2016-06-09, Tanio ze smakiem
Bryzol, kotlet mielony, ale pierogi z serem czy naleśniki można zjeść w Jadłodajni pod Łabędziem.
Dla niektórych będzie to dodatkowo wyprawa do świata, którego już dawno nie ma.
Jadłodajnia pod Łabędziem mieści się od zawsze na rogu ul. Sikorskiego i Orląt Lwowskich. Wchodzi się do niej po kilku schodkach i kto pierwszy raz tam będzie, zobaczy scenerię z minionej epoki. Bo ściany pokrywa boazeria, stare lampy pamiętają chyba epokę Edwarda Gierka. No wrażenie jednak jest spore.
Jak w starym barze gastronomicznym
Zaskoczeniem też jest karta – menu, bo wypisana na stałe na papierowej tablicy. No i w menu stałe potrawy, jak naleśniki z serem za 4 zł, zupa kapuśniak za 3,80 zł. Poza tym są gotowe zestawy obiadowe, w większość z nich poniżej 10 zł. I tak można zjeść zrazy, do tego ziemniaki i jakąś surówkę. Poniżej 10 zł kosztuje też bryzol z pieczarkami, ziemniakami i buraczkami. Prawie 10 zł trzeba zapłacić za pulpety, stek wieprzowy, filet z miruny czy kotlet mielony. Powyżej 10 zł, bo 10,80 kosztuje kotlet w typie szwajcarskim oraz kotlet schabowy, za ten trzeba zapłacić 10,90 zł. Zawsze do obiadu można sobie zamówić kompot za 1,60 zł.
I choć bar z poprzedniej, a może jeszcze i poprzedniej epoki, to ruch tam spory. Bo przychodzą ludzie na obiad abonamentowy, zaglądają studenci z AWF, bywają licealiści. I z ich zachowania można wnosić, że są stałymi bywalcami. Bo bez patrzenia na kartę zamawiają wybrane dania.
Na moje oko w lokalu jednorazowo zmieścić się może około 50 osób. I co prawda, choć kompletu nie ma, to jednak cały czas część stolików jest zajętych.
W typie szwajcarskim
Ja się decyduję na kotlet w typie szwajcarskim, czyli z jajkiem na wierzchu. Do tego dostaję ziemniaki z koperkiem i półtora porcji surówki. Czyli trochę buraków i trochę mizerii. No i obowiązkowo kompot z jabłek. Za wszystko płacę 13,30 zł. No i czekam kilkanaście minut na jedzenie, bo kotlet jest smażony na bieżąco.
Jedzenie jest smaczne, choć jak dla mnie kotlet mógłby być mniej słony. Ale wszystko inne jest w porządku. Lubię zielsko, więc ziemniaki z koperkiem zdecydowanie mi odpowiadają, surówkom też nic nie można zarzucić. A kompot jest taki, jaki robiła moja babcia, jabłka i cynamon. No i ważne jest też to, że nie jest słodki.
Domowe jedzenie w starym stylu i w dekoracjach jak z filmów Stanisława Barei. Zaskoczenie było przyjemne.
Sałatki, kanapki ale i obiady serwuje Cafe Costa przy ul. Wybickiego.