więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Żużel na Wartą

2012-07-26, Żużel

Pod takim tytułem jeszcze tej jesieni, z okazji 65-lecia Klubu Sportowego Stal, ukaże się pierwsza część monografii gorzowskiego żużla.

medium_news_header_996.jpg

 Poniżej drukujemy fragment tej książki, opisujący jeden z wielu sezonów gorzowskich żużlowców, którego bohaterem był zapomniany już nieco Edmund Migoś.

Migoś w czapce Kadyrowa

Kiedy Edmund Migoś w 17 wyścigu mijał jako pierwszy linię mety, mając za plecami Gluecklicha, Bombika i Cieślaka, stadion oszalał ze szczęścia. Tym zwycięstwem bowiem Migoś pieczętował swój pierwszy (i jedyny) tytuł indywidualnego mistrza Polski na rok 1970. Jak pierwszy żużlowiec Stali sięgnął po ten zaszczytny tytuł, na który przez wiele lat cierpliwie czekali kibice z nadwarciańskiego grodu.
„- Wiedziałem, że publiczność pragnie mego zwycięstwa i ja też o tym marzyłem – powie po latach Krzysztofowi Hołyńskiemu z „Gazety Lubuskiej”. – Jeździło mi się bardzo dobrze. Klasa rywali była najlepszym dopingiem. Przed ostatnim moim wyścigiem Janek Malinowski i inni działacze oraz żużlowcy już mi gratulowali. Powiedziałem im: poczekajcie, mam jeszcze jeden wyścig, Do końca byłem przezorny. Wygrałem i potem mogłem sobie pozwolić na radość. Łzy miałem w oczach, gdy cały stadion szalał ze szczęścia.”
A zdarzyło się to w ostatnią niedzielę września 1970 roku, na gorzowskim torze. Finał rozgrywano po raz pierwszy w Gorzowie, gdyż zgodnie z obowiązującą zasadą, to drużynowy mistrz Polski organizował w następnym roku finał indywidualnych mistrzostw kraju. Zabrakło na starcie tego finału m.in. Jancarza, Pogorzelskiego i Padewskiego. Kontuzje i inne losowe przypadki sprawiły, że nie mogli wystąpić. Oprócz Migosia startował jeszcze Dziatkowiak z miejscowego klubu. Na Dziatkowiaka nikt nie stawiał – był za młody, brakowało mu umiejętności, doświadczenia. Wszyscy liczyli na Migosia. Był już przecież wicemistrzem kraju i medalistą mistrzostw świata. No i startował na własnym torze przed własną publicznością.
Edmund Migoś zaczynał sportową karierę w latach pięćdziesiątych od ... boksu. Podobnie jak Rogal. I też w Stali. I może zostałby przy boksie dłużej, gdyby nie rozpadła się drużyna, z którą wywalczył awans do II ligi. Wtedy zajął się motocrossem. Również w Stali. I tutaj dał się poznać z dobrej strony. Był mistrzem i wicemistrzem okręgu w klasie 125 ccm. Z motocrossu trafił do żużla. Oczywiście w Stali. Tak w nietypowy sposób rozpoczęła się jego przygoda z czarnym sportem.

W 1970 roku miał już 33 lata. Czas był więc najwyższy zdobyć medal, którego nie miał w swojej kolekcji, a którego bardzo mu brakowało, jak sam przyznawał. No i brakowało go też kibicom, działaczom. Ba, ale podobne pragnienia mieli Wyglenda i Woryna z Rybnika, P. Waloszek i Mucha ze Świętochłowic, Trzeszkowski i Bruzda z Wrocławia, Gluecklich z Bydgoszczy, Żyto z Gdańska i inni uczestnicy gorzowskiego finału. Wygrać mógł tylko jeden.

Tym jednym był właśnie Migoś. Mimo przegranych startów cztery razy mijał linie mety jako pierwszy i raz tylko był drugi przegrywając z Wyglendą. Dało mu to w sumie 14 punktów i tytuł mistrza kraju wraz z czapką Kadyrowa (byłego radzieckiego zawodnika – Gabdrachmana Kadyrowa, sześciokrotnego mistrza świata w wyścigach na lodzie), przekazywaną od lat jako nieoficjalny atrybut mistrzostwa. Każdy mistrz dopisywał na niej swoje nazwisko i przekazywał następnemu. Drugi był Woryna, trzeci Wyglenda. Dziatkowiak z 3 punktami znalazł się na piętnastej pozycji.
To był wielki dzień Edmunda Migosia i kontynuacja dobrej passy – tydzień wcześniej wywalczył z polską drużyną na Wembley brązowy medal DMŚ. Zdobył tam 4 punkty, mając za partnerów Jana Muchę - 6 pkt., Antoniego Worynę – 5 pkt., Henryka Gluecklicha – 3 pkt. i Pawła Waloszka – 2 pkt. Jeszcze wcześniej po raz pierwszy w swej karierze wystąpił w finale IMŚ na stadionie we Wrocławiu, gdzie zgromadził 4 punkty i zajął czternaste miejsce. Wielki triumf święcił tam Ivan Mauger, ale też świętowali Polacy – Waloszek był drugi, Woryna trzeci.

