2012-07-25, Nasze rozmowy
Z Piotrem Paluchem, trenerem KS Stal i radnym miejskim, rozmawia Jan Delijewski
- Dużo osób gratulowało panu zwycięstwa nad zespołem z Tarnowa?
- Było trochę tych gratulacji, ale najważniejsze, że mimo niekorzystnego dla nas początku, wygraliśmy jednak ten mecz. Z tego jestem przede wszystkim zadowolony.
- Były jakieś gratulacje, które pana zaskoczyły?
- Nie, nie było żadnych zaskoczeń. Wyjaśnijmy sobie jedno – ja wcale się nie czuję jakimś super ojcem tego sukcesu. To nie było nic wielkiego z mojej strony. To cała drużyna zapracowała na ten wynik i to ona zasługuje na gratulacje.
- Wycofanie Tomasza Golloba, po dwóch nieudanych biegach, to była pańska suwerenna decyzja?
- To była moja osobista, suwerenna decyzja. Nikt absolutnie nie miał na nią wpływu.
- Nie ryzykował pan zbyt wiele wycofując Golloba?
- Nie sądzę, że ryzykowałem, ponieważ widziałem, że Tomek Gollob miał kłopoty i nic nie wskazywało na to, żeby mogło być lepiej.
- Co byłoby, gdyby jednak ten mecz został przegrany?
- Na pewno byłyby poważne rozmowy, rozważania, może coś jeszcze, ale wygraliśmy i nie ma co gdybać.
- Dlaczego Tomasz Gollob w ostatnich tygodniach tak mocno spuścił z tonu?
- Wszystko zaczęło się od tego wypadku w lidze szwedzkiej. O tamtej pory nie może jakoś dojść do siebie. Są mecze, że jedzie i są takie, jak ten ostatni. Nie może ustabilizować formy na poziomie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Do tego dochodzą kłopoty ze sprzętem, trudności ze spasowaniem przełożeń …
- Tłumaczenie niespasowaniem sprzętu nikogo już chyba nie przekonuje?
- Największym problemem dla niego jest on sam. Musi się pozbierać, otrząsnąć i dojść do ładu z samym sobą i sprzętem. Zresztą, zna się na tym jak mało kto.
Jest szansa, że ten wielki mistrz jeszcze w tym sezonie się odrodzi ?
- Mam nadzieję, że tak się stanie. Innym zawodnikom także zdarzały się takie okresy, słabsze występy i z czasem dochodzili do siebie. Liczę na to. Jest nam bardzo potrzebny.
- Z drugiej strony mamy Bartka Zmarzlika, który coraz bardziej nas zaskakuje …
- Bartek ma teraz dobry okres. Jest pełen energii, ma ten power w sobie i nic mu nie przeszkadza. Żaden tor nie jest mu straszny, na każdym chce trzymać gaz, jechać i zdobywać punkty. Jest mocnym punktem drużyny, którym mogę zastąpić każdego innego zawodnika.
- Nie obawia się pan, że to idzie trochę za szybko, że może należałoby oszczędniej szafować jego siłami i emocjami?
- Bartek istotnie jest jeszcze młody, ale jest też głodny jazdy. Przy tym nie ma tu nic na siłę. On się rozwija jak najbardziej naturalnie. A założenia były i są takie, że on nie ma być liderem drużyny, ale ma jechać swoje, rozwijać się, bawić żużlem. I on to właśnie robi.
- Po meczu z Tarnowem może pan z przekonaniem powiedzieć, że mamy drużynę?
- Mamy drużynę, ale trzeba jeszcze popracować, poprawić parę elementów.
- Drużynę na medal?
- Teraz walczymy o pierwsza czwórkę. Później będziemy chcieli powalczyć o złoto.
- Ale radnym na medal, mimo wszystko, pan raczej nie jest?
- Nie jestem , ale też nigdy nie byłem indywidualnością. Przez całe życie grałem i gram dla drużyny, bo ona jest najważniejsza. Tak również jest w radzie miasta.
- Dlaczego zgodził się pan kandydować w wyborach? Dla pieniędzy, splendorów?
- Nie, absolutnie. Zostałem o to poproszony przez prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, zgodziłem się i wcale tego nie żałuję. Zawsze to jakieś nowe doświadczenie.
- Co w pracy radnego jest najtrudniejsze?
- Najtrudniejsze jest załatwianie, rozwiązywanie problemów, z którymi zgłaszają się mieszkańcy. Chce się im pomóc, ale często są to sprawy nie do załatwienia lub bardzo trudne do rozwiązania. Na ogół z powodu takich a nie innych przepisów prawa.
- To jakie są marzenia radnego?
- Przede wszystkim takie, żeby mieszkańcy byli zadowoleni z życia w swoim mieście, żeby miasto dalej się rozwijało.
- Co trzeba zrobić, żeby te marzenia się ziściły?
- Musi być więcej pieniążków budżecie miasta. Innego sposobu nie ma.
- Dziękuje za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter