2016-03-23, Na szlaku
Piękne cerkwie, ciekawe historie, w końcu niezwykły kościół powodują, że warto się wybrać w niedaleką, ale jakże ciekawą drogę.
Szlak wiedzie przez miejsca pozornie znane.
O tym, że Gorzów i okolice jest są tyglem kultur i tyglem religii, wiedzą wszyscy. Dużo się o tym mówi, dużo pisze. Ale rzadko kiedy można tego namacalnie dotknąć. Samemu usiąść w ławce, w której modlą się wierni obrządków wschodnich, albo wierni malutkiego, a jakże ślicznego kościółka zagubionego w lasach Puszczy Nadnoteckiej. Ta sztuka udała się Klubowi Regionalistów, którzy wyruszyli w podróż po religiach i ciekawych miejscach zupełnie niedaleko od Gorzowa.
Zaczynamy w Gorzowie
Nasz szlak zaczyna się w mieście. Spotykamy się na cmentarzu świętokrzyskim, bo tu na wzgórzu, obok kwatery dziecięcej mieści się cerkiew grekokatolików, czyli unitów. To świątynia wiernych chrześcijan w obrządku wschodnim. Cerkiew, która z zewnątrz wcale nie wygląda wcale jak cerkiew mieści się bowiem w starej cmentarnej kaplicy. Przyjmuje nas proboszcz parafii unickiej, przemiły ksiądz Dariusz Hubiak. Opowiada o historii Kościoła chrześcijańskiego, przybliża wszystkie zmiany, jakie doprowadziły do tego, że mamy i katolików, i grekokatolików ale i prawosławnych. Pokazuje szaty liturgiczne, księgi, tłumaczy, czym się różni, a w czym jest podobna liturgia tych trzech odłamów jednej religii, jednego wyznania.
Ważne jest jednak to, że unici mają swoje miejsce. Unici pojawili się w Gorzowie i okolicy po jednak niesławnej Akcji Wisła w 1947 roku. W zbójecki sposób na ziemie zachodnie przesiedlono wówczas ludność z Bieszczad i Pogórza. Znaleźli się tu i długo musieli czekać na to, aby móc znów się modlić we własnym obrządku. Pierwsze greckokatolickie nabożeństwo w Gorzowie Wielkopolskim odprawił w kościele Świętego Krzyża ks. Teodor Markiw z Wałcza w roku 1968. Od 1974 roku, dzięki staraniom ówczesnego wikariusza w katedrze ks. Jana Martyniaka, greckokatolickie nabożeństwa były odprawiane w kaplicy cmentarnej przy ulicy Warszawskiej. I do dziś się tam nabożeństwa odprawiają. Kaplica-cerkiewka malutka jest. Jak mówi ksiądz proboszcz, dzięki hojności darczyńców – państwa Marii i Mikołaja Petryszynów ze Stanów Zjednoczonych zakupiono ołtarz, tetrapod, proskomedijnyk, ławki, konfesjonał i żyrandole. Parafianie zakupili ikony, które napisała siostra urszulanka Małgorzata Majerska z Pniew. Wiszą tu tkaniny z charakterystycznymi haftami, są wstążeczki w barwach Ukrainy, czyli żółto-niebieskie. Jest konfesjonał. Dziś modli się tam 26 rodzin. Tu także odbywa się nauka języka ukraińskiego, który wykłada pani Irena Boruszczak-Hubiak, prywatnie żona księdza proboszcza. Ona także opiekuje się oprawą muzyczną, dba o chór. Bo warto to wiedzieć, w obrządkach wschodnich w cerkwiach nie ma instrumentów muzycznych, zwykle organów. Tylko głos ludzki i to dobrze zestrojony, stanowi oprawę nabożeństw.
Droga do Brzozy wiedzie
Z Gorzowa ruszamy do Brzozy. To też duża parafia w obrządku wschodnim, ale już prawosławna. Tu czeka na nas ksiądz proboszcz Artur Graban. Cerkiew z wierzchu nie wygląda jak cerkiew, ale jak kościół katolicki, którym w istocie był. To romańska świątynia z końca XIII wieku zbudowana ze starannie obrobionych granitowych kwader. Ponieważ do Brzozy trafiło sporo przesiedleńców z Akcji Wisła, kościół zamieniono na cerkiew. W 1974 i 1995 była remontowana. Obecny wystrój, z bogatym ikonostasem oraz innymi charakterystycznymi elementami zawdzięcza determinacji księdza Artura Grabana. I to jest ta niespodzianka, bo każdy, kto widzi tę świątynię, a nie popatrzy na krzyż wieńczący wieżę, bierze ją za katolicki kościół. Dopiero wnętrze pokazuje, że modlą się tu prawosławni.
