2018-08-30, Żużel
Rozmowa z Wojciechem Żabiałowiczem, żużlowcem Apatora Toruń w latach 1976-1992, byłym indywidualnym mistrzem Polski
- Jest pan wnikliwym obserwatorem wydarzeń żużlowych, w tym rozgrywek ligowych. Poznaliśmy już zespoły, które stoczą walkę o medale. Które drużyny w pańskiej ocenie są głównymi kandydatami do mistrzostwa Polski?
- Rozmawiamy w chwili, kiedy nie do końca jednak znamy wszystkie zespoły, które awansowały do strefy medalowej, gdyż ze względu na przełożenie meczu w Częstochowie i wysoką wygraną torunian u siebie z Gorzowem jeszcze drużyna Get Well ma teoretyczne szansę awansu. Ja jednak stawiam, że awansuje Włókniarz Częstochowa, który wygra z MrGarden GKM Grudziądz, zaś w finale pojadą teamy z Leszna i Gorzowa. Co prawda ostatnie występy gorzowian nie były najlepsze, ponieważ na własnym torze zremisowali z Lesznem i minimalnie wygrali z Wrocławiem, ale znając trenera Stanisława Chomskiego wiem, że będzie potrafił wyciągnąć wnioski z tych występów. Poza tym Leszno też przeżywało w trakcie rundy zasadniczej wahania formy. Każdy ma prawo mieć słabsze mecze.
- Jak obserwuje pan jazdę gorzowskich żużlowców, to co może niepokoić sympatyków tej drużyny?
- Postawa Martina Vaculika. To jest zawodnik najwyższej światowej klasy, a pomimo tego jeździ nierówno. Nawet, jak czasami zdobędzie dwucyfrowy wynik punktowy, to i tak nie przekonuje swoją postawą. Rozumiem, że miał poważną kontuzję na początku sezonu w Anglii, ale do ścigania powrócił w połowie czerwca i to jest wystarczający czas, żeby już być w optymalnej dyspozycji. Natomiast Słowak sprawia wrażenie, że gdzieś tam chwilami jeszcze działa na niego ta blokada psychiczna.
- W przypadku gorzowian tych kontuzji w obecnym sezonie było sporo, bo poza Vaculikiem przerwy w startach mieli Hubert Czerniawski, Rafał Karczmarz i Szymon Woźniak. Czy w obliczu twardej walki o medale takie wymuszone przerwy w trakcie sezonu mogą uwidocznić się w decydujących o wszystkim biegach?
- Tu jest duża rola psychologów. Od wypadków minęło już sporo czasu, wszyscy wymienieni zawodnicy zdążyli dobrze się już rozjechać na nowo i w mojej ocenie dawno powinni zapomnieć o tych urazach. Wiem, że w Gorzowie przy zespole pracuje psycholog i to powinno tylko pomóc w przygotowaniu zawodników na najtrudniejszą fazę sezonu ligowego.
- A jak w ogóle podobają się panu rozgrywki w PGE Ekstralidze, bo za nami jest już faza zasadnicza i pierwsze opinie można artykułować?
- Od pewnego czasu dyskutujemy na temat tej naszej ligi z dawnymi kolegami z toru i jesteśmy zgodni, że parę korekt przydałoby się wprowadzić. Szkoda, że obecne władze, ale i prezesi klubów są jednak głusi na niektóre propozycje. Przede wszystkim chodzi o liczbę meczów. Jeżeli rozgrywki ligowe cieszą się dużą popularnością wśród kibiców, to ci ostatni powinni dostać trochę więcej tego smakołyku. A tak w wielu ośrodkach sezon kończy się w sierpniu. Zupełnie nie rozumiem po co wprowadzono przerwę lipcową? Przecież w tym czasie wielu zawodników nie ma możliwości startów. Tylko trenują, a trening nie oddaje tego, co jest na torze podczas normalnych zawodów. Dlatego wielu wyjeżdża na wczasy, a przecież żużlowcy odpoczywać powinni jesienią. Sezon jest zbyt krótki, żeby takimi decyzjami go jeszcze skracać. Jedynie najlepsi startują w różnych mistrzowskich zawodach. Jestem zwolennikiem poszerzenia ligi do dziesięciu drużyn, a wtedy tych meczów będzie trochę więcej. Może wprowadzić play-off do dwóch zwycięstw, żeby nagradzać drużyny wyżej sklasyfikowane po rundzie zasadniczej. Rozumiem, że problemem w wielu przypadkach są pieniądze, ale warto inaczej nimi gospodarować, żeby w ramach obecnych budżetów można było zorganizować więcej spotkań.
- Dziękuję za rozmowę.
Robert Borowy
W czwartej kolejce PGE Ekstraligi Gezet Stal Gorzów podejmowała na własnym torze Stelmet Falubaz Zielona Góra.