Był to najlepszy sezon w karierze Migosia, któremu koledzy klubowi z różnych powodów nie mogli dotrzymać tym razem kroku. Ale w sporcie tak bywa, że raz się wygrywa, raz przegrywa, że obok wzlotów są też upadki, często niezawinione i niezamierzone. Obok zwycięzców muszą być przecież przegrani. Najważniejsze, by chcieć zwyciężać i robić ku temu wszystko, co w mocy.

Stalowcy chcieli zwyciężać, lecz rozpoczęli sezon w niezbyt optymistycznych nastrojach. Padewski nadal leczył kontuzję, Jancarz narzekał na dolegliwości związane z kontuzjowanym już kilka razy barkiem, ale ze startów nie rezygnował. Inni też nie byli w pełni sił i zdrowia...
Występy na torze gorzowianie zaczęli od startów w Anglii, gdzie pojechali - wzmocnieni zawodnikami ROW – w ramach rewizyty na zaproszenie mistrzów z Poole. Po serii spotkań, w większości wygranych, powrócili na krajowe stadiony, by nadrobić zaległości w lidze. Na inaugurację wygrali 41:36 z Kolejarzem Opole, który był do tego momentu prawdziwą rewelacją rozgrywek, gdyż miał na koncie same zwycięstwa i remisy. Następnie gorzowianie, mimo absencji Padewskiego i Jancarza (do starej kontuzji doszedł nowy uraz), pokonali Wybrzeże Gdańsk 40:38.

Im jednak było dalej, tym było gorzej. Stalowcy przegrywali spotkanie za spotkaniem, w niczym nie przypominając mistrzowskiej drużyny z poprzedniego sezonu. Do grona kontuzjowanych dołączyli Jurasz i Dziatkowiak, a Pogorzelski z powodów dyscyplinarnych został na pewien czas zawieszony. W tej sytuacji, czyli z konieczności mocno postawiono na klubową młodzież, która rwała się walki, ale niewiele jeszcze umiała. Do zespołu coraz częściej wchodzili wychowankowie Migosia i Pogorzelskiego: Bogusław Nowak, Roman Jóźwiak i Zenon Plech. Ciężar ligowej walki spadł więc na tych, którzy byli aktualnie zdrowi i mogli jechać. W tych okolicznościach korzystnie prezentował się Dziatkowiak, który wyrastał na klasowego zawodnika. Ostatecznie Stal zajęła piąte miejsce w tabeli, odnosząc 7 zwycięstw (z czego trzy w samej końcówce sezonu), jeden mecz remisując i 6 spotkań przegrywając. Najskuteczniejszym zawodnikiem, mimo ciągłych kłopotów ze zdrowiem, był Jancarz, który w 35 startach uzyskał przeciętną 2,46 pkt. Za nim w klubowej punktacji uplasował się Pogorzelski – 34/2,30 i Migoś – 58/2,03.

W tak trudnej sytuacji kadrowej zwycięstwo w pucharze PZMot. było miłą niespodzianką. Tym cenniejszą, że po ośmiu latach puchar trafił wreszcie z Rybnika do Gorzowa. Jednakże w konkurencjach indywidualnych, poza wyczynem Migosia, również stalowcom się nie wiodło. Pewnym pocieszeniem były postępy młodych zawodników, którzy w rywalizacji z rówieśnikami prezentowali się z każdym startem coraz lepiej. W finale młodzieżowych mistrzostw Polski Plech zajął czwarte miejsce, a Nowak był szósty.

Cieszyły postępy młodych żużlowców, ale martwiły kontuzje i urazy podstawowych zawodników. Jancarz w końcu zdecydował się na operację, która miała mu przywrócić dawną sprawność barku. Z kolei Migoś w jednym z ostatnich turniejów o Złoty Kask doznał bardzo poważnej kontuzji kręgosłupa i jego dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania. Na szczęście wyjdzie z tego i nie będzie musiał rezygnować z uprawiania ukochanego żużla.
W każdym bądź razie żużlowy sezon zakończył się w Gorzowie bez Jancarza, Migosia i Pogorzelskiego, ale z Nowakiem i Plechem oraz Woryną, Grytem i Wyglendą z ROW towarzyskim spotkaniem z zespołem CAMK ze Związku Radzieckiego. Gospodarze zwyciężyli 50:26, a obok najskuteczniejszego Padewskiego, najbardziej podobał się młodziutki Plech.

Rośli następcy mistrzów, którzy jednak nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

Jan Delijewski
 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x