2017-11-02, Czytaj ze mną
We wrześniu okrągłe 50-lecie obchodził Oddział Zakładowy PTTK „Stilon”. O tym, jak przed laty pasjonowano się przemierzaniem kraju na własnych nogach i jak turystyka wygląda dziś opowiada wydana z okazji jubileuszu książka pod tytułem „Nasze życie turystyczne”.
Oddział Zakładowy Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego przy Zakładach Włókien Chemicznych „Stilon” powołano w 1967 roku. Wcześniej istniało tu koło podległe miejskiej organizacji, ale władzom „Stilonu” zależało na samodzielnej organizacji życia załogi. Turystyka znakomicie się do tego nadawała. Na każdym stilonowskim wydziale powołano koła, a także utworzono specjalistyczne sekcje. Były: żeglarska, motorowa, narciarska, rowerowa i najliczniejsza – turystyki pieszej nizinnej i górskiej. Powstało także Biuro Obsługi Ruchu Turystycznego, które organizowało wycieczki, łącznie z tymi na jagody lub na grzyby. A gdy na początku lat 70. ułatwiono wyjazdy do Niemiec, codziennie spod Stilonu jechał co najmniej jeden autokar do Berlina lub Drezna. Za jedyne pięć złotych, bo firma sporo inwestowała w atrakcje dla załogi.
*
Prawdziwym turystom zależało jednak na propagowaniu turystyki klasyfikowanej, czyli na udziale w wyprawach, rajdach, regatach, slalomach itd. Największą lokalną imprezą były dwudniowe gorzowskie rajdy chemików rozgrywane w czerwcu z okazji Dnia Chemika. Zawsze przygotowywano kilka tras pieszych, były także trasy dla rowerzystów, na miejsce docelowe – jeśli nad jeziorem – dopływali kajakarze i żeglarze, dojeżdżali motocykliści. Potem ogniska i zabawa przez całą noc.
Bardzo chętnie jeżdżono na ogólnopolskie rajdy chemików w góry, a najchętniej na rajdy „Szlakami Lenina” w Tatry. Na miejsce startu jechało się autokarem udostępnionym przez „Stilon”, spało się w namiotach z własnej wypożyczalni zakupionych przez „Stilon”, gotowało na kuchenkach gazowych i jadło w kocherach także od „Stilonu”. Mało tego, uczestnicy rajdów płacili tylko niewielką część opłaty za udział, bo większość kosztów pokrywała firma. Takie to były czasy.
*
Ale z dzisiejszej perspektywy aż zaskakuje, jak bardzo turystyka podlegała ideologizacji. Rajd z okazji rocznicy, wyprawa dla uczczenia, wycieczka pod hasłem itp. Jednak turyści twierdzą, że nie odczuwali tego piętna, że rajdy leninowskie to dla nich był przede wszystkim tydzień chodzenia wczesną jesienią po Tatrach prawie za darmo, że bardzo się cieszyli, gdy w organizacji pomagało im wojsko. A że wieczorem były jakieś pogadanki, że wszyscy szli na jakąś ideologiczną wystawę, to im zupełnie nie przeszkadzało. Zawsze ważniejsze było przejście odcinka trasy, zwiedzanie, wieczorem ognisko, długie Polaków rozmowy, nowe znajomości, miłości, małżeństwa. Po prostu piękne, turystyczne życie.
*
W książce opowiada o nim Juliusz Kuźma, przez 22 lata prezes Oddziału, dokumentują wspomnienia innych uczestników i całe mnóstwo zdjęć. Najwięcej wykonał Aleksander Grabowski, od kilkunastu lat fotograficzny kronikarz Oddziału, a także dokumentalista tego co, wcześniej.
Obecnie Oddział jest samodzielną organizacją pozarządową i organizuje bardzo dużo imprez dla wszystkich chętnych. Są coroczne 9-dniowe wyprawy w góry do parków narodowych, są kilkudniowe wyjazdy w góry, są rodzinne zloty nad morzem, jednodniowe wycieczki do pobliskich miejscowości, Ale także liczne rajdy rowerowe i wycieczki piesze. Nową formą są cieszące się dużym zainteresowaniem wyjazdy muzyczne do filharmonii, oper i operetek.
Książka dokumentuje tamto turystyczne życie w namiotach i z kocherami. Dzisiaj raczej jeździ się autokarami i nocuje w hotelach, ale dla prawdziwych turystów ciągle najważniejsze jest poznawanie kraju i świata.
***
„Nasze życie turystyczne. 50 lat Oddziału Zakładowego PTTK „Stilon” w Gorzowie Wielkopolskim”, zespół redakcyjny: Krystyna Kamińska, Maria Karbowska, Juliusz Kuźma i Aleksander Grabowski, Gorzów Wlkp. 2016, 124 s.
Książkę będzie można nabyć od 9 listopada w nowej siedzibie Oddziału Zakładowego PTTK "Stilon" ul. Piłsudskiego 47 (przeprowadzka) w każdy czwartek w godz. 15.00 – 16.00. Więcej informacji na www.pttkstilon.pl.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.