2025-06-15, Na szlaku
Branitz, przedmieście Chociebuża, to w sam raz wycieczka na jeden dzień. Pałac, park, piramidy – coś, co zachwyca i przytrzymuje.
W regionie najbardziej znany jest Park Mużakowski z jego prześlicznym pałacem w Bad Muskau. Niewielu jednak wie, że nieopodal, tylko 40 km na zachód leży prawdziwa perełka – założenie parkowo-pałacowe Branitz. Obie wykreował mocno ekscentryczny pisarz, podróżnik, twórca ogrodów, prawdziwie awanturnik, książę Hermanna von Pückler-Muskau.
Kiedy się wchodzi do parku Branitz, już na wstępie jest zachwyt, bo przejść trzeba obok naturalnego, zarośniętego tatarakiem i wodnymi roślinami, stawu. Wiosną odzywają się tu żaby. No zwyczajnie pięknie jest. A im dalej w park, tym zachwyt rośnie. Do pałacu, niewielkiego pozornie w porównaniu do Bad Muskau, prowadzą kręte alejki. Wysokie drzewa i krzewy skutecznie do ostatniej chwili zasłaniają widok na pałac. A kiedy już się dojdzie, to – śliczna klasycystyczna budowla położona jest nad sztucznym stawem.
Początki tego miejsca, to 1846 rok, kiedy to książę Hermanna von Pückler-Muskau musiał sprzedać mocno obciążony długami pałac i park w Bad Muskau, musiał poszukać sobie drugiej, bogatej żony i zaczął tworzyć nowe miejsce. Właśnie Branitz.
Zanim jednak dojdziemy do pałacu, warto zacząć zwiedzanie od parku, bo kryją się tam dwie piramidy. W tej większej, na wodzi pochowany jest sam fundator i jego pierwsza żona, Lucie Anna Wilhelmina von Pappenheim. Bo choć ekscentryczny książę się z nią rozwiódł, to jednak nigdy się z nią nie rozstał. To zresztą ona namówiła go na ponowny ożenek i ona była jego muzą przy zakładaniu właśnie Branitz. Nie przeszkadzało jej awanturnictwo męża, ani to, że z Afryki przywiózł sobie abisyńską niewolnicę Ajiameh Mahbubę.
Do piramid można się przejść parkowymi alejkami – jest mnóstwo wygodnych ławek z zapierającymi dech widokami, ale można sobie popłynąć płaskodenną łódką. Trasa wiedzie pod niskimi mostkami – zatem uwaga na głowę, przy oranżerii, wokół piramidy. I jest to coś niebywale przyjemnego.
Pałac kryje skarby – rzadko się zdarza, aby magnacki pałac zachował się w takim stanie i z oryginalnym wyposażeniem. A tak jest w Branitz. Zaczynamy od sali z kolekcją rodowych portretów, Potem jest wejrzenie na jadalnie, na sypialnie jaśnie państwa, na pokój arabski z kolekcją przedmiotów przywiezionych przez księcia pana z dalekich podróży.
Aż droga doprowadza do biblioteki pana tegoż domu. I tu prawdziwy zachwyt, kolorowy zawrót głowy – bo można podziwiać nie tylko same książki, wygodny szezlong do czytania czy rozmyślań, ale także przybory do pisania z epoki. W osobnej gablotce jest coś, co zachwyci każdego, kto lubi jeździć i coś notować – podróżna teczka z przyborami do pisania.
A jak już się nasycimy oglądaniem magnackich włości, to czas na deser, a jakże wymyślony przez samego księcia.
To deser Książę Pücklerpo raz pierwszy opisany w książce kucharskiej z 1839 roku. Deser składał się z trzech gatunków razem zmrożonych lodów. W uproszczonej formie znany jest do dzisiaj w postaci dwóch wafelków, między którymi znajdują się sprasowane lody śmietankowe, truskawkowe i czekoladowe.
Założenie wpisane jest na światową Listę Dziedzictw UNESCO. I naprawdę warto się tam wybrać, zwłaszcza powinni zrobić to ci, którzy lubią ekscentryków i podróże.
Renata Ochwat
Warto wiedzieć:
Branitz, przedmieście Chociebuża, to w sam raz wycieczka na jeden dzień. Pałac, park, piramidy – coś, co zachwyca i przytrzymuje.