2021-03-25, Żużel
Po zdobyciu przez żużlowców Stali mistrzostwa Polski w 1978 roku na kolejny tytuł w Gorzowie czekano pięć lat.
Po wspaniałej serii czterech z rzędu tytułów drużynowych mistrzów Polski w latach 1975-78 pojawił się trudniejszy czas dla stalowców, choć w kolejnych czterech sezonach gorzowianie aż trzykrotnie stanęli na podium. W latach 1979 i 1981 wywalczyli srebrne medale, a w 1982 roku brązowy. Jedynie w 1980 roku obeszli się ze smakiem, plasując się na czwartej pozycji, po bardzo pechowej zresztą porażce u siebie w ROW-em Rybnik 52:56, która w dużej mierze zadecydowała o tym, że zamiast medalu trzeba było pogodzić się miejscem tuż obok podium.
W 1983 roku żółto-niebiescy początkowo nie znajdowali się w gronie faworytów do mistrzostwa kraju, ale kiedy przed sezonem zdołano w klubie przekonać Edwarda Jancarza, żeby nie wyjeżdżał więcej do ligi angielskiej notowania Stali nagle podniosły się i w gronie ekspertów zaczęto przebąkiwać, że może ona sprawić niespodziankę. Pomimo odejścia Ryszarda Fabiszewskiego do Polonii Bydgoszcz.
Siłą zespołu miało być trio Edward Jancarz, Jerzy Rembas i Bogusław Nowak. Skład na pozycjach seniorskich uzupełniali Mieczysław Woźniak, Marek Towalski i Krzysztof Okupski. W jednym meczu pojechał też Stanisław Racięda. Jedynym kłopotem, którego obawiano się w Gorzowie to byli młodzieżowcy. Akurat przed tym sezonem naniesiono zmiany regulaminowe i na bazie nowych uregulowań w podstawowym składzie na każdy mecz musiało być przynajmniej dwóch juniorów w wieku do 21 lat i każdy z nich musiał wystąpić przynamniej w trzech biegach. Szybko jednak się okazało, że mająca przez kilka lat problemy z utalentowaną młodzieżą Stal zdołała bez kłopotów wypełnić ten limit zdolnymi młodzieżowcami, którzy zdobywali wspólnie po kilka bezcennych punktów w każdym niemal meczu. Byli to głównie Krzysztof Grzelak i Ryszard Franczyszyn, czasami wspomagał ich Mirosław Daniszewski. Najważniejsze jednak, że był to od wielu lat sezon, w którym drużynie Stali wszystko układało się po jej myśli. Żadnych kontuzji, żadnych nieprzewidzianych okoliczności.
Od początku rozgrywek widać było determinację i wolę walki. Zaczęło się co prawda od porażki 38:52 w Zielonej Górze, ale na torze obrońców mistrzowskiego tytułu z dwóch poprzednich lat, nasi pokazali lwi pazur. W czwartej kolejce stalowcy dosyć niespodziewanie ulegli w Toruniu tamtejszemu Amatorowi zaledwie trzema punktami. Zadecydowały o tym liczne wykluczenia Woźniaka i Towalskiego, defekt motocykla w jednym z biegów Nowaka oraz słabsza jazda Okupskiego. Po tym spotkaniu gorzowianie plasowali się dopiero na piątej pozycji w ligowej tabeli. Od tego momentu włączyli jednak najwyższy bieg i w pozostałych 14 meczach odnieśli 13 zwycięstw. To był cios dla wszystkich zespołów w lidze. Gdziekolwiek Stal się nie pojawiła, jeździła błyskotliwie i pewnie.
Losy mistrzostwa nasi rozstrzygnęli w dalekim Rzeszowie, gdzie w obecności około 20 tysięcy widzów pokonali tamtejszą Stal 51:39. Świetny mecz pojechali wtedy Rembas (został najskuteczniejszym zawodnikiem ekstraklasy), Nowak i Woźniak, ale duże słowa uznania należały się też juniorom. Grzelak oraz Franczyszyn aż trzykrotnie przywieźli ze starszymi kolegami podwójne zwycięstwa i to one w dużej mierze zadecydowały o pewnej wygranej gości.
- To był najlepszy mój mecz w lidze, choć punktowo miałem lepsze – opowiada Mieczysław Woźniak. - Zdobyłem wtedy 11 punktów i mocno przyczyniłem się do wygrania przez nas spotkania, którego stawka była ogromna. Dlatego późniejsza radość z tytułu była spora, bo sukces odnieśliśmy bardzo daleko od Gorzowa, ale i tak na stadionie była grupa naszych kibiców, co tylko dodało nam skrzydeł – zaznacza.
Szczęśliwy z odebrania złotego medalu z wygrawerowanym własnym imieniem i nazwiskiem był Mirosław Daniszewski.
- Dla mnie, chłopaka stawiającego tak naprawdę pierwsze kroki w wielkim zespole, wywalczenie tytułu mistrza Polski w pierwszym sezonie startów stanowiło ogromne przeżycie. Wkład punktowy miałem niewielki, bo częściej jeździli Krzysiu Grzelak i Rysiek Franczyszyn, ale parę punktów dorzuciłem do ogólnego dorobku – przypomina.
W ostatecznym rozrachunku Stal wywalczyła 30 punktów i o dwa wyprzedziła bardzo skutecznie jeżdżącą Unię Leszno. Brązowy medal trafił do Apatora Toruń, który wywalczył 24 punkty.
Siódme w historii klubu mistrzostwo Polski to był w pierwszej kolejności sukces zawodników i ich opiekunów. W tym kierownika drużyny Jerzego Szabłowskiego, Edwarda Pilarczyka, Stanisława Maciejewicza, Henryka Zguczyńskiego i pomagającego im Eugeniusza Franczyszyna. Zasłużone gratulacje odbierali też inni, jak choćby dyrektor klubu Lech Czernik, toromistrz Stefan Kwaśny czy lekarz Mieczysław Kuzicki.
Robert Borowy
Już 21. czerwca na stadionie GBS Gorzów im. Edwarda Jancarza rozegrana zostanie kolejna runda cyklu Grand Prix.