2012-09-23, Czytaj ze mną
Maria Borcz jest z wykształcenia polonistką, z zawodu pedagogiem, z duszy osobą wrażliwą społecznie. Wiersze pisze od wielu lat. Wydała pięć tomów poezji. Jako pierwsze – „Tęczową zabawę” (2007), „Najeżoną oczywistość” (2009) i „Gałązkę jaśminu” (2010). Tu zaprezentuję jej nowsze wiersze – głównie z tomików „Bidul” (2011) i „Z kałuży miasta” (2012), w których autorka znalazła własny ton.
„Bidul”
Już we wcześniejszych tomikach znajdowały się wiersze o dzieciach, ale dopiero w „Bidulu” Maria Borcz je zebrała w cykl, przez co uzyskała przejmującą ich wymowę. Jak wiadomo „bidul” to żargonowa, nieoficjalna, ale jakże smutna nazwa domu dziecka. Dużo mamy domów dziecka, w nich dużo dzieci, a każde z nich wnosi własną, na ogół tragiczną historię. Wiersze Marii Borcz to jakby interwencyjne reportaże o ludziach potrzebujących pomocy. Dziennikarz na każdy z tych tematów napisałby długi tekst. Poetka zamyka problem w kilku wersach. Ale właśnie to ujęcie wydaje mi się bardziej ostre, a jednocześnie serdecznie wzruszające. Tytuły wierszy podkreślają autentyczność. To imiona konkretnych osób: Agata, Aniela, Damian, Leszek i tak dalej.
I choć w ośrodkach opiekuńczych lub domach dziecka stworzono im znacznie lepsze warunki niż miały w swoich domach, jednak są smutne i nieszczęśliwe. Dla przykładu – kilka krótkich wierszy:
„Bronek”
jak przedmiot
nikomu niepotrzebny
przenoszą go
z domu do domu
nigdzie nie zapuszcza korzeni
usycha martwego
lodowatość już nie zrani.
„Z sierocińca”
pani Zosia troszczy się
podtyka smakołyki
staje w obronie
wdzięczy się
zabiega o miłość
Nie lubię jej
chce zastąpić mamę.
„W rodzinie zastępczej”
Zastępcza wigilia
w rodzinie od święta
Mikołaj wyciąga
wielkie serce z czekolady
Nie zjem – za słodkie
nie przytulę – wymięknie
nie przechowam – straci smak po terminie.
„Nowoprzybyły”
Waruje jak pies
wypatruje swoich
Chciałby zniknąć
lub stać się przezroczysty
jak szkło w oknie
bo nikt nie zatrzymuje na nim wzroku.
Dobrochna
dzisiaj jej matka
przypomniała sobie
o imieninach córki
w schizofrenicznym amoku
odwiedziła ją w szkole
przyniosła skrzypce
zagrała sto lat
zrobiło się zbiegowisko na korytarzu
teraz solenizantka płacze.
Tragedia dziecka zamknięta w jednej scenie Taki obraz zapada w pamięć. I w serce. Co czuje dziewczynka, którą matka w dniu jej imienin odnajduje w szkole i śpiewaniem „sto lat” ostentacyjnie demonstruje swoją miłość? Widowiskiem przekreśla to, co Dobrochnie jest najbardziej potrzebne: codzienną troskę, czułość, zwyczajne relacje między matką a córką.
Dzieciom z wierszy Marii Borcz najbardziej brakuje miłości. Wychowane z takim defektem nawet po wejściu w dorosłe życie nie potrafią radzić sobie w kontaktach z ludźmi. Bidul daje im piętno na całe życie.
Jeszcze jeden wiersz z tego cyklu, nieco dłuższy i bez tytułu:
opuszcza dom dziecka
wychodzi na ring życia
jak na spacer
nie zna uników
nikt nie nauczył jej walczyć
w pierwszym starciu nokaut
chce uciec z pola walki
nie może się pozbierać
tylko otwartą dłoń
zaciska w pięść.
Opisując historie dzieci niekochanych Maria Borcz jest oszczędna w słowach, a przecież wiersze te trafiają do serca odbiorcy, każą zastanowić się nad problemem społecznym, który w miarę naszego bogacenia się wcale nie maleje. Wręcz odwrotnie: rośnie liczba dzieci porzucanych przez rodziców, oddawanych do biduli, dzieci smutnych, niekochanych. Maria Borcz tylko szkicuje problem, pokazuje jego humanistyczne oblicze. Nie wskazuje sposobów rozwiązania, bo to nie jest zadanie poety. Spośród wielu ziemskich spraw wydobywa jej najbliższą.
„Z kałuży miasta”
W najnowszym tomiku Maria Borcz rozszerza obserwację na świat dorosłych. Otwiera go cykl wierszy o bandytach. Oto dwa pierwsze wiersze z tego tomiku:
1.
sprywatyzował
jej konto
ubiór
kosmetyki
seks
dach nad głową
światopogląd (...)
ona już nie
należy do siebie
chociaż wcale
o tym nie wie
2.
by nie narazić życiowej stopy
kroczysz wpatrzony w ziemię (...)
w dal nie spoglądasz
jest zbyt odległa
nad tobą niebo
widzisz go tyle ile
odbija się w kałuży miasta.
