Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Czytaj ze mną »
Bogny, Walerii, Witalisa , 28 kwietnia 2024

Przeszłość do oglądania

2012-11-19, Czytaj ze mną

Gorzowski regionalista – Robert Piotrowski stworzył nowy typ publikacji regionalnych – albumy o gminach. Cyklowi nadał wspólny tytuł „Spotkania z historią”, a za nim stoi nazwa gminy, której dotyczy dany album. Ukazały się albumy o gminach: Santok, Pszczew, Trzciel, Przytoczna, Deszczno i Ośno. Wiem, że na różnych etapach są albumy o kolejnych. 

„Spotkania” mają formułę albumu o formacie A-4, na kredowym papierze, są bogato ilustrowanego kolorowymi zdjęciami, rysunkami, mapami, planami, wycinkami z książek i prasy. Tekstu w nich stosunkowo niewiele, sprowadza się on do podstawowych informacji o miejscowości i do podpisów pod zdjęciami, ale zawsze po polsku i po niemiecku, by poszerzyć krąg czytelników. Materiały ilustracyjne ułożone są chronologicznie, a krótkie podpisy je szeregują lub zwracają uwagę na szczegóły. Robert Piotrowski wnikliwie analizuje każde zdjęcie i uczula odbiorcę, aby także pochylił się nad ilustracją z przeszłości.  Żyjemy w epoce obrazkowej, łatwiej zapamiętujemy widok niż opisowy tekst – twierdzi autor i wykorzystuje tę naszą predyspozycję. Albumy adresowane są przede wszystkim do mieszkańców danej gminy, aby mieli świadomość historycznej ciągłości swojej miejscowości. Historycy regionu zawsze mogą znaleźć w nich także coś, czego wcześniej nie wiedzieli lub nie widzieli. Bo Robert Piotrowski bardzo głęboko sięga do przeszłości i pokazuje ją z lupą w ręku. 
Robert jest również pomysłodawcą ładnego projektu graficznego i okładki. Z zadowoleniem to podkreślam, bo nie znałam dotąd jego plastycznych talentów. „Spotkania” z przyjemnością bierze się do ręki, są bowiem bardzo starannie wydane przez drukarnię Sonar.

Roberta Piotrowskiego interesuje przede wszystkim dawna, niemiecka historia i jej w albumach poświęca najwięcej miejsca. Zgromadził bardzo dużo dokumentów i pamiątek związanych z naszym regionem, jako historyk z wykształcenia przebadał archiwa i biblioteki, dysponuje więc zaskakująco bogatym materiałem dotyczącym przeszłości chyba każdego zakątka. Chciałby i nowszej, ale jak się okazuje, to my nie przywiązujemy wagi do gromadzenia pamiątek, nie uświadamiamy sobie, co już jest, a co może być dokumentem naszych lat.  Najprostszym sposobem jest sięgnięcie do rodzinnych albumów. Aby do nich dotrzeć, autor musi swoim pomysłem zainteresować mieszkańców danej gminy, obudzić wspomnienia. W albumach ją już dowody włączenia się mieszkańców do ich redagowania. Po spotkaniach promocyjnych w kilku gminach zainicjowano gromadzenie wspomnień i dokumentów traktujących o latach ostatnich.  Obudzenie takiego ruchu to w mojej ocenie znaczący wkład Roberta Piotrowskiego w budowanie więzi mieszkańców z ich małą ojczyzną.
Z przyjemnością oglądam i czytam kolejne albumy, a poniżej garść refleksji o każdym z nich.

Santok
Czytelnik wprost może być oszołomiony dokumentacją. Samych przedwojennych pocztówek ukazujących Santok jest 19. Czy dorobiliśmy się aż tylu w latach powojennych? Wątpię.
W latach 30 XX wieku Niemcy prowadzili w Santoku badania archeologiczne, żeby udowodnić germańskie pochodzenie tamtych zabytków. Piotrowski obnaża działanie niemieckiej machiny propagandowej nie liczącej się z realiami. Pokazuje także reakcję polskich archeologów broniących słowiańskości Santoka. Bardzo dobra, syntetyczna analiza tamtych badań historii, na które tak dominujący wpływ miała polityka.
Ciekawy jest obszerny rozdział o latach powojennych. Przyznam jednak, że sprawiało mi trudność czytanie dawnych artykułów prasowych z ich pomniejszonych reprodukcji. Ten sam tekst przetłumaczony na niemiecki jest wydrukowany po bożemu, a więc łatwiejszy w odbiorze. Pocieszam się, że kto chce, ten przeczyta, a smaczek dawnej formy pozostaje.

Trzciel

Ciekawą historię miało to miasto położone zawsze na pograniczu. A przecież ważne przez swój rozwój gospodarczy, zwłaszcza po bardzo nowatorskim wprowadzeniu hodowli wikliny. A jak to było po 1918 roku, gdy niemal cała miejscowość znalazła się po niemieckiej stronie granicy, natomiast stacja kolejowa po polskiej? Niemcy musieli zbudować nową stację przygotowaną do obsługi ruchu granicznego. Tak powstał Zbąszynek. Mało kto uświadamia sobie, że Zbąszynek właśnie Trzcielowi zawdzięcza swoje powstanie. Tu także dużo zdjęć, widokówek, wspomnień.

