więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

W wojsku jeździł na zwiady, a startów uczył się na płytach

2022-01-30, Żużel

Jednym z zapomnianych żużlowców Stali, którzy budowali potencjał tej drużyny w pierwszych latach jazdy w ekstraklasie, był Władysław Opala.

Władysław Opala w 1966 roku
Władysław Opala w 1966 roku Fot. Archiwum

Stało się tak może dlatego, że startował krótko, ale na przeszkodzie w jego dłuższej karierze stanęły kłopoty zdrowotne.

Władysław Opala urodził się w trakcie wojny. Dokładnie 4 marca 1941 roku w wielkopolskiej osadzie Wąsówko, kilka kilometrów od Nowego Tomyśla. Już po wojnie chodził tam do szkoły podstawowej i zawodowej. Został ślusarzem. Kiedy zastanawiał się, co dalej robić, z niespodziewaną propozycją przyjazdu do Gorzowa wyszła starsza siostra Marta. Ona po wyjściu za mąż już zdążyła zaaklimatyzować się w naszym mieście.

Zaczynał od motocrossu

- Ucieszyłem się, zwłaszcza że szwagier Tadeusz miał motocykl a mnie ciągnęło do jazdy. Kilka razy przejechałem się i to on zachęcił mnie, żebym zgłosił się do szkółki żużlowej – opowiadał nam pięć lat temu Władysław Opala.

W Gorzowie znalazł się jesienią 1958 roku i od razu zatrudnił się narzędziowni w Ursusie. Wiosną następnego roku był już na stadionie. Długo jednak musiał czekać na licencję. Trzy lata. Jak mówił dalej, początki szkolenia polegały na tym, że tacy jak on byli od zapychania i czyszczenia motocykli. W nagrodę mógł czasami przejechać się kilka okrążeń, ale tak na poważnie trenować zaczął dopiero w 1961 roku. W następnym zdał egzamin na licencję i dostał wezwanie do wojska do Krosna Odrzańskiego. Zdołał jeszcze pojechać w dwóch wyjazdowych meczach w Rybniku i we Wrocławiu w miejsce kontuzjowanego Andrzeja Pogorzelskiego. Nie był na tyle jeszcze dojrzałym i znanym zawodnikiem, żeby można było załatwić mu przeniesienie do gorzowskiej jednostki. Na dwa lata mógł więc zapomnieć o żużlu, ale nie o motocyklach.

- Ze względu na teren przygraniczny w jednostce mieliśmy takie czujki żołnierskie, które jeździły na zwiady na motocyklach. Mieliśmy również taki sztucznie zrobiony tor motocrossowy na poligonie i kto przeszedł jazdę próbną mógł zgłosić się do klubu wojskowego. Ja radziłem sobie nieźle i przeniesiono mnie do jednostki w Ostrowie – przyznał.

W Śląskim Okręgu Wojskowym powstały dwa wojskowe ośrodki motocrossowe. Jeden we Wrocławiu, drugi w Ostrowie. Władysław Opala jeździł na Junaku 350 ccm. Wystartował nawet w mistrzostwach Wojska Polskiego i w swojej klasie uplasował się w czołowej dziesiątce. Motocross nigdy go jednak nie pasjonował. Zdecydowanie wolał żużel.

W biało-czerwonym plastronie

Po odsłużeniu należnych dwóch lat ponownie zawitał na gorzowski stadion. Było to jesienią 1964 roku. Za późno, żeby ponownie wsiąść na motocykl żużlowy. Jak tylko przyszła wiosna z dużym zapałem przystąpił do nadrabiania straconego czasu.

- Dobrze miałem opanowaną jazdę w terenie i po górkach. Kręcenie kółek ślizgiem kontrolowanym było czymś innym i trochę potrzebowałem czasu, żeby osiągnąć poziom pozwalający mi na normalne ściganie się w meczach – zaznaczył.

W lidze zaczął jeździć od drugiej rundy. Szału nie było. W pięciu spotkaniach pojechał w zaledwie 12 wyścigach i z bonusami zdobył osiem punktów. Mógł jednak cieszyć się wraz z kolegami ze srebrnego medalu drużynowych mistrzostw Polski. Do tego doszło kilka startów towarzyskich. Jak na tak naprawdę debiutancki sezon, nie miał powodów do narzekań. Poczuł już smak rywalizacji, pierwszych porażek i sukcesów.

Kolejny rok był zdecydowanie lepszy. Władysław Opala wystąpił w 13 meczach. Nie pojechał tylko w lubuskich derbach w Zielonej Górze. Startując w 43 biegach uzyskał średnią 1,37 punktu na wyścig, stając się silnym punktem drugiej linii. Szczególnie dobrze szło mu na gorzowskim torze, ale i czasami na wyjeździe potrafił błysnąć. To jego świetna postawa w Bydgoszczy zadecydowała o minimalnej wygranej Stali, która w konsekwencji przyniosła kolejny srebrny medal w lidze.

