prawo.
Po drodze miniemy jeszcze leśniczówkę Nierzym, bagna, które zawsze są wilgotne, nawet w upały największe i po chwili otwiera nam się widok na Santoczno z jego ryglowym kościołem i paru innymi ciekawymi miejscami. Tu warto popatrzeć na tzw. wodospad, czyli miejsce po dawnym młynie oraz na lapidarium, czyli były niemiecki cmentarz. Warto dodać, że mieszkańcy wsi dbają o to miejsce, stale palą się tu znicze na znak pamięci.
W drogę poszli członkowie klubu Nasza Chata, prowadził Marcin Wasilewski, a pisząca te słowa nalatała się dodatkowo nad jeziorami, bo szukała dwojga turystów, którzy zgubili drogę, akcja się udała. Wszyscy dotarli do mety. Szlak liczy 15 km i naprawdę warto go pokonać.
Renata Ochwat
Warto wiedzieć:
Różanki
Pierwsze wzmianki pochodzą o wsi z 1337 r. jako własności rodu Stolle. W latach 1492-1608 należała do rycerskiej rodziny von Strauss. Kolejnymi właścicielami i dzierżawcami byli: od 1646 r. Aleksander Gordon (z pochodzenia Szkot), od początku XVIII w. rodzina von Polentz. Potem właścicielami został królewski ród Hohenzollernów. Ostatnim dzierżawcą był Alfred Balcke – hodowca i teoretyk uprawy ziemniaka. Przed II wojną światową wieś nosiła nazwę Stolzenberg.
Zabytki
Kościół ewangelicki, obecnie katolicki parafialny pw. św. Stanisława Kostki, z początku XVIII wieku, z wieżą dobudowaną w 1735 r., 1874 r. Wyposażenie świątyni stanowi późnobarokowy ołtarz.
Cmentarz z dobrze zachowanymi grobami niemieckich mieszkańców wsi oraz pamiątkowym obeliskiem poświęconym byłym i obecnym mieszkańcom.
Częściowo zachowany zespół folwarczny, z połowy XIX wieku.
Stern (gwiazda), niewielki kopiec o kształcie czteroramiennej gwiazdy, najprawdopodobniej ma pochodzenie antropogeniczne i znajduje się ok. 0,5 km na północ od wsi, na skrzyżowaniu dróg w lesie.
Santoczno (Zanzhausen)
Wieś sołecka o charakterze letniskowym, na południowo-wschodnim krańcu rynny jeziora Mrowinko, 15 km na północny wschód od Gorzowa.
Pierwsze wzmianki pochodzą z 1685 r. gdy pisano już o młynie w Santocznie (Zanzmühle). Na polecenie króla Fryderyka II w latach 1765-1767 zbudowano na miejscu młyna zakład metalowy (Eisenwerk), a w 1767 założono wieś Santoczno.
W okresie II wojny światowej wieś była miejscem koncentracji II Armii Wojska Polskiego.
Zabytki
Szachulcowy kościół, dawny magazyn, przebudowany w 1771, rozbudowany i powiększony o prezbiterium w latach 1780-1782, z wieżą dobudowaną w latach 1818-1819. Opodal klasycystyczny dom pastora (nr 17) z końca XVIII wieku, powiększony o skrzydło na początku XIX wieku, mieszczący także szkolę, nakryty dachem naczółkowym.
Korzystałam z materiałów reklamowych wsi
Już nie tylko Mostek Świń jest warty tego, aby zajechać do Wismaru. Bo jak już się tam jest, to co kawałek zachwyt. Malutkie miasto nad Morzem Bałtyckim czaruje i uwodzi.