Pszczew
Tu dla mnie zaskakujące były dzieje herbu Pszczewa. Dzisiejszy jego wygląd datuje się dopiero na 1950 rok, choć prawa miejsce miał Pszczew już w średniowieczu. W herbie zachowano insygnia biskupie i złotą łódź - znak polskiego biskupa poznańskiego. Albo inna ciekawostka. Pszczew był miastem biskupów i dlatego tu nie było najmniejszych skłonności do protestantyzmu. Tymczasem mieszkańcy sąsiedniego Międzyrzecza, miasta wówczas podobnej wielkości, reformatorskie nowinki przyjęli bardzo chętnie, a ludność protestancka stanowiła tam przytłaczającą większość. Pszczew leżący na pograniczu – a to polsko-niemieckim, a to wielkopolsko-lubuskim – zawsze potrafił zachować swoją niezależność i godność. Był jednocześnie miasteczkiem sielskim i spokojnym, a także krnąbrnym, kultywującym swoje związki z Polską i walkę z germanizacją. W obronie ludności polskiej utworzono Bank Polski oraz uaktywniono działalność kulturalno-oświatową. Obszernie i interesująco przedstawiona jest historia kościoła katolickiego pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. Choć w Pszczewie dominowali Polacy, to niemiecka, ewangelicka ludność skupiała się wokół dworu Hiller-Gartringen i kościoła ewangelickiego, natomiast ludność żydowska zaistniała w swojej gminie oraz w domu modlitwy, czyli synagodze.
W albumie o Pszczewie zaskakuje duża ilość starych zdjęć, a przecież w recenzji doktora Martina Strungala, która ukazał się w czasopiśmie Heimatgruss, autor pisze: Wadą i niepowetowaną szkodą albumu jest to , że nie wzięto do druku niektórych ważnych, archiwalnych zdjęć znajdujących się w numerach czasopisma „Heimatkreis Meseritz”. W tym celu można było nawiązać współpracę z byłymi mieszkańcami Pszczewa, wzbogaciliby album o materiał zdjęciowy także z czasów niemieckiej przeszłości. W mojej ocenie jest to wyraz naturalnego dążenia, aby w publikacji znalazła się jak najwięcej pamiątek przeszłości. Ale Robert Piotrowski zawsze musi wybierać. Mimo cytowanego zdania,  autor omówienia bardzo życzliwie ocenia cała książkę.

Przytoczna

Obecnie gmina leży na granicy lubuskiego i wielkopolskiego. Przed wojną tu przebiegała wytyczona w Wersalu granica między Niemcami a Polską, tu miały miejsce różne zgrzyty polityczne, ale także tu spływały przygraniczne korzyści. Na terenie gminy Przytoczna znajduje się sanktuarium w Rokitnie, dziś duchowa stolica diecezji lubuskiej, zawsze miejsce kultu Matki Boskiej Rokitniańskiej, nawet w czasach dominującego po sąsiedzku protestantyzmu. Tu były bogate dwory i biedne olenderskie wsie. Tu Warta żywiła, a rybackie rzemiosło wpłynęło na odmienny kształt domów. Budowano je z podcieniami, gdzie było miejsce na suszenie sieci.
W latach 70-tych gmina Przytoczna zasłynęła przodującym PGR-em oraz wielką imprezą – Ogólnopolskim Przeglądem Dorobku Kulturalnego Wsi. Ostatnim zdarzeniem pokazanym w albumie jest Koronacja Matki Boskiej w Rokitnie w 1989 roku. O nowych czasach niech piszą inni. Ale przypomnienie tego, co było, daje nowe siły. Głęboko w to wierzę.

Deszczno
Gmina Deszczno przylega do Gorzowa i ma w związku z tym bardzo ciekawą historię. Jej ziemie długo były własnością niemieckiego miasta Landsberga , choć na przykład administrację kościelną sprawował polski biskup z Poznania. Bo gmina leży już po wschodniej, polskiej stronie Warty, która stanowiła granicę kościelną. Przez wieki średnie trwały spory komu wsie winny płacić podatki, kto jest ich zwierzchnikiem itd. Robert Piotrowski podaje, że w gorzowskim archiwum znajduje się bardzo dużo dokumentów dotyczących relacji między wsiami dzisiejszej gminy Deszczno a Landsbergiem, ale nikt ich dotąd nie przebadał. Może ten album będzie impulsem do takich badań?
Przez Deszczno zawsze prowadziła najkrótsza droga z Landsbergu do polskiej Skwierzyny, a wschodnia granica gminy była do rozbiorów granicą z Polską. To położenie wymagało od mieszkańców na przykład świadczeń, aby droga była przejezdna, ale też przynosiło korzyści.  Dlatego gmina dobrze się rozwijała, a jej specjalnością było hodowla drobiu. Do dziś to pozostało. Sztandarową imprezą Deszczna jest Święto Pieczonego Kurczaka, na które zjeżdżają tysiące uczestników.

Ośno Lubuskie

Album jeszcze w druku, ma być gotowy na promocję. Jeszcze go nie widziałam.


Wszystkie albumy są wydawane przy finansowym wsparciu środków unijnych, dlatego nie mogą być skierowane do sprzedaży. Pozostają w dyspozycji urzędów gmin. Zainteresowanych mogę skierować tylko tam.

Promocja cyklu „Spotkania z historią” w klubie „Lamus w dniu 22 listopada o godz. 18.30.

Jedyna okazja, aby zobaczyć wszystkie przedstawione powyżej albumy. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x