2018-10-17, Na szlaku
Kraj ten ma broń atomową i jednych z najlepszych informatyków na świecie, wysyła ludzi w kosmos, a nie potrafi uporać się z bardzo ludzkim problemem, czyli załatwianiem potrzeb fizjologicznych.
Indie nazywane bywają największą demokracją świata. Liczą około 1,3 mld mieszkańców najróżniejszych wyznań, wśród których przeważają hinduiści, muzułmanie i sikhowie. Mówią oni w ponad 200 językach, a najpopularniejszy jest hindi. Angielski jest językiem wykładowym na wyższych uczelniach. Nic zatem dziwnego, że dobrze wykształceni specjaliści, zwłaszcza informatycy i lekarze, masowo wyjeżdżają za lepszymi zarobkami za granicę, zwłaszcza do Anglii i USA.
Indie to kraj olbrzymich kontrastów. Olbrzymiego bogactwa przejawiającego się chociażby w luksusowych samochodach na ulicach i mieszkaniach po 15 tys. dolarów za metr kwadratowy czy okazałych posesjach mieszkalnych. Na drugim biegunie – umierający z głodu na ulicach żebracy. Nowoczesne Nowe Delhi, nie różniące się niczym od Londynu, Paryża czy Berlina, a kilka kilometrów dalej Stare Delhi rodem z połowy XIX wieku, brudne, biedne, zatłoczone, z tysiącami riksz napędzanych siłą ludzkich mięśni.
Jeszcze gorzej we wsiach, gdzie żyje ponad połowa mieszkańców Indii. Domy z gliny, blachy falistej, obłożone krowim łajnem. Kanalizacji niemal nie ma, podobnie jak i prądu. Każdego dnia rano powtarza się ten sam rytuał. Miliony mieszkańców wsi wychodzą z wiaderkami z wodą poza swe domostwa, tam załatwiają swe potrzeby fizjologiczne. Papieru toaletowego nie używają, podmywają się wodą z wiaderek lewą ręką, bo prawa służy do jedzenia potraw, przeważnie bez użycia sztućców. Nic zatem dziwnego, że indyjska prowincja bywa nazywana jedną wielką latryną.
W hotelach i miejscach odwiedzanych przez zagranicznych turystów są toalety w ,,stylu zachodnim’’, czyli takie jakie mamy u siebie oraz toalety ,,w stylu indyjskim’’, w których potrzeby fizjologiczne załatwia się w pozycji – jak to mawiają Polacy - ,,na Małysza’’. W tych drugich nie ma papieru toaletowego, za to stoją kubełki z wodą do podmywania się.
Jedzenie w Indiach jest mocno doprawiane chili i innymi przyprawami, obcymi dla Europejczyka. Przeważają warzywa smażone w klarowanym maśle, 40 proc. Indusów to wegetarianie. Gdy mieliśmy już dość miejscowego jedzenia z ostrymi przyprawami i udaliśmy się do Pizzy Hut okazało się, że nawet tamtejsza pizza z kurczakiem nafaszerowana jest chili.
Indie mają fantastyczne zabytki, wybudowane kilka tysięcy lat temu. Najbardziej znanym, uznawanym za ósmy cud świata, jest mauzoleum Tadż Mahal w Agrze pod Delhi. To bardzo efektowna i okazała budowla z białego marmuru, przyciągająca co roku ponad 10 mln turystów. To jedno z najwspanialszych dzieł wzniesionych z miłości do kobiety. Kazał je wybudować pewien bardzo bogaty maharadża dla uczczenia ukochanej żony, która zmarła przy porodzie ich 14. dziecka.
Zagraniczni turyści z reguły zwiedzają też fort w Dżajpurze, słynny Pałac Wiatrów w tym mieście, meczety w Delhi i Mumbaju (dawniej Bombaj), wyspę Elephanta z gigantycznymi kamiennymi rzeźbami bogów. No i liczne bazary i sklepy z pamiątkami.
Indusi raczej nie piją dużo alkoholu, choć produkują wyśmienity rum Old monk, czyli Stary mnich, oczywiście z trzciny cukrowej, o mocy prawie 50 proc. Z colą i lodem bywa wyśmienity w klimacie, gdzie temperatury powyżej 40 stopni to codzienność.
Andrzej Włodarczak
Po raz pierwszy od lat województwo lubuskie pokazało się w ITB, największych targach turystycznych w Europie. Na ten czas do Berlina zjechał się cały świat.