2016-02-19, Czytaj ze mną
Alicja Kłaptocz odtwarza powojenną historię swojego miasta w kolejnych książkach. Wydała dotąd: „Kostrzyńskie pejzaże”, „Kostrzyńskie klimaty”, „Kostrzyńskie dekady”, „Kostrzyńskie kościoły” i „Kostrzyńskie ulice”.
Przyjechała do Kostrzyna w 1947 roku jako nastolatka. Wcześniej, bo już w czerwcu 1945 roku został tam skierowany do pracy jej ojciec. Jako jeden z nielicznych pierwszych osadników sprowadził rodzinę, by osiąść tu na stałe. Ojciec, a potem córka, od początku mieli świadomość, że są świadkami budzenia się do życia nowego Kostrzyna, a potem jego wzrastania. Po latach spisuje historię na podstawie dokumentów, wycinków prasowych, a przede wszystkim wspomnień swoich i swoich znajomych.
W książce „Kostrzyńskie kościoły” opowiada o historii kostrzyńskich kościołów, która składa się z dwóch części: przedwojennej, gdy mieszkali tu Niemcy, przede wszystkim wyznawcy protestantyzmu, i powojennej, gdy zamieszkali tu Polacy, prawie wyłącznie katolicy. Piękne były dawne kościoły, ale rok 1945 przyniósł im zniszczenie. Z tego na Starym Mieście obok zamku został tylko obrys fundamentów i mały kawałek jednej ściany. Natomiast Kościół Pokoju z końca XIX wieku jest jeszcze całkiem dobrze widoczny na lotniczym zdjęciu zrobionym 2 kwietnia 1945 roku. Ma cały dach, wieżę i mury. Ale ojciec pani Alicji, który przyjechał w połowie czerwca tego roku, zobaczył już tylko ruinę. Rodzina zamieszkała w sąsiedztwie kościoła i pani Alicja zapamiętała go z powaloną wieżą, bez dachu, z wypalonym wnętrzem. Na jej rodzinnych zdjęciach tak właśnie wygląda. Nie wiadomo, kto i kiedy zdecydował o rozebraniu jego murów. Stało się to w końcu lat 60., a ówczesny burmistrz po latach stwierdził, że był wtedy na urlopie i nie ma pojęcia, dlaczego kościół rozebrano. W wielu innych miastach odbudowano nawet bardziej zniszczone kościoły. Na miejscu Kościoła Pokoju zbudowano bloki nowego osiedla. Jeden stoi wyraźnie wyżej od innych. Chyba ten wzgórek powstał z cegieł z kościelnych murów.
Przez ponad dwadzieścia lat po wojnie miasto się rozrastało, w 1972 roku miało ponad 10 tysięcy mieszkańców i tylko jedną kaplicę, w której mieściło się 250 osób. Opisana w książce budowa kościoła Najświętszej Matki Panny Matki Kościoła jest jednym wielkim oskarżeniem ówczesnych władz, które jak mogły tak ograniczały udział mieszkańców w praktykach religijnych. Ale równie nieugięty był ksiądz Franciszek Skałba, który konsekwentnie, krok po kroku pokonywał kolejne przeszkody administracyjne i techniczne. Wtedy dla kościoła nie było materiałów budowlanych, nie mogła go budować żadna państwowa firma. Autorka świetnie łączy własne wspomnienia z zapiskami księdza zachowanymi w jego rodzinie oraz dokumenty i wycinki prasowe. Tak powstał wielostronny i bardzo ciekawy opis procesu budowy kościoła tak ważnego dla mieszkańców.
Książka „Kostrzyńskie kościoły” wyszła w 2013 roku, ale dopiero teraz do mnie dotarła. Z pewnym więc opóźnieniem o niej donoszę. Mam nadzieję, że niebawem przedstawię inne książki pani Alicji Kłaptocz, która łączy pasję historyka z własnymi wspomnieniami, a okrasza je prywatnymi zdjęciami, obecnie już o wartościach historycznych.
***
Alicja Kłaptocz, „Kostrzyńskie kościoły”, wydawca Muzeum Twierdzy Kostrzyn, Kostrzyn nad Odrą 2013, 128 s. Korzystałam z egzemplarza z Działu Regionalnego Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie Wlkp.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.