2012-08-08, Nasze rozmowy
Z Mirosławą Winnicką, radną sejmiku woj. lubuskiego, rozmawia Jan Delijewski
- Trzyma pani kciuki za prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka?
- Oczywiście, że trzymam, bo w przypadku każdego człowieka obowiązuje zasada domniemania niewinności. I mnie nie zależy na tym, żeby został skazany, jak pragnie tego wielu tych, którzy czekają już w blokach startowych, choć ostatnio zmienili ton swoich wypowiedzi.
- Mówi tak pani jako podwładna prezydenta, czyli kierownik Urzędu Stanu Cywilnego, czy jako polityk?
- Mówię to jako obserwator, który ma swoje zdanie, za które obrywał wiele razy i to z różnych stron.
- Większość gorzowskich polityków mówi, że Tadeusz Jędrzejczak się wypalił i już chociażby z tego powodu powinien odejść ze stanowiska. Pani tak nie uważa?
- Odpowiem inaczej: uważam, że potrzebne są przede wszystkim zmiany w prawie, które ograniczą liczbę kadencji na stanowiskach pochodzących z wyboru, by nie można było sprawować ich dożywotnio. Każdy człowiek z czasem się zużywa, jest zmęczony i potrzebna jest zmiana. Nikt nie jest wieczny czy ponadczasowy.
- To jakie widzi pani zasługi prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka dla miasta?
- Mieszkam w Gorzowie od 1990 roku i widzę jak miasto się mocno zmieniło, jak wiele nowych inwestycji się pojawiło. Duża w tym zasługa właśnie prezydenta Jędrzejczaka. Dzięki niemu Gorzów bardzo się rozwinął.
- Ile w tym jednak osobistej zasługi Tadeusza Jędrzejczaka, a ile naturalnego rozwoju?
- To trudno rozstrzygać, ale zawsze najważniejsze jest, żeby odpowiedni człowiek znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Tadeusz Jędrzejczak znalazł się w tym miejscu i czasie, i potrafił to odpowiednio wykorzystać. Ma więc swoje zasługi.
- A dostrzega pani jakieś słabości, niedostatki tej prezydentury?
- Największą słabością tej prezydentury są te oskarżenia, bo ważą jednak na jakości zarządzania miastem. Nie oszukujmy się, człowiek jest tylko człowiekiem, a takie sprawy przeżywa się bardzo głęboko i nie ułatwiają one codziennego funkcjonowania.
- Jako radna z klubu SLD jest pani w sejmiku w opozycji do rządzącej koalicji PO - PSL. Na czym pani opozycyjność polega?
- Prawem i przywilejem opozycji jest punktowanie potknięć i wytykanie błędów rządzącym. I to robimy. Lepiej klub gorzej, ale robimy wyrażając przy tym swoje opinie na różne sprawy.
- Na wiele się zdają te opinie i oceny opozycyjnych radnych?
- Może i nie na wiele, ale trzeba to robić, chociażby po to, żeby pokazywać szkody, jakie niosą działania zarządu województwa, wskazywać alternatywne rozwiązania. Może w przyszłości na coś się przydadzą.
- Jako gorzowianka także jest pani w sejmiku w mniejszości, to co pani może?
- Nie mam wpływu na podziały geograficzne i polityczne, ale mogę próbować wpływać na to, co się dzieje w regionie, na to co robi marszałek i zarząd. Musimy zgłaszać problemy i dbać, by pewne sprawy czy zjawiska zostały zauważone, bo tego oczekują nasi wyborcy. A Gorzów czy Zielona Góra to jeszcze nie całe województwo.
- Dlaczego ciągle tak żywy jest podział nie tyle na północ i południe, co na Zieloną Górę i Gorzów?
- Tak dzieje się od lat i nie można tego zmienić, nie można się z tego wyzwolić. Zawsze sprawy ze swojego otoczenia i sąsiedztwa są nam bliższe i je w pierwszej kolejności bronimy, o nie dbamy. To co jest ważne dla Gorzowa, wcale nie musi być ważne dla Zielonej Góry i na odwrót. Ale przewaga w sejmiku i zarządzie jest po stronie Zielonej Góry …
- Czyli tam jest nie tylko siła, ale i realizowana jest polityka w myśl powiedzenia, że bliższa koszula ciału?
- Tak, gdyż radni, politycy musza pokazać swoim wyborcom, że coś zrobili , osiągnęli, coś dla nich załatwili. A że jest ich więcej, to i więcej mogą.
- Dlaczego Gorzów w relacjach z Zieloną Góra z roku na rok jest coraz słabszy, coraz więcej przegrywa?
- Wynika to ze słabości gorzowskiej polityki i polityków, którzy bardziej skupiają się na sobie i swoich celach niż na mieście czy regionie. W Zielonej Górze tego nie ma – tam widać konsolidację wokół wspólnych spraw i celów, bez względu na barwy polityczne. To daje im siłę, której my nie mamy.
- Przekształcenie gorzowskiego szpitala w spółkę prawa handlowego, to będzie wygrana czy przegrana szpitala, pacjentów, miasta?
- Nie wiem. Jest tutaj zbyt wiele niewiadomych. Na pewno dobrze byłoby pozostawić ten szpital w formule publicznej i temu powinny być podporządkowane wszelkie działania władz regionu i parlamentarzystów. Skoro jest możliwość oddłużenia za pieniądze rządowe, to może jednak spróbować powalczyć o zmianę prawa, by niekonieczne było jego przekształcanie w spółkę. Jest dla nas zbyt ważny, zbyt potrzebny, by się łatwo godzić na takie zmiany. Tylko czy ktoś o to zabiega? Ktoś się stara? Wątpię
- Była pani wiele lat szefową miejskich struktur SLD. Dlaczego pani odpuściła ostatnie wybory?
- Przejęłam organizacje kiedy był w rozsypce, kiedy były kiepskie notowania i nie było chętnych do kierowania. Z czasem to się zmieniło na lepsze i stałam się zbędna. Podczas ostatnich wyborów pojawili się ludzie, którzy łamiąc statut postanowili przeforsować swojego kandydata. Wtedy się wycofałam, a oni dopięli swojego.
- SLD jako organizacja w naszym mieście jeszcze istnieje?
- Nie ma już SLD jako zwartej organizacji. Są jakieś strzępy, są jakieś koła, ale więcej w tym grupowej gry i politycznych kalkulacji niż normalnego partyjnego życia i działania. Taka jest prawda.
- To kto jest liderem?
- Nie wiem czy można mówić o jakimś liderze w Gorzowie. Owszem, jest przewodniczący, ale liderem to on raczej nie jest.
- Dlaczego SLD w Gorzowie jest taki słaby, rozbity, podzielony do tego stopnia, że niektórzy są i tu, i tam ?
- Właśnie dlatego, że górę biorą osobiste ambicje, oczekiwania i rachuby. Nie ma żadnych wspólnych celów i programu. Każdy sobie rzepkę skrobie.
- SLD ma jeszcze szansę odrodzić się naszym mieście?
- Pod warunkiem, że zmieni się formuła działania, przyjdą nowi ludzie. W dotychczasowym kształcie SLD się nie obroni. Potrzebni są nowi, młodzi ludzie z różnych środowisk o lewicowej wrażliwości, ale bez osobistego parcia na stanowiska i władzę. Wątpię jednak czy tacy szybko się znajdą, bo generalnie społeczeństwo jest zniechęcone i zniesmaczone tym, co się dzieje w polityce.
- Dziękuje za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter