2017-05-15, Żużel
Warszawska runda Grand Prix za nami. Była ona szczególnie obserwowana przez kibiców Cash Broker Stali Gorzów, ponieważ w imprezie pojechali wszyscy zdrowi seniorzy mistrzów Polski.
Najlepiej spisał się Martin Vaculik, który dojechał do wielkiego finału, ale punktowo lepszy dzień miał Bartosz Zmarzlik. Niestety, obrońca brązowego medalu ponownie nie miał szczęścia na warszawskim torze. Od początku szukał odpowiedniej prędkości w swoim motocyklu. Tak naprawdę jedynie w pierwszym starcie wszystko mu podpasowało. Potem oglądaliśmy męczarnie w wykonaniu 22-latka, a mimo tego był bliski wygrania rundy zasadniczej. W 17 wyścigu popełnił jednak błąd. Prowadząc przed Nielsem Kristianem Iversenem, w pewnej chwili wybrał się na wycieczkę pod bandę, licząc chyba, że tam złapie lepszą przyczepność. Nic z tego i Duńczyk to bezlitośnie wykorzystał. Ta sytuacja spowodowała, że musiał jako drugi wybierać tor w półfinale i ku zaskoczeniu wszystkich zdecydował się na trzecie pole, z którego nie mógł potem dobrze wystartować. Za dużo było tych różnych drobnych błędów, a Grand Prix nie wybacza pomyłek.
- Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej – mówił po zawodach Bartosz Zmarzlik. Nie narzekał on w sumie na starty, na szybkość, ale to naturalne, kiedy spojrzymy na jego pierwszy występ w Krsko. Tam to naprawdę nic mu nie wychodziło i porównując oba starty w Warszawie było zdecydowanie lepiej.
- Teraz mogę gdybać co by było, gdybym wybrał inne pole w półfinale? A może wystarczyło lepiej ustawić się na tym trzecim polu, inaczej otworzyć manetkę gazu. Potem próbowałem dogonić rywali, chwilami już byłem bliski, ale na torze mieliśmy już w czasie już niewielkie rynny i chwilami wpadałem w nie, co z kolei powodowało, że wytrącałem prędkość. Wierzyłem do końca, że uda mi się wjechać do finału, ale mówi się trudno i już trzeba myśleć o kolejnych zawodach – dodał.
Wspomniany już Martin Vaculik wjechał do fazy półfinałowej w ostatnim momencie. Potem był finał i miejsce poza podium. Jak sam przyznał, tym razem jego wynik był lepszy niż jazda, ale dla niego najistotniejsze było to, że pojechał na PGE Narodowym. - Jestem cierpliwy, każdy start traktuję jako kolejne doświadczenie – krótko skomentował.
W półfinale obejrzeliśmy również Niels Kristiana Iversena. Duńczyk jeździł nierówno, ciułał punkty i ostatecznie zakończył rywalizację na ósmej pozycji. Bardzo słaby występ zanotował z kolei jadący z dziką kartą Przemysław Pawlicki. Wszystko co złe zaczęło się od jego pierwszego startu. Długo w nim prowadził, ale niepotrzebnie pojechał szerzej i został wyprzedzony przez dwóch rywali. Im dalej, tym było gorzej. Jak potem tłumaczył, to była jego pierwsza próba jazdy na zamkniętym, jednodniowym torze i od razu zauważył, że silniki w takich warunkach pracują inaczej. - Szukaliśmy różnych rozwiązań, ale niewiele to dało. Potrzebne jest większe doświadczenie – podkreślił.
Trzeci turniej Grand Prix Polski na PGE Narodowym okazał się być najlepszym na tym obiekcie. Dużo było ciekawych akcji na torze, mijanek, jazdy kontaktowej, niespodziewanych rozstrzygnięć. Do tego na stadionie zasiadło prawie 50 tysięcy widzów, co robiło duże wrażenie. Wszyscy byli myślami przy Tomaszu Gollobie, który leży w bydgoskim szpitalu i walczy o powrót do zdrowia. Przed pierwszym biegiem kibice utworzyli z biało-czerwonych kartoników polską flagę, a na drugim łuku dodatkowo napis ,,Gollob’’. Po zawodach mieliśmy efektowny pokaz laserowy, poświęcony najlepszemu polskiemu żużlowcowi w historii. Do tego Przemysław Pawlicki pojechał w kewlarze wzorowanym na tych, w których jeździł Gollob. Bartek Zmarzlik na motocyklach umieścił symbole wsparcia dla swojego nauczyciela. Odniesień było zresztą więcej, choćby na trybunach, gdzie przypomniano wszystkie 22 triumfy Golloba w turniejach Grand Prix.
Czy w kolejnych latach ponownie na warszawskim stadionie obejrzymy w akcji żużlowców? Odpowiedź na to pytanie poznamy w lipcu. Podpisanie kolejnej, trzyletniej umowy jest uzależnione od wielu czynników. Przede wszystkim od wsparcia finansowego ze strony Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz sponsorów.
Robert Borowy
Już w niedzielę, 4 maja kibiców czarnego sportu czekają duże emocje związane z derbami lubuskimi.