2015-12-04, Czytaj ze mną
Promocja tej książki była wydarzeniem końca listopada. Do wydawcy – Miejskiego Ośrodka Sztuki ludzie walili przysłowiowymi drzwiami i oknami. A wszystko to z powodu legendarnej gorzowskiej restauracji, czyli „Wenecji”.
Pozostał po niej tylko mural na ścianie kamienicy, z którą sąsiadowała i mnóstwo zdjęć, przede wszystkim sprzed wojny. No i wspomnienia tych, którzy po wojnie przychodzili tam na dancingi, którzy tam odnajdowali miłość swojego młodego życia, którzy do dziś pamiętają melodie z tamtych lat.
Tymczasem otrzymaliśmy w zasadzie historyczne opracowanie jednego obiektu, książkę w lekturze wcale niełatwą i z tytułem całkowicie obcym – „Café Voley”. Taką nazwę miał ten lokal w pierwszym swoim okresie, czyli od połowy lat 20, a wzięła się ona po prostu od nazwiska właściciela Roberta Voleya. Kawiarnia znajdowała się przy dzisiejszej ulicy Sikorskiego, obok parku, tuż nad brzegiem Kłodawki, a jej piękny, oszklony taras stał na palach wbitych do rzeki. Zdjęcia z tamtego okresu ukazują elegancki lokal z wysmakowaną zastawą, ale o jego oryginalności zdecydowała lokalizacja. O budowie i pierwszych dwudziestu, czyli o niemieckich latach kawiarni, pisze Robert Piotrowski.
Szczęśliwym zrządzeniem losu ta drewniana kawiarnia nie spłonęła, choć sąsiednie murowane domy strawił ogień wzniecany przez zwycięzców w 45 roku. Już w maju tego roku lokal otworzył jego pierwszy polski właściciel i nazwał go „Polonią”. Oferował rozrywkę najwyższej klasy. Tu koncertowali artyści z nazwiskami. Ale też spotykali się ludzie o różnej przeszłości. Dariusz Rymar wydobył z akt Urzędu Bezpieczeństwa historię człowieka związanego z tym lokalem, a dziś zaliczanego do żołnierzy wyklętych, choć jego życiorys jest pełen niejasności. Takie były wtedy czasy, że nie zawsze chwalono się swoimi życiorysami. „Polonia” podzieliła los wszystkich prywatnych lokali i w 1952 roku została zamknięta, a jej właściciel aresztowany. Lokal przejęła Spółdzielnia Pracy Usług Różnych i długo remontowała.
W 1958 roku w tym miejscu została otwarta kawiarnia z nową, a jakże urokliwą nazwą „Wenecja”. Nie oferowano tam wykwintnego jedzenia, a tylko barowe, natomiast grały najlepsze zespoły. Jakież tam były fajfy i dancingi! Tylko jedenaście lat tam się bawiono, bo najpierw lokal zamknięto, obiecując remont, a ostatecznie budynek rozebrano w 1972 roku. O tym okresie pisze Jerzy Zysnarski.
Są jeszcze w książce wspomnienia dawnych pracowników i bywalców, które zebrał Tomasz Rusek. Same zachwyty. Wtedy właśnie, w smutnych latach 60. bawiono się najlepiej, a z tych zabaw zrodziła się jedna z legend Gorzowa. Okazało się jednak, że czasy nam najbliższe są najtrudniejsze w opisie. Nie ma nazwisk pracowników, nie sposób ustalić listy muzyków tam występujących. Bo generalnie nie zachowujemy materialnych śladów tego, co wokół nas, nie mamy poczucia tworzenia historii.
Dobrze, że zarówno historię jak i legendę „Wenecji” zachowano w książce zainspirowanej i zredagowanej przez Zbigniewa Sejwę.
***
„Café Voley”, red. Zbigniew Sejwa, wydawca Miejski Ośrodek Sztuki, Gorzów Wlkp. 2015, s.52
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.