I jak tłumaczy ksiądz proboszcz Artur Graban, który posługę sprawuje tu od 18 lat, a pochodzi z Krynicy Górskiej, liturgia odbywa się w starocerkiewnosłowiańskim, unici modlą się po ukraińsku.
Ale ten kościół – cerkiew dziś skrywa tajemnicę. Otóż w narożniku budowli budowniczowie umieścili ciekawy znak, krzyż. Jak się stoi twarzą do budowli, to trzeba pójść w lewo, w kierunku do stawu, pochylić się nisko i jest. Jak mówi znany regionalista Zbigniew Miler, znak ten czeka na dobre opracowanie, bo co do niego jest kilka hipotez.
No i Ługi w końcu
Nasze religijno-historyczne drogi wiodą do Ługów, kolejnej wsi, gdzie mieszkają prawosławni przywiezieni w ramach Akcji Wisła. Cerkiew mieści się w byłym kościele katolickim, zresztą do dziś najbardziej reprezentacyjnej budowli wsi usytuowanej na wysokim wzgórzu. Nie sposób przeoczyć. W 1952 r. kościół został poświęcony jako świątynia prawosławna p.w. Zaśnięcia Przenajświętszej Bogarodzicy. Od tamtej pory kościół był kilkakrotnie odnawiany. W 2002 roku został odremontowany i takim możemy go oglądać do dziś. Wnętrze znów dobitnie świadczy, że mamy do czynienia z religią prawosławną. Bo jest i ikonostas, maleńki, ale jest. Jest stół ołtarzowy.
I tu nachodzi turystę konstatacja, że dziwnie się losy plotą. Świątynia raz katolicka, raz ewangelicka, ostatecznie prawosławna. Ale najważniejsze jest to, że stale to świątynia jest.
I Mierzęcin na koniec
Jak już jesteśmy w Ługach, to grzechem by było nie zajrzeć do Mierzęcina. Malutka wieś znana jest przede wszystkim ze wspaniale wyremontowanego i świetnie działającego hotelu mieszczącego się w pałacu rodziny von Waldow. Ale o tym pałacu i fantastycznych ludziach tam pracujących to opowieść na inną okazję. My tym razem zajeżdżamy do kościoła w tej wsi. Dziś to świątynia pod wezwaniem św. Stanisława, która powstała 1715 roku w stylu barokowym. Zamontowany w nim dzwon, ufundowany pod koniec XVIII w., wykonali bracia Fischer z Chojny. Tuż po wojnie, w 1946 roku kościół został poświęcony w obrządku katolickim pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa. W latach 50. świątynię całkowicie przebudowano. I dokonał tego niezwykły i cały czas tajemniczy ksiądz Jan Kowal. Bo w czasach ciemnej komuny przebudował świątynkę w stylu modernistycznym. To jedność stylu i formy. Wszystkie szczegóły, wszystkie elementy są jednorodne stylistycznie. To forma prostokąta. Jest i w oknie, jest w żyrandolu, jest w naczyniach liturgicznych, jest w feretronie, jest wszędzie. Nikt nie wie, skąd u zwykłego proboszcza, który pochodził z Małopolski i przez całe życie zmagał się z chorobą płuc, ciężką dodać trzeba, takie wyczucie stylu i formy. To najpiękniejsze dzieło życia, jakie się znajduje niedaleko Gorzowa. A jak się przejść na stary cmentarz, to nawet nie trzeba patrzeć na tablice epitafijne na nagrobkach. Wierni parafianie ufundowali niepospolitemu proboszczowi nagrobek w stylu jego ukochanego kościoła.
W szlak ruszyli Regionaliści. Pisząca te słowa gadała całkiem sporo w Mierzęcinie, bo ten kościół i jego twórca nowego wyglądu ją fascynują. Kierownikiem wycieczki tym razem była Lidia Przybyłowicz.
Renata Ochwat
Fot. Renat Ochwat i Grażyna Kostkiewicz-Górska
Po raz pierwszy od lat województwo lubuskie pokazało się w ITB, największych targach turystycznych w Europie. Na ten czas do Berlina zjechał się cały świat.