2018-12-12, Na szlaku
Nazwa azjatyckiego państwa Birma zwana przez Anglików Burmą zastąpiona została niedawno przez rządzących nową – Republikę Związku Myanma.
Oznacza to w tamtejszym języku kraj silnych jeźdźców.
Ma powierzchnię ponad dwa razy większą od Polski (676 tys. km kwadratowych) i ponad 51 mln ludności, w większości wyznania buddyjskiego. Przez lata, do 1948 r., była kolonią brytyjską. Niepodległość w niewielkim stopniu przyczyniła się do poprawy bytu ogółu mieszkańców tego kraju, graniczącego z Chinami, Tajlandią, Indiami, Laosem i Bangladeszem. Rządzący twardą ręką wojskowi są niechętni reformom gospodarczym i społecznym. Zatem Myanma jest – co rzuca się zwłaszcza zagranicznym turystom w oczy – biedniejsza od Tajlandii, a nawet Indii, równać ją można jedynie z biedniutkim i zacofanym Laosem.
Kilka lat temu Unia Europejska zawiesiła sankcje ekonomiczne wobec tego kraju, w nadziei że zacznie się on demokratyzować. Ale rządzący nie są skłonni do reform, obawiają się ich skutków, niekorzystnych dla siebie.
Największym miastem kraju jest Rangun.
Ludzie miejscowi są za to bardzo serdeczni i życzliwi dla zagranicznych turystów, których mimo wszystko ciągle przybywa. Bo Myanma ma mnóstwo pięknych zabytków, zwłaszcza kilkusetletnich świątyń buddyjskich.
Gospodarka opiera się na uprawie ryżu, podstawie diety miejscowej ludności. Rządzący wojskowi wciąż nie mogą uporać się z przemytnikami narkotyków, operujących w Złotym Trójkącie, u zbiegu granic z Laosem i Tajlandią.
Zagraniczni turyści narzekają na słabą bazę noclegową i drogi w tym kraju, jakże innym od sąsiedniej Tajlandii, od lat otwartej na świat. A może właśnie na tym polega jego urok i niezwykłość…
Andrzej Włodarczak
Po raz pierwszy od lat województwo lubuskie pokazało się w ITB, największych targach turystycznych w Europie. Na ten czas do Berlina zjechał się cały świat.