Słownikowo bandytą nazywa się kogoś, kto dokonuje napadu z bronią w ręku. Bandyta z pierwszego wiersza Marii Borcz ograbia najbliższą sobie osobę nie tylko z jej pieniędzy i innych dóbr materialnych, ale nawet z poglądów, z myślenia, a jego ofiara nawet nie wie, że jest pokrzywdzona. Bandyta z drugiego wiersza metaforyczną broń obraca przeciwko sobie: to on własnymi decyzjami ogranicza swoje horyzonty, mami go ułuda jakieś stopy życiowej, która zabija myślenie i czucie. Jego świat sprowadza się do tego, co widzi w odpryskach rzeczywistości, którą autorka nazwała kałużą miasta.
Bandytami z kolejnych wierszy Marii Borcz są ci, którzy przedkładają rzeczy nad uczucia, nie uznają partnerstwa w relacjach z innymi ludźmi, którzy nie odwzajemniają miłości, którzy terroryzują swoimi przekonaniami, i tak dalej, i tak dalej.
A przecież nie są to jednostkowe przewinienia, za które sprawcy, jak bandyci, winniśmy odbyć karę w więzieniu. Wszyscy żyjemy w świecie, w którym egoizm jest ważniejszy od altruizmu, w którym to, co się ma, liczy się bardziej niż na przykład wrażliwość. Czy jesteśmy bandytami? Wszystkie wiersze Marii Borcz są przesiąknięte troską o współczesnego człowieka, który odchodzi od elementarnych norm współżycia i zatraca poczucie człowieczeństwa. Znany krytyk Leszek Żuliński napisał w posłowiu: Ten tomik to larum, to głos protestu przeciwko degradacji duchowej, jakiej poddajemy się z własnego wyboru. Jego siłą jest nie tylko celna diagnoza i egzemplifikacja pobłądzeń, lecz chyba przede wszystkim prostota. To wiersze do bólu ascetyczne, oszczędne w słowach, proste w argumentacji, lecz właśnie w swojej ascezie tym bardziej przekonujące i mocne.
Drugiej części tego tomu Maria Borcz dała tytuł „Z głębi kryształu”, sugerując opozycję do „Kałuży”, z pierwszej oraz drogą, jaką należy przejść, by wrócić do wartości najważniejszych. Sama jest osobą głęboko wierzącą, więc jej zdaniem gwarancję równowagi daje wiara w Boga. Ale nie jest to rozwiązanie proste, bo my nawet Boga skłonni jesteśmy traktować jak kogoś, kogo można poklepać po ramieniu, oswoić.
„Pragniemy”
pragniemy
dotrzeć do głębi
zanurzyć się w oceanie wiary
lecz by nie trudzić się
walką z falami
brodzimy
po płyciźnie
„W drodze”
szukamy wiary
na wszelki wypadek
nie wyobrażamy sobie
słodkiego jarzma
i lekkiego brzemienia
rozstawiamy ból
po kątach
tak ciasno
że już nie ma miejsca
nawet dla Ciebie
Zdaniem Marii Borcz trzeba się zdobyć na świadome odrzucenie atrakcyjności życia, by dotrzeć do Boga. Jak w wierszu
„Refleksja”
Rezygnacja nie uwalnia od udręki
poszukujesz
seks pieniądze placebo
dopiero gdy rozum
pogasi pożary
usłyszysz pozorne milczenie Boga
Bo – jak nas przekonuje Maria Borcz – Bóg milczy tylko pozornie. Tak naprawdę on jest łatwo słyszalny, ale tylko wtedy, gdy chcemy go usłyszeć, gdy zdecydujemy się na zmianę mentalności, gdy w człowieku zobaczymy człowieka.
Maria Borcz nie narzuca swojej wiary i nie twierdzi, że jest to jedyna droga do naprawy świata. Ona sugeruje, podaje swój przykład w wierszu:
„Deum sequere”
gdy byłam dzieckiem
ofiarowałeś mi Siebie
lecz maleńkie serce pojęło odrobinę
kiedy lata odczłowieczały
oślepił mnie blask tamtego okruszka
cierpliwie oczekiwałeś w przedsionku
aż zaproszę do głębi
teraz powtarzam
za Seneka i Cyceronem
Deum sequere
W polskiej literaturze mamy długą i piękna tradycję poetyckiej misji. Od Mickiewicza przez dziesiątki lat ta misja miała wymiar patriotyczny, gdy Polska skreślona została z mapy świata, a literatura stała się nośnikiem świadomości narodowej. Jeszcze wcześniej poezja wskazywała wartości ważne dla człowieka. U Kochanowskiego wyrastały one z renesansowego zachwytu dla życia i piękna, w Oświeceniu – z przekonania o mocy rozumu. W całej literaturze polskiej był obecny nurt religijny, ze wskazywaniem Boga jako podstawowej wartości w życiu człowieka. Dopiero współczesna poezja przestała dawać wskazówki, a zajęła się opisywaniem świata i kondycji człowieka. Maria Borcz także opisuje a to los dziecka (jak w „Bidulu”), a to los dorosłego człowieka (jak w „Z kałuży miasta”) konstatując, że tak żyć się nie da. Podstawowym jej celem jest uświadomienie człowiekowi jego kondycji, by sam wyciągnął wnioski. Ona sugeruje drogę jej zdaniem najlepszą – przez Boga. Maria Borcz – jak wielcy poeci – podjęła się misji ulepszenia człowieka. Robi to współczesnymi formami poezji: lakonicznie, choć mocno, wierszami krótkimi, ale sugestywnymi. Można się spierać z Marią Borcz, czy prawdziwy jest pokazany przez nią świat pełen bandytów żyjących w kałuży, ale pasji we wskazywaniu zła, odmówić jej nie można. I misji, aby ten świat poprawić.
Maria Borcz, Z kałuży miasta, Toruń 2012, wydawca: White Plum, s. 64
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.