2024-06-06, Żużel
Kilka miesięcy temu popełniłem felieton pt. ,,W tym cyrku małpy się nie liczą’’. Dziś przechodzę swoiste deja vu.
Z tą może różnicą, iż tamten tekst traktował wyłącznie o roli a ściśle - braku znaczenia głosu zawodników. Obecnie dołożyłbym do tego grona jeszcze nas - chorych z uwielbienia. Jeden z kibiców starej daty w komentarzu pod moim postem traktującym o wydarzeniach w Gorzowie zauważył celnie, że współcześnie jedyną miarą „sukcesu” pozostaje stan konta decydentów na koniec miesiąca. Pieniądz jest Bogiem i jedynym obowiązującym kryterium.
Patrząc globalnie na tzw. sport zawodowy, niezależnie od dyscypliny, trudno polemizować. Federacje, bez znaczenia - krajowe, czy światowe, tworzą swoisty system powiązań i zależności. Hołubiąc sponsorów i telewizję, bo ci naganiają mamonę, pozostałych traktują po macoszemu. Może jeszcze niektóre globalne media mogą liczyć na patronaty prasowe, czy nieformalne info z pierwszej ręki w zamian za źle pojmowaną „lojalność” wobec władz. Tworzą się układy przypominające pajęcze sieci. Albo w nich jesteś, albo na margines.
Kibice? Zawodnicy? Zbędny balast. To cyrk. Małpy (żużlowcy) jeśli będą pokorne, dostaną dodatkową porcję bananów (kasa). A kibolom tylko się wydaje, że utrzymują ten sport kupując bilety. Bez nich na stadionie, ale z TV, też sobie guru dyscypliny poradzą. I kasa wcale nie będzie mniejsza. Zapłacili, to mają grzecznie siedzieć z tyłkiem i cieszyć puchy. Jak się nie podoba, to...
W Gorzowie prognozy pogody były beznadziejne i (o dziwo) tym razem w pełni się potwierdziły. Co należało poczynić? To pokazał podmiot zarządzający raptem kilka dni później. Piątkowy (następny) mecz tamże z Unią Leszno odwołano w przeddzień z uwagi na... fatalne prognozy pogody. Czyli jak się chce to można?
Jak da się przygotować tor do zawodów, by był bezpieczny i umożliwiał ściganie czwórce gladiatorów, to z kolei pokazali czescy organizatorzy SGP na Markecie. I nie przyjmuję argumentu, że przecież w trakcie praskiej rundy nie padało. To fakt. Ale wcześniej lało. Rozłożono folię i zdjęto, gdy deszcz ustał. Ku zaskoczeniu - nic nie przeciekło. Bez odwodnienia liniowego, bez certyfikowanych przez SE plandek, stada komisarzy i innych zbędnych nieudaczników poradzono sobie wzorowo. W Gorzowie plandeka była zdejmowana i zakładana, do tego przeciekająca, tam tor był zdecydowanie zdradliwy i niebezpieczny, bo niejednorodnie odmoczony. Kawałek mazi, trochę błota, za chwilę ruchome piaski, a za pół metra plastelina, zaś wyżej, pod płotem, plaża. Same pułapki. A wszystko za setki tysięcy złotych. W imię czego na siłę próbowano udowodnić, że można się ścigać? Tej garstki, która w zimnie i deszczu wytrwała na stadionie jeszcze 4 godziny po „rozpoczęciu” zawodów. Przy tym uwięziona, gdyż wyjście do domu i powrót gdyby „coś” zaczęło się dziać nie były możliwe. Ich zapytajcie, czy zależało im na obejrzeniu np. ośmiu „biegów” z jazdą gęsiego, przed północą. A nie daj Panie kontuzje.
I tu wracam do początku. Tor w Gorzowie nie nadawał się do ścigania we czwórkę. Kto i jak nie zaklinałby rzeczywistości - tak właśnie było. Pytam więc - kto zwróciłby zdrowie poturbowanym zawodnikom? Ale przecież oni się nie liczą. Kibice takoż nie. Kto zatem „liczy”... się? Może szef wszystkich szefów, do którego arbitrzy mimo regulaminowego zakazu, wydzwaniają jak ubezwłasnowolnione marionetki z każdą „pierdołą”? A może włodarze stacji TV transmitującej ligę, którzy nie omieszkali rzeczonego publicznie pochwalić za przyznanie się do łamania obowiązującego regulaminu? Nie ma znaczenia co i gdzie napisano czy podpisano w Gorzowie. Podstawą każdego działania powinno być bezpieczeństwo uczestników w pakiecie ze zdrowym rozsądkiem. Nawet gdyby tor o 22.00 nadawał się do jazdy, a się nie nadawał, nie było dla kogo urządzać igrzysk śmierci. Czyli że co?
Komisja Orzekająca Ligi po analizie sytuacji wycofała pierwotną decyzję arbitra, karząc go wedle zasług zawieszeniem, a klubom nakazała rozegranie zawodów w nowym terminie? A gdzież by tam. Dalej idą „z buta”. Kierownicy podpisali protokół zawodów z obustronnym walkowerem zaordynowanym przez rozjemcę, zatem klamka zapadła. Podobno. Kary finansowe, zawieszenia w zawieszeniu i takie tam. Toruń Karkosików 10 lat wojował przed sądami powszechnymi, zanim wygrał z machiną PZM. Wygrał, gdy nikt już nie pamiętał o co chodziło.
Paradoksalnie - dochód z ,,gorzowskich’’ kar ma rzekomo zasilić fundację wspierającą byłych gladiatorów. Punkt A - bzdura. Zobaczyliby te pieniądze jak świnia niebo. Z kilkuset tysięcy najwyżej kilkaset złotych. Tego uczy dotychczasowa praktyka. Punkt B - to sami na siebie mieli wpłacać? Gdyby zdecydowali się ścigać, kilku mogło skończyć na wózku. A publika? Nią też nikt się nie przejmuje. Przyszli, zapłacili, więc „musi” się podobać. Niech nie grymaszą, bo im... abonament podniesiemy. Nadal naiwnie wierzę w zdrowy rozsądek. Mam nadzieję, że zawody zostaną rozegrane jak Bóg przykazał, bo licze na odwołania. Mam też dziecięcą wiarę, iż będzie to pokaz kunsztu, z adrenaliną i emocjami, nawet jeśli telewizja nie pokaże. Bo o to chodzi w sporcie. Ułańska fantazja, emocje, adrenalina, a nie połamane kończyny, cierpienie i rozlane mózgi w trzecim rzędzie trybun.
Zawsze można też przekierować odpowiedzialność na producenta plandek. Ta „Olsenowa” w Pradze nie przeciekła i pozwoliła rozegrać zawody. Te „dobre bo Polskie” zakupione przez kluby, są jak sitko. Mimo certyfikatu. Jest sposób? Ano jest. Nie jeden. Tylko czy ktokolwiek chce skorzystać? Popełnić błąd to nie grzech, ale trwać w zacietrzewieniu i głupocie, to już...
Przemysław Sierakowski
W niedzielę, 4 maja na stadionie GBS Gorzów im. Edwarda Jancarza czekają nas 105. Żużlowe Derby Lubuskie. To już 65 lat, jak Stal Gorzów walczy z Falubazem Zielona Góra o palmę pierwszeństwa w zachodniej Polsce.