2015-05-26, Na szlaku
Teren jest generalnie płaski i dość dobrze oznaczony, ale warto zejść ze szlaku, aby sobie obejrzeć Postomię, kolejną śliczną rzeczkę, która płynie niedaleko Gorzowa.
No i trzeba wiedzieć, że znajdujemy się na 52 równoleżniku.
Trasa zaczyna się w Jarnatowie, czyli sennej wsi o rzut kamieniem od Lubniewic. I choć dziś to niewielka wioseczka jest, jak zwykle w przypadku takich małych, kryje w sobie ciekawą historię.
To była domena von Waldowów
Jarnatów położony jest wśród lasów i jezior takich jak: Miechowskie (Meekow ‒ See), Krzywe (Krummer ‒ See), Lubiąż (Lübbens ‒See) i Lubniewsko (Anken - See).
Jarnatów został założony prawdopodobnie przez śląskich osadników w połowie XIII wieku. Od 1352 do 1717 r. wieś należała do rodu von Waldow. Na początku XVIII wieku właścicielem Jarnatowa był Kacper Adam von Waldow, który w roku 1710 ufundował dla wsi kościół. W 1751 r. posiadłość przejęła rodzina Gemmingen, a w 1857 r. Henryk Tholuch. W 1910 r. dobra jarnatowskie zakupił Henryk Teodor Böttinger, a jego spadkobiercami byli jego dwaj synowie: Henryk Karol i Waldemar Fryderyk. Ten ostatni osiadł w Jarnatowie w latach 20. XX wieku i gospodarował do 1945 r.
W latach 20. ubiegłego wieku Jarnatów był unowocześnionym gospodarstwem nastawionym na hodowlę bydła, trzody i koni.
Do dziś pozostał piękny, klasycystyczny pałac. Ma nowego właściciela i jest zabezpieczony przed deszczem, ale nic więcej tam się nie dzieje.
Za żółtymi szlakami
Ruszamy szlakiem turystycznym pieszym żółtym w kierunku zachodnim. Droga biegnie obok pałacowego parku, ale gęste drzewa powodują, że tylko widać go fragmentami. Szlak prowadzi obok domu malarza Romana Sakowskiego, który jest na szlaku kulturowym województwa lubuskiego i potem znów za żółtymi znakami. Droga prowadzi brukiem, potem zawija, prowadzi koło jakiejś łąki z amboną dla myśliwych i dalej. Droga wiedzie między majestatycznymi drzewami a łąkami. Aż w końcu doprowadza do asfaltu, to droga z Sulęcina przez Żubrów do Kołczyna. Tu szlak każe nam skręcić w prawo i iść asfaltem jakieś 200 m. Potem znów wchodzimy w sosnowy las. Po lewej można zobaczyć resztki ziemianki.
Prosto, aż do rzeczki
Szlak wyprowadza nas monokulturą sosnową do wielkiej drogi pożarowej nr 25. Tu skręcamy w prawo i możemy nią dojść aż do samych Krzeszyc.
Ale warto zadać sobie trochę trudu i po chwili zejść ze szlaku w lewą stronę. Wąska ścieżynka doprowadzi nas do brzegu Postomii. I choć idziemy wiosną, to jednak piękną rzeczkę widać całkiem dobrze.
Postomia to lewy dopływ Warty o długości 67 km. Źródła ma na wschód od Sulęcina, i są to dwa wywierzyska. Rzeka płynie przez Pojezierze Łagowskie i Kotlinę Gorzowską, w środkowym i dolnym biegu (do Słońska) płynie w uregulowanym korycie jako Kanał Postomski, przepływa przez Park Narodowy „Ujście Warty”, współtworząc znajdujące się na jego terenie rozlewiska, a do Warty uchodzi na południe od Kostrzyna nad Odrą. To jedna z piękniejszych rzek i warto pójść jej brzegiem.
Aż się dochodzi do niebieskiego mostu. Tu skręcamy w prawo i wygodna droga doprowadza po dość długiej chwili do znanej już nam drogi pożarowej nr 25.
I tak sobie spokojnie wędrując, docieramy do Krzeszyc.
W Ameryce nad Wartą jesteśmy
Krzeszyce to wieś na drodze między Skwierzyną a Kostrzynem, ale jak ważna. Bo to centrum Ameryki nad Wartą, czyli terenów powstałych w drogiej połowie XVIII wieku po osuszeniu błot nadwarciańskich. Kazał je zmeliorować Fryderyk II Wielki. Legenda głosi, że gdy do władcy zgłosiła się grupa rolników z prośbą o zgodę na wyjazd do Ameryki, ten im powiedział: „Ja wam Nową Amerykę i wolność dam nad Wartą”. Do II wojny światowej kolonie na Błotach Warciańskich w okolicy dzisiejszego Słońska, Krzeszyc, Budzigniewa, Kamienia Małego, nosiły egzotyczne nazwy: Yorkstown, New York, Maryland, Pensylvanien, Hampshire, Florida, Saratoga, ale i Sumatra, Ceylon czy Malta. Do dziś ślad po egzotycznej krainie pozostał tylko w nazwie wsi Malta.
Warto też wiedzieć, że przez Krzeszyce przechodzi 52 równoleżnik. Ale trzeba zapytać miejscowych, jak dotrzeć do okolicznościowego obelisku, który zresztą jest widoczny z drogi łączącej Skwierzynę z Kostrzynem nad Odrą.
Na wycieczkę poszła Nasza Chata. Pisząca te słowa nawet dużo nie gadała. Prowadził mecenas Stanisław Żytkowski, na licznik wskoczyło 17 km.
Renata Ochwat
Źródła: Nina Kracherowa, Partyzant moralności, wyd. Śląsk, 1989.
Wydawnictwa biblioteki w Krzeszycach.
I moje własne informacje.
Już nie tylko Mostek Świń jest warty tego, aby zajechać do Wismaru. Bo jak już się tam jest, to co kawałek zachwyt. Malutkie miasto nad Morzem Bałtyckim czaruje i uwodzi.