2020-11-26, Żużel
Trzy pytania do Marka Towalskiego, byłego żużlowca Stali Gorzów
- Gorzów żegna swoje gwiazdy. Niedawno odszedł Andrzej Pogorzelski, teraz w wieku niespełna 68 lat zmarł Zenon Plech. Ci dwaj zawodnicy, obok nieżyjących już od dłuższego czasu Edmunda Migosia i Edwarda Jancarza, tworzyli wielką historię gorzowskiej Stali. Czy na zawsze pozostaną już legendami?
- Zdecydowanie tak, bo dzisiejsza młodzież już nawet wie, kim byli, jaki wnieśli wkład w sportową budowę naszego miasta. Kiedy oni wszyscy odnosili wielkie sukcesy międzynarodowe żyjący na co dzień w szarości, bo wiadomo jak było w czasach PRL-u, mieszkańcy Gorzowa byli z nich bardzo dumni. Ja oczywiście również. Na co dzień byli to przecież nasi sąsiedzi, przyjaciele, znajomi, z którymi spotykaliśmy się w sklepie, kawiarni, na spacerach. Każdy z nich był świetnie znany i powszechnie lubiany. W latach ich startów chyba każdy mieszkaniec Gorzowa był dumny z ich osiągnięć, bo jak zdobywali medale mistrzostw świata, to z dumą podkreślali, że są z Polski, a dokładnie z Gorzowa. Jak Pogorzelski startował kilka razy w finale IMŚ na Wembley, to wszyscy z wypiekami na twarzy czekaliśmy na wieści stamtąd. Jak Jancarz przywiózł medal z Goeteborga wszyscy czuliśmy się, jakbyśmy razem z nim stali na tym podium. To samo dotyczyło Zenka. Już jako 20-latek zdobył medal indywidualnych mistrzostw świata. Mnóstwo dużo większych polskich miast nie miało wtedy tylu ambasadorów w sporcie, ilu miał Gorzów. Póki będziemy o tym wszystkim pamiętać, póty ich legendy będą żywe.
- Kiedy usłyszał pan informację o śmierci Zenona Plecha co pan sobie pomyślał?
- Byliśmy przyjaciółmi i byliśmy w stałym kontakcie. Jeszcze w poniedziałek, a więc zaledwie dwa dni przed jego śmiercią długo rozmawialiśmy telefonicznie. Zenek chorował, czekał na operację i wszyscy wierzyliśmy, że będzie jeszcze dobrze. Stąd, jak tylko dostałem wiadomość, że zmarł, ugięły się pode mną nogi. Jest mi strasznie przykro, zwłaszcza że znaliśmy się bardzo dobrze od prawie 50 lat. Dokładnie od 1972 roku, kiedy przyszedłem do szkółki Stali. Zenek już wtedy był gwiazdą, ale nigdy nie dał tego po sobie znać w codziennych kontaktach. Dlatego bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy, często spędzaliśmy razem wolny czas.
- Na temat kawałów czynionych przez Plecha krążą liczne historie. Jakim on był człowiekiem?
- To nie jest z mojej strony laurka, ale Zenek przez całe swoje życie był naprawdę wspaniałym człowiekiem dla wszystkich. Nie miało znaczenia, kto jaką rolę pełnił w klubie czy na zewnątrz. On do wszystkich miał pozytywny stosunek. To był naprawdę bezkonfliktowy człowiek. Nie wiem, czy ktokolwiek miał kiedyś z nim zatarg. Nigdy się nie wywyższał, ale swoje zdanie miał na każdy temat. Cechował go do tego spokój i wyważony język. Dla mnie to wielka strata, że tak szybko odszedł, ponieważ był przede wszystkim – o czym już wspomniałem - wspaniałym kolegą, bardzo towarzyskim. Co do dowcipów, to czasami aż przesadzał w ich wymyślaniu, ale nigdy nie było w nich złośliwości. Czasami coś się wymykało spod kontroli. Miał też dobrą intuicję, dlatego jako trener świetnie sobie radził. Szkoda, że z czasem zdrowie nie pozwoliło mu się na tyle rozwinąć w pracy szkoleniowej, żeby lepiej mógł wykorzystać swoją bogatą wiedzę.
RB
W ostatnią sobotę (3 maja) w niemieckim Landshut wystartowały tegoroczne indywidualne mistrzostwa świata, czyli żużlowe Grand Prix.