2023-05-12, Na szlaku
Real Madryt w ostatnich latach jest bezsprzecznie najlepszym klubem, o czym świadczą futbolowe statystyki, a mowa tu przede wszystkim o wygranych w Lidze Mistrzów.
Marzenie, aby zobaczyć Real na ich słynnym stadionie Santiago Bernabeu zostało chwilowo odłożone w czasie z powodu modernizacji tego obiektu, która zbliża się do końca.
Plany, aby jednak zobaczyć gwiazdy Realu Madryt na innym boisku połączone z krótkim urlopem nie zostały jednak zaniechane. Po dokładnym przestudiowaniu terminarza ligi hiszpańskiej okazało się, iż w jednej z kolejek Real miał gościć na słonecznej Majorce.
Akcja wylotu na Majorkę rozpoczęła się około miesiąca przed meczem. Podstawową sprawą było odpowiednie zaplanowanie terminu pojedynku, które w lidze hiszpańskiej podawane są z kilkutygodniowym wyprzedzeniem.
Wybrałem mecz Realu na Majorce z miejscową drużyną, która również w nazwie ma Real. Warto dodać, że w Hiszpanii takich klubów, które w swojej nazwie mają Real lub Royal jest ponad 20. Tradycja nadawania drużynom sportowym tytułu królewskiego sięga początku ubiegłego wieku, czasów panowania Alfonsa XIII, który był pasjonatem piłki nożnej. Niewątpliwie tym najbardziej znanym Królewskim klubem jest ten z Madrytu.
Nie znając jednak dokładnej daty spotkania (mogła to być niedziela, ale również poniedziałek) można było jednak szukać biletów lotniczych z pobliskiego Berlina. Mając bilety trzeba było cierpliwie oczekiwać na dokładną datę i godzinę spotkania. Ceny biletów na mecze miejscowej drużyny zaczynały się od 30 euro, ale przyjazd takiej marki jak Real Madryt zawsze powoduje wzrost cen. Tym razem najtańsze bilety kosztowały 70 euro i bardzo szybko się rozeszły. Trzeba było więc zakupić droższe wejściówki na oficjalnej stronie klubu z Majorki i tu trzeba było wydać 100 i więcej euro. Bilety można było wydrukować lub pobrać na telefon.
Po niecałych 3 godzinach lotu z Berlina (bilety lotnicze w dwie strony tańsze niż wejściówka na mecz Realu) można już było oglądać słoneczną Majorkę.
Stadion w Palmie, stolicy Majorki, do najnowocześniejszych nie należy, a został wybudowany w roku 1999 i posiadał wówczas bieżnię. Władze klubu w ostatnich latach postanowiły się jej pozbyć i zmodernizować stadion. Głównym powodem było to, aby kibice byli jak najbliżej murawy. W trakcie naszego pobytu jedna z trybun za bramką była w budowie. Po zakończeniu modernizacji stadion będzie mógł pomieścić 23 tysiące kibiców. Po przyjeździe pod stadion okazało się, że parking jest bezpłatny, a na mecz podążają całe rodziny, w tym seniorzy w szalach klubowych i z okazałymi flagami. Samo wejście na stadion było bezproblemowe, nie było żadnej kontroli, choćby takiej jak na żużlowych meczach w Gorzowie. Decydują o tym z pewnością aspekty określonej kultury dopingu, gdyż przykładowo również na meczu w Barcelonie też nie było żadnej szczegółowej kontroli.
Mecz rozpoczął się o dość nietypowej godzinie, a mianowicie o 14.00, przy mocnych promieniach słonecznych, które utrudniały kibicom na jednej z trybun oglądanie widowiska.
W kadrze Królewskich z Madrytu zabrakło kontuzjowanego Karima Benzemy, a w trakcie rozgrzewki uraz zgłosił bramkarz Thibaut Courtois. Mimo tych ubytków zawodnicy trenera Carlo Ancelottiego byli zdecydowanymi faworytami. Miejscowi kibice natomiast liczyli na niespodziankę i wygraną swojego zespołu, który szczególnie na swoim stadionie spisywał się bardzo dobrze.
Na wypełnionych trybunach znalazła się grupa około 100 kibiców z Madrytu. Przyznać trzeba, że doping fanów był bardzo żywiołowy, a kibice nie oszczędzali gardeł przez całe spotkanie.
Na trybunach było sporo kibiców z Azji, a dokładnie z Korei Południowej, gdyż w kadrze wyspiarskiego klubu jest pochodzący z tego kraju Lee- Kang-In.
Oprócz zawodnika koreańskiego w oczy rzucał się ze względu na charakterystyczne nazwisko piłkarz Galarreta i rosły napastnik z Kosowa Vedat Muriqi.
Gospodarze nie przestraszyli się renomowanego rywala i już w pierwszym kwadransie objęli prowadzenie po samobójczym trafieniu Nacho. W kolejnych minutach piłkarze z Madrytu przeważali, wymieniali mnóstwo podań, lecz nie zdołali poważniej zagrozić ambitnie grającym gospodarzom. Każda udana akcja piłkarzy Mallorcy wywoływała ogromny entuzjazm, a szczególną porcję gwizdów zbierał Vinicius Junior - gwiazdor gości, który stale gestykulował i kwestionował decyzję arbitra.
W drugiej połowie wychowanek Mallorcy, grający w Realu Madryt, Marco Asensio nie wykorzystał rzutu karnego. Trener Ancelotti w ostatnim fragmencie wprowadził do gry kolejne gwiazdy, na placu gry pojawili się David Alaba, Luka Modric i Toni Kroos.
Ich obecność na niewiele się zdała i pojedynek dwóch królewskich drużyn zakończył się sensacyjną wygraną gospodarzy. Kibice na stadionie w Palmie długo dziękowali swoim ulubieńcom i dość dosadnie gestykulacją i słownictwem zwrócili się do fanów Realu Madryt.
Na koniec ostatni spacer po koronie stadionu, pamiątkowe zdjęcia i powrót do hotelu. Majorka to nie tylko słońce i okazja do wypoczynku, a o walorach turystycznych Majorki było już wspominane na naszym portalu. Poniżej link:
Porażka Realu była sensacyjna, lecz już kilkanaście dni później Królewscy zdemolowali na wyjeździe Liverpool w Lidze Mistrzów, gdzie znowu spisują się rewelacyjnie i zameldowali się już w półfinale tych rozgrywek, gdzie walczą z Manchesterem City o awans do finału. Pierwszy mecz zakończył się remisem 1:1.
Kolejny wyjazd na mecz Realu tym razem koniecznie do Madrytu, można już planować w kolejnym sezonie, a dodatkową inspiracją będzie oddany wkrótce do użytku zmodernizowany stadion Santiago Bernabeu.
Tekst i zdjęcia: Przemysław Dygas
Przed tygodniem rozpoczął się adwent – czas w kościołach katolickich poprzedzający Boże Narodzenie. Z jednej strony jest to czas wstrzemięźliwości, z drugiej – czas jednak radości, bo jarmarków.