2014-12-29, Czytaj ze mną
Lekturę nowego numeru (21) „Nadwarciańskiego Rocznika Historyczno-Archiwalnego” odkładałam na dłuższy wolny czas, bo tom to opasły, liczący 600 szczelnie zadrukowanych stron formatu B-5, a więc większy niż standardowa książka. Nareszcie nadeszło kilka wolnych dni. Teraz mogę podzielić się moimi uwagami po lekturze.
Naukowo, a ciągle atrakcyjnie
„Rocznik” nieco się zmienił, by spełnić normy pisma naukowego. Na początku każdego artykułu wybite są tzw. słowa kluczowe, czyli hasła, których dotyczy artykuł. Na końcu – krótkie streszczenie po angielsku i po niemiecku. Wszystkie artykuły mają formę dysertacji naukowych z pełną dokumentacją zawartą w przypisach. Przed drukiem były one recenzowane przez profesorów z Uniwersytetu Szczecińskiego - Radosława Gazińskiego i Kazimierza Kozłowskiego, natomiast nad linią programową Rocznika czuwa Rada Naukowa w składzie: prof. dr hab. Janusz Faryś (Szczecin), prof. dr hab. Tomasz Jurek (Gorzów), dr hab. Paweł Leszczyński (Gorzów), dr hab. Klaus Neitmann (Poczdam), dr hab. Radosław Skrycki (Szczecin). Takie zmiany wynikają z naukowych ambicji wydawcy – Archiwum Państwowego w Gorzowie z red. nacz. dr hab. Dariuszem A. Rymarem, a także z pozyskania nowego sponsora – Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych (obok dotychczasowych – Urzędu Miasta w Gorzowie i Urzędu Marszałkowskiego).
Zmiany te podniosły naukową rangę publikacji, ale – na szczęście – nie wpłynęły na czytelniczą atrakcyjność „Rocznika”. Zdecydowaną większość artykułów czytało mi się dobrze lub nawet z dużym zaciekawieniem, bo napisane są dobrym językiem, ze staranną korektą, a przede wszystkim podejmują ważne i atrakcyjne tematy.
W środku
Układ numeru pozostał taki sam, jak w latach poprzednich. Mamy więc działy:
Na zakończenie – jak zwykle: Nekrolog gorzowski, Książki o regionie wydane w 2013 roku i Materiały do bibliografii historii regionu, Nasi autorzy (24 nazwiska)
Na okładce i wewnątrz numeru rysunki detali architektonicznych katedry w Gorzowie wykonane przez Romana Picińskiego oraz na wewnętrznej okładce informacja o pracach konserwatorskich prowadzonych w katedrze.
Bardzo trudno mi wskazać najważniejsze lub najciekawsze prace, bo ich wybór zależy od zainteresowań czytelnika, ale mogę zaręczyć, że każdy historyk i regionalista znajdzie tu ciekawe informacje. Tematyka obejmuje czasy odległe (Stanisław Sinkowski „Osadnictwo pradziejowe i średniowieczne na terenie Witnicy”) po czasy najnowsze („Wokół obchodów Święta Wolności” w 2014 roku). Są tu opisane nawet drobne zdarzenia, jak w pracy Edwarda Rymara „Pogranicze Nowej Marchii z Polską w latach 1454 – 1535” lub w „Kalendarium powodzi. Wylewy Odry, Warty i Noteci w XX i na początku XXI wieku” Zbigniewa Czarnucha, ale mamy także artykuły syntetyzujące jak „Barlinek w dziejach politycznych Nowej Marchii” Grzegorza Jacka Brzustowicza. Nowszą tematykę podejmuje Zygmunt Zieliński przedstawiając „Ziemie Zachodnie i Północne w polityce PRL i dyplomacji watykańskiej”, gdzie zasadnicze miejsce zajmuje diecezja gorzowska.
Szczegółowy spis treści „Rocznika” znaleźć można na stronie internetowej Archiwum Państwowego w Gorzowie Wlkp. Redakcja zapowiada wprowadzenie całego tomu do Internetu, ale z pewnym opóźnieniem w stosunku do daty wydania.
Mój wybór – Stanisław Kirkor
Z prawdziwym zainteresowaniem przeczytałam obszerną opowieść Marcina Grottela i Kazimierza Grottela „Mjr, prof. dr hab. wet. Stanisław Kirkor. Żołnierz i naukowiec” oraz dopowiedzenie autorstwa Dariusza A. Rymara „Stanisław Kirkor w oczach Urzędu Bezpieczeństwa”, przede wszystkim dlatego, że osobą pana profesora interesowałam się od dawna, miałam możliwość obejrzenia pamiątek po nim, a nawet czytałam listy żony pisane do niego z Warszawy w okresie wojny. Te pamiątki zgromadził bratanek profesora – Waldemar Kirkor i niedawno przekazał je do zbiorów gorzowskiego archiwum. Autorami opowieści publikowanej w „Roczniku” są natomiast krewni żony profesora, którzy także mieli wiadomości z pierwszej ręki.
Profesor Kirkor, przedwojenny oficer i lekarz weterynarii, mógłby swoimi wojennymi przeżyciami obdzielić kilku bohaterów sensacyjnych opowieści, a jemu wszystko to zdarzyło się naprawdę. Choćby tajny przyjazd z Anglii do Polski wiosną 1946 roku, by osobiście zapoznać się z warunkami życia i pracy naukowej w Polsce Ludowej. Potem powrót do Anglii, również tajny. I decyzja o powrocie, bo tu była ukochana żona, a także czekała na niego naukowa praca w organizowanym w Gorzowie Oddziale Instytutu Weterynarii. Tu zajął się badaniem chorób pszczół, wydał podstawowe podręczniki z tego zakresu. Ale szczęśliwego żywota także nie zaznał, bo stale był inwigilowany przez Urząd Bezpieczeństwa, a także – co po raz pierwszy wyczytałam – konkurentem był dla niego inny naukowiec zatrudniony w Gorzowie, jego szef, późniejszy profesor Tadeusz Kobusiewicz, zasłużony w badaniach pryszczycy. Tu na marginesie. W historii nauk weterynaryjnych prof. Kobusiewicz plasowany jest co najmniej tak wysoko jak prof. Kirkor. Do Gorzowa przyjechali razem w 1946 roku. Pierwszy mieszkał i tu pracował do 1953 roku, drugi – do 1956, choć wiadomo, że przez ostatnie dwa lata więcej zajmował się budowaniem nowego ośrodka w Swarzędzu niż rozwijaniem gorzowskiej placówki. W legendzie gorzowskiej profesor Kobusiewicz nie istnieje, a profesor Kirkor jest jedną z czołowych postaci. Dlaczego zapomnieliśmy o profesorze Kobusiewiczu? Czy tylko dlatego, że nie miał bratanka dbającego o jego pamięć?
A więc kolejny temat, kolejna postać związana z Gorzowem, którą warto wydobyć z zapomnienia.
Już są zbierane materiały do „Rocznika” za 2015 rok, pierwszego naukowego pisma wydawanego w Gorzowie. Może ktoś napisze o profesorze Kubasiewiczu?
***
„Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny”, nr 21. Wydawcy: Archiwum Państwowe w Gorzowie Wlkp. i Towarzystwo Przyjaciół Archiwum i Pamiątek Przeszłości. Red. Dariusz A. Rymar (red. nacz.), Juliusz Sikorski (sekretarz), Zbigniew Czarnuch. 596 s.
Tom do kupienia w Archiwum Państwowym (ul. Mościckiego 7) lub w księgarni „Daniel”.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.