2018-06-01, Żużel
Tuż po dekoracji finalistów XV Memoriału Edwarda Jancarza rozmawialiśmy z trenerem Cash Broker Stali Gorzów, Stanisławem Chomskim.
- Jaka jest pańska ocena tych zawodów?
- Na pewno trójka naszych zawodników w finale cieszy, a tym bardziej zwycięstwo Bartka. Niepocieszony jest z pewnością tylko Krzysztof Kasprzak, który wygrał rundę zasadniczą oraz półfinał i nie stanął na podium. Taka jest kolej rzeczy i tak często w sporcie bywa. Zawodnicy, którzy mają problemy na początku zawodów szukają odpowiednich rozwiązań i z reguły znajdują. Natomiast w finale, to już każdy z każdym może wygrać.
- A jak pan oceni starty pozostałych stalowców?
- Zadowolony jestem, że Rafał Karczmarz po kontuzji w każdych zawodach potrafi zrobić akcję meczu i dziś też dobrze pojechał. Wyciągał odpowiednie wnioski w trakcie zawodów, co przerodziło się w zdobycze punktowe. Poprawnie jechał też Grzesiek Walasek, ale trzeba powiedzieć, że wielu zawodników próbowało podczas memoriału nowego sprzętu.
- Tor na memoriał był inaczej przygotowany niż na rozgrywki ligowe?
- Zawsze robimy tor tak samo, ale musieliśmy wziąć poprawkę na nawałnicę, która przeszła nad Gorzowem dzień przed zawodami. Trzeba było najpierw suszyć tor, a potem dopiero przygotować.
- W następną niedzielę czekają nas lubuskie derby. Czy możemy się spodziewać, że zobaczymy w nich kontuzjowanego od kilku tygodni Martina Vaculika?
- Poczekajmy jeszcze, Martin musi dać odpowiedź na to, czy jest w stanie w stu procentach rywalizować. Jechać, a ścigać się to dwie różne sprawy. Ja zawsze podchodzę do tego, że zawodnik musi być pewien, że jest zdrowy, a nie myśleć o tym, co się stanie jak upadnie.
- Wróćmy na chwilę do wielkiej legendy żużla, jaką był Edward Jancarz. Gdy Stal w 1983 roku zdobywała tytuł mistrza kraju, to pan był również wówczas w sztabie trenerskim przy Jancarzu. Proszę przybliżyć waszą współpracę z tego wspomnianego okresu?
- Współpraca była taka, że ja odpowiadałem za przygotowanie motoryczne zawodników oraz za sprawy taktyczne. W tym czasie dużą rolę odgrywał także kierownik drużyny Jerzy Szabłowski, z którym współpracowałem. Edek Jancarz zaś był jeżdżącym trenerem, więc miałem tam jakieś swoje trzy grosze w tym wszystkim. Od Edka natomiast nauczyłem się profesjonalizmu, systematyczności w podchodzeniu do obowiązków i cieszę się, że możemy poprzez takie zawody godnie uczcić jego pamięć.
- Dziękuję za rozmowę.
Majówka już za nami. Było zimno tam, gdzie pojechałam. I wiem na pewno, że znów tam pojadę, choćby po to, aby znów się przeprawić przez Bosfor.