- Pamiętam ten mecz ze względu na pokonanie wtedy Mieczysława Połukarda – opowiadał dalej pan Władysław. – Połukard to była w tym czasie wielka firma, bożyszcze bydgoszczan. Ja najczęściej startowałem w parze z Edmundem Migosiem. ,,Mundek’’ był niezwykle przyjacielskim człowiekiem i wspaniałym sportowcem. Na torze zawsze starał się pomagać partnerom, dlatego bardzo lubiłem z nim jeździć. On był moim idolem – przyznał.

Dobry sezon zaowocował występem w reprezentacji Polski w meczu ze Szwecją na gorzowskim torze. Cieszył się bardzo z możliwości ścigania z ówczesnymi gwiazdami ,,Trzech Koron’’. Wystąpił w czterech biegach, w których zdobył trzy punkty. Był ponadto uczestnikiem pierwszej edycji finałów Srebrnego Kasku, w którym uczestniczyli młodzieżowcy do 25 lat.

Serce powiedziało stop!

W trakcie przygotowań zimowych do kolejnego sezonu trochę nieoczekiwanie, ale dostał powołanie na zgrupowanie szerokiej kadry Polski.

- Powoli się rozkręcałem i widocznie ktoś coś tam pozytywnego u mnie zauważył i pojechałem z największymi polskimi gwiazdami, jako obiecujący żużlowiec młodszego pokolenia – mówił dalej. – Moim atutem były dobre starty, a nauczyłem się ich jeszcze na płytach betonowych, które kiedyś były stosowane na torach. Bywało, że częściej robiłem na startach popularną świecę, ale to wynikało właśnie z dobrego refleksu i czasami przód motocykla mi uciekał – wyjaśnił.

Zgrupowanie zorganizowano w Centralnym Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Warszawie. W trakcie obozu wszyscy przeszli szczegółowe badania i otrzymali zgodę na dalsze starty. – Na tym obozie miałem okazję poznać Janusza Sidłę, który w tym czasie przebywał z kadrą lekkoatletów. Było to zgrupowanie głównie kondycyjne. Dużo biegaliśmy, ćwiczyliśmy, nabieraliśmy wytrzymałości.

Dzień po powrocie do Gorzowa pan Władysław poszedł na wieczorną przebieżkę i nagle złapał silną zadyszkę. Nazajutrz rano obudził go ból w klatce piersiowej. Szybko trafił do szpitala, ale nic w trakcie badań nie stwierdzono. Niestety, co 12 godzin ataki zaczęły się powtarzać. Dopiero przy trzecim stwierdzono, że ma problemy z sercem. W wypisie z gorzowskiego szpitala napisano o podejrzeniu zawału tylnej ściany mięśnia sercowego.

Następnie pan Władysław pojechał znowu do Warszawy i w tym samym ośrodku ponownie przeszedł raz jeszcze badania. Nie było już wątpliwości, że ma problemy z sercem. Dyrektor przychodni od razu zapowiedział, że nie otrzyma zgody na dalszą jazdę, ponieważ żużel to nie tylko spory wysiłek, ale przede wszystkim silny stres związany z niebezpieczeństwem.

Żona nie chciała

I tak jego krótka kariera zakończyła się nim na dobre zaczęła. Władysław Opala bardzo chciał pozostać przy żużlu. Razem z prowadzącą sekretariat klubowy Jolantą Werbanowską zaczęli organizować szkółkę żużlową dla najmłodszych.

– Ja zajmowałem się głównie przygotowywaniem motocykli i prowadzeniem samych zajęć, a pani Jola wszystkimi sprawami organizacyjnymi - tłumaczył. – Nawet zaczęło się to jakoś kręcić i otrzymałem od działaczy propozycję zrobienia odpowiedniego kursu trenerskiego. Akurat zmieniłem stan cywilny. Żona nie chciała mieszkać w Gorzowie i w 1968 roku wyjechaliśmy do Opalenicy. I tak skończyła się moja przygoda ze Stalą i żużlem.

Po przeprowadzce pan Władysław najpierw pracował jako tokarz, potem zmienił profesję i zajmował się produkcją różnych elementów z tworzywa sztucznego na wtryskarkach. Jak mówi, bardzo lubił to drugie zajęcie. W Gorzowie od czasu wyprowadzki pojawia się sporadycznie, ale czasami zagląda na stadion im. Edwarda Jancarza, który bardzo mu się podoba. Na bieżąco stara się oglądać mecze gorzowskich żużlowców w telewizji, którym wciąż kibicuje…

Robert Borowy

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x