2018-06-26, Żużel
Rozmowa z Hubertem Czerniawskim, juniorem Cash Broker Stal Gorzów
- Proszę przyjąć gratulację za awans do finału tegorocznych indywidualnych mistrzostw Europy juniorów. Zapewne jest to na razie największe twoje osiągnięcie sportowe?
- Dziękuję za gratulację. Rzeczywiście, jest to chyba na razie największy mój juniorski sukces w rozpoczynającej się tak naprawdę karierze żużlowej. Nie kryję, że bardzo się z tego cieszę.
- W ubiegłym roku nie pojechałeś w półfinale, choć wywalczyłeś prawo startu. Teraz los się uśmiechnął i w ostatniej chwili dostałeś propozycję pojechania w Pilźnie. W jakich okolicznościach to nastąpiło?
- Od razu powiedzmy, że ta informacja wcale mnie nie ucieszyła, gdyż wystartowałem w miejsce kontuzjowanego Rafała Karczmarza. Podobnie było przed rokiem, gdyż to Rafał wtedy pojechał za mnie. Taki jest ten sport, w szczególności żużel. Wiadomość o tym, czy jestem gotowy wystąpić w Czechach otrzymałem od trenera Piotra Palucha, potem potwierdził ją nasz kierownik Krzysztof Orzeł.
- Jak ocenisz swój występ na torze, na którym pojechałeś zapewne pierwszy raz?
- Rzeczywiście, nigdy wcześniej tutaj nie byłem. Muszę przyznać, że tor w Pilźnie jest naprawdę bardzo fajny. W trakcie zawodów trochę się zaczął rozsypywać, ale na pewno nie należał do najgorszych, w jakich już miałem okazję w karierze startować. Przy czym głównie decydował start i pierwszy łuk, choć mijanek też trochę było.
- Biegi z twoim udziałem były akurat interesujące, bo zarówno wyprzedzałeś, jak i byłeś wyprzedzany. Żałujesz, że nie znalazłeś się na podium w sytuacji, kiedy jednak ważniejszy był awans, a tylko pięciu zawodników zapewniało sobie start w finale IMEJ?
- Niedosyt pozostał, gdyż w biegach z najszybszymi chyba zawodnikami zawodów, czyli z Danielem Bewleyem i Glebem Czugunowem prowadziłem i w obu przypadku za łatwo dałem im się wyprzedzić. Anglik uczynił to szybko, bo już na początku drugiego okrążenia. Rosjanin minął mnie dopiero pod koniec naszego wspólnego startu, gdyż za bardzo otworzyłem mu furtkę przy krawężniku. To były moje błędy, za które zapłaciłem i dlatego nie stanąłem na podium. Najważniejszy był jednak wspomniany awans i z tego naprawdę jestem zadowolony.
- Finał IMEJ dopiero 15 września w niemieckim Stralsundzie. Czy znasz tamten tor?
- Nie, nie miałem okazji tam jeździć. Dla mnie występ na północy Niemiec będzie znakomitą szansą nabrania kolejnego doświadczenia.
- Trener Piotr Paluch mówiąc o twojej jeździe zwraca uwagę, że masz trochę pecha, ponieważ masz sporo różnych przerw i brakuje ci przez to płynności jazdy. Czy limit pecha wyczerpałeś już na zawsze?
- Mam nadzieję, że tak. Staram się nie wracać do tego co było, bo tak naprawdę to nic nie zmieni. Żyję tylko przyszłością, kolejnymi startami i na tym się skupiam. Staram się po prostu robić to co tak naprawdę kocham. A kocham jeździć na żużlu. Przerwy nie sprzyjają podnoszeniu umiejętności. Na pewno. W sezonie trzeba dużo startować, gdyż pozwala to na utrzymanie określonego rytmu. Oczywiście nie można też przegiąć w drugą stronę. Bywa, że po trzech czy czterech dniach ciągłej jazdy i do tego przemieszczenia się z miejsca na miejsca pojawia się lekkie znużenie. Bywało już, że wysiadałem z busa i nie chciało mi się startować. Są to jednak bardzo rzadkie przypadki.
- Mówi się, że czasami jeden udany występ, jeden świetny bieg może dać popularnego ,,kopa’’ do przodu. Czy ten awans może być takim motywatorem?
- Zobaczymy już w najbliższy weekend, bo czekają mnie kolejny starty. Szczególnie ważny będzie ten w niedzielę, bo spotkania ligowe weryfikują umiejętności zawodników. Pojedziemy osłabieni w spotkaniu z MrGarden GKM Grudziądz i trzeba będzie pokazać się z dobrej strony.
- Czujesz pod nieobecność Rafała Karczmarza odpowiedzialność za wynik, oczywiście w zakresie punktów zdobywanych przez formację młodzieżową?
- Trenerzy na każdy kroku tłumaczą, że nikt na nas nie wywiera presji, ale my, najmłodsi w zespole, wiemy, że czasami te nasze punkty są ważne w perspektywie walki o zwycięstwo. I robimy co w naszej mocy, żeby pomóż starszym kolegom.
- A jak się jeździ w lidze, przed kilkunastotysięczną publicznością, szczególnie w Gorzowie?
- Pomimo, że startuję już drugi rok, mam za sobą wiele meczów, to ciągle ta gęsia skórka jest, czuję napięcie. Ciągle robi to na mnie ogromne wrażenie.
- Czego można ci życzyć na pozostałą część sezonu?
- Tylko zdrowia. Ja będą mnie omijały kontuzje, to reszta musi się ułożyć.
- Dziękuję za rozmowę.
Majówka już za nami. Było zimno tam, gdzie pojechałam. I wiem na pewno, że znów tam pojadę, choćby po to, aby znów się przeprawić przez Bosfor.