2020-04-02, Czytaj ze mną
Nie pamiętam, skąd mi się to wzięło, ale od dzieciństwa chciałem pisać. Marzyłem o tworzeniu powieści-opowieści, które wypełnią moje życie, nadadzą mu sens i pozwolą innym odkryć sensy ich własnego życia. Po ćwierćwieczu zmagań ze Słowem, jestem w tej komfortowej sytuacji, że w dziedzinie pisarstwa wszystko jeszcze przede mną.
Tak napisał o sobie Artur Boratczuk na stronie http://arturboratczuk.pl/witaj-swiecie/. Na starcie zdobył pierwszą nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Zdzisława Morawskiego w 1995 r., jednak następnych sukcesów już nie notuje. Trochę parał się dziennikarstwem, w latach 90. pracował w redakcji tygodnika „Ziemia Gorzowska”, nawet dostał stypendium prezydenta miasta Gorzowa, ale niebawem zawód zmienił i wrócił do rodzinnych Chwarszczan koło Kostrzyna. Dopiero po latach zadebiutował powieścią „Wskrzesina”, całkiem dobrą powieścią. Nie zmienia to faktu, że „wszystko jeszcze przed nim”.
*
„Wskrzesina” to nowe słowo. Jego rdzeniem jest „wskrzeszenie”, czyli przywrócenie do życia. Nie ma chyba osoby, która nie tęskniłaby do lepszego życia, do odrodzenia własnych nadziei z lat młodości, do czegoś, co może było, a może tylko się zapowiadało, ale dobrze by było, aby wróciło. Do takiego wskrzeszenia potrzebny jest jakiś bodziec, może idea, może drugi człowiek, a może... niebieski miód, jak podpowiada autor. Ale czy naprawdę może istnieć niebieski miód?
*
Akcja powieści dzieje się w zachodniej Polsce, w pobliżu Kostrzyna (ta nazwa pada kilka razy), tak blisko granicy, że poza Radiem Maryja nie docierają polskie stacje radiowe, za to niemieckich jest sporo. Miejscowość nazywa się Fraudencja, jakby dla podkreślenia niemieckiego pochodzenia, ale i dominacji kobiet. Jest w tej wsi/miasteczku (nie wiadomo) kościół, którego proboszcz swoje życie oddał odnowieniu zabytkowych malunków na ścianach wewnątrz.
Wypisz-wymaluj Chwarszczany, rodzinna miejscowość Artura Boratczuka.
Stoi tam kaplica templariuszy z 1280 r., a wewnątrz niej na całej długości murów biegnie świeżo odnowiony fryz o wysokości 2,75 m przedstawiający rozmaitych świętych. Ten bardzo kolorowy fryz łatwo może obudzić wyobraźnię. Dużo malunków z niego weszło do powieści, jednak nie święci, a przede wszystkim kwiaty, szczególnie niebieskie.
*
Osobliwa jest galeria postaci w tej powieści. Wyrastają z realiów, ale doznają takich przemian, że wpisują się doskonale w świat fantazji. Ideą silnej wiary w Boga namaszczona została jedna z bohaterek, która skończyła matematykę, teraz jest u księdza gospodynią, pisze mu kazania i bardzo chce odprawiać msze. Ponieważ w naszych warunkach nie jest to możliwe, zakochany w niej chłopak, dawniej obibok, postanawia wybudować świątynię wielkością i urodą przewyższającą wszystkie dotychczasowe. A niebieski miód będzie tam pełnił funkcję opłatka w komunii świętej. Jest jeszcze dawny sekretarz, który teraz prowadzi pasiekę, hoduje pszczoły i wytwarza miód, tyle że nie ma komu tej pasieki zostawić. Zgłasza się sympatyczny młody człowiek, który okazuje się...
Za dużo odkrywania kart, a przecież autorowi wcale nie chodziło o realne rozwijanie losów, a o takie ich deformowanie, że czytelnik nie wie, kiedy ta przemiana następuje. Postać, zdarzenie, motyw zaczynają się jako absolutnie realne, wyrastające niemal z dnia dzisiejszego, aby po dalszej lekturze przemienić się w fantazję, wyobrażenie, tęsknotę może bohatera, ale najpewniej samego autora.
Tego rodzaju zabieg nazywany został realizmem magicznym. Jego cechą szczególną jest odwoływanie się do wyobraźni, operowanie tym co dziwne, niezwykłe, zaskakujące, nawiązywanie do legend i mitów oraz lokalnych tradycji. Najbardziej rozwinął się w literaturze iberoamerykańskiej, bo narody z południowej Ameryki na co dzień żyją w świecie duchów i mitów. Do symbolu urosło Macondo z powieści Gabriela Marqueza „Sto lat samotności”. Czy Fraudencja osiągnie wielkość Maconda - co najmniej w polskiej literaturze - nie wiem. Ale życzę jej tego.
*
Po lekturze powieści „Wskrzesina” wiem na pewno, że Artur Boratczuk zna się na pszczelarstwie. A reszta zależy od interpretacji czytelnika: jego poddawaniu się lub nie realizmowi magicznemu, jego akceptacji - lub nie - dla pomysłów niezwykłych, jego uznawaniu - lub nie - psychologicznych przemian bohaterów, jego stosunku do Boga albo - szerzej - do znaczenia religii.
I tak będzie na wielu płaszczyznach, jakie oferuje „Wskrzesina”: jednym spodobają się bardzo, innym mniej, jeszcze innych całkowicie odrzucą.
Na pewno lektura „Wskrzesiny” rodzi chęć do myślenia i do dyskusji. Niczego nie zamyka, a wszystko otwiera.
Niechaj autorowi otworzy drogę do literackich sukcesów.
***
Artur Boratczuk, „Wskrzesina”, wyd. JanKa, Pruszków 2020, 290 s.
Po raz pierwszy zapraszam do czytania „Pegaza Lubuskiego” online, a nie na wydruku. Bo nie ma wydruku, nie było także zwyczajowej promocji numeru z udziałem autorów tekstów i osób zainteresowanych literaturą tworzoną w Gorzowie. Takie czasy. Ale czytać można.