więcej

więcej
Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Żużel »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Każdy dzień był pełen adrenaliny, pełen niespodzianek

2022-07-03, Żużel

Z Jackiem Balcerakiem, który odbył wędrówkę szlakiem klubów żużlowych, rozmawia Dorota Waldmann

medium_news_header_34128.jpg
Fot. Ze zbiorów J. Balceraka

- W butach z kotem… Co to była za akcja?

- Miała ona na celu postawienie na nogi 15-letniej Kingi, której historię poznałem kiedyś w Internecie. Od pewnego czasu, różnymi akcjami staram się wesprzeć zbiórkę na jej leczenie. Towarzyszy mi mój kot. Była to nasza trzecia wspólna wyprawa. Przeszliśmy już Polskę wzdłuż i wszerz. Ostatnia wędrówka odbyła się szlakiem klubów żużlowych. W tym wszystkim chodziło przede wszystkim o nagłośnienie zbiórki dla Kingi.

- Skąd pomysł na właśnie taką trasę – szlakiem klubów żużlowych?

- Pochodzę z Mazowsza i u nas nie ma jakiś wielkich tradycji żużlowych, natomiast od zawsze interesowałem się tym sportem. Podczas ostatniej mojej wyprawy spotkałem kibica jednego z klubów, który opowiedział mi o atmosferze, która panuje na stadionach. Postanowiłem pójść tym tropem, spojrzałem na mapę, wszystkie kluby zaczęły układać mi się w pewną drogę, którą mógłby zrealizować. Zależało mi, żeby było to przynajmniej tysiąc kilometrów. Zadzwoniłem do klubów, które  wykazały zainteresowanie akcją, więc ją zrealizowałem.

- Ma pan za sobą kilka imprez żużlowych. Jak się podobało?

- Żużel to naprawdę bardzo emocjonujący sport, w którym walka trwa od początku do końca, co chwila coś się dzieje, więc poziom adrenaliny cały czas rośnie. Atmosfera jest super, kibice również, więc kompletnie się nie zawiedliśmy.

- Proszę opowiedzieć historię Kingi.

- Kinga ma 15 lat i cierpi na artrogrypozę. To jest wrodzona sztywność stawów. Ona jest przykuta do wózka. Wcześniej w ogóle nie mogła zginać kolan, miała je wyprostowane, ale dzięki poprzednim akcjom udało się uzbierać pieniądze na pierwszą operację, wtedy mieliśmy nadzieję, że na jedyną, która pozwoliła jej zginać nogi. To było takim małym cudem medycznym. Teraz Kinga zgina nogi, ale żeby mogła chodzić swobodnie bez chodzika potrzebna jest kolejna operacja prostująca stopy i piszczele, bo Kinga ma je obrócone w prawo i w lewo, przez to nie może złapać równowagi. Dodatkowo jest problem z kręgosłupem i biodrami, bo postawa, w której ciągle się znajduje powoduje ucisk kręgosłupa. Jest to bardzo bolesne schorzenie.

- Nadzieją dla Kingi jest operacja za granicą…

- Szansą jest operacja u doktora Davida Feldmana z Instytutu Paley’a, który jest takim magikiem, jeżeli chodzi o ortopedię, zwłaszcza dziecięcą. Pan doktor jest w stanie jedną operacją postawić Kingę całkowicie na nogi, żeby mogła samodzielnie chodzić. I o to jest nasza walka z Parysem.

- Dużo brakuje jeszcze funduszy?

- Brakuje sporo. Mamy zebrane 30 tysięcy złotych, a do finalizacji potrzeba 270 tysięcy złotych, więc długa droga przed nami.

- Jak wyglądał pana dzień w trasie?

- Około godziny 9 zaczynałem się pakować, składałem namiot, robiłem śniadanie i około 10 wyruszaliśmy. Drogę ustalałem sobie na odległość 30 kilometrów. Jest to taka dobra dawka, żeby poczuć tę drogę, ale też nie zmęczyć się za bardzo, bo te siły trzeba było rozłożyć na pięciotygodniową wędrówkę. Po drodze spotykaliśmy wielu ludzi, działy się różne rzeczy, nie wiedzieliśmy tak naprawdę, gdzie będziemy spali. Każdy dzień był pełen adrenaliny, pełen niespodzianek, bo nie wiedziałem, co się wydarzy. Posiłki najczęściej  przyrządzałem sam. Miałem ze sobą kuchenkę, garnek, więc byłem w stanie sam coś ugotować. Spaliśmy pod namiotem, najczęściej w lasach, poza głównymi siedliskami ludzi, wtedy jest bezpiecznie. Podchodziły do nas zwierzęta. Bardzo często mieliśmy koło siebie dziki. Nie odważyłem się spojrzeć na nie z namiotu, ale ich odgłosy nam towarzyszyły. Było to dosyć ciekawe przeżycie.

- Spotykał się pan z życzliwością ze strony ludzi napotkanych po drodze?

- Najpierw było zdziwienie, które przeradzało się w życzliwość. Nie ukrywajmy, że nie jest to codzienny widok, kiedy przez wioskę, daleko od szosy przechodzi człowiek z wózkiem. Relacje między ludźmi były fajne. Proponowali nam gościnę, więc nie mieliśmy z tym problemu.

- Dzielnie towarzyszył panu kot i to nie jest przypadek…

- Jest to kot, którego dostałem od Kingi. Urodził się w stodole, a otrzymałem go w momencie przepłynięcia kajakiem Wisły i przejścia wybrzeża Bałtyku. Zamieszkał ze mną i jeszcze wtedy nie był świadomy tego, ile będzie miał do przejścia w swoim życiu. Znakomicie odnajdował się podczas tej wędrówki. Uwielbia spać w namiocie. Mój kot czuje się bezpiecznie tam, gdzie ja. Nasz duet wędrował z nadzieją na szczęśliwe zakończenie.

- W jaki sposób można wspomóc Kingę?

- Za pośrednictwem zbiórki internetowej https://www.siepomaga.pl/parys-dla-kingi Zapraszam również na stronę https://www.facebook.com/wbutachzkotem, gdzie znajdą Państwo szczegółowe informacje na temat naszej akcji i jej przebiegu.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x