2012-09-26, Nasze rozmowy
Z Sebastianem Pieńkowskim, radnym z klubu PiS, rozmawia Jan Delijewski
- Dlaczego Jakub Derech Krzycki nie może zostać wiceprzewodniczącym rady miasta?
- Głosowanie w sprawie wyboru było tajne i nie wiem jak kto głosował. Mogę mówić jedynie za siebie. Uważam, że klub Nadzieja dla Gorzowa miał prawo zgłosić swojego kandydata i to prawo powinniśmy uszanować. Chodzi o zasady, co do których kiedyś się umówiliśmy. Jednak głosowanie jest tajne i każdy ma prawo do własnej oceny danej osobowości.
- Czym się pan na co dzień zajmuje?
- Jestem asystentem europosła Marka Gróbarczyka i prowadzę własną działalność gospodarczą.
- Polityka to był pana świadomy wybór czy zadecydował przypadek?
- To sprawa rodzinnych, patriotycznych tradycji. Po 1989 roku myślałem, że wszystko będzie się fajnie zmieniać, ale się nie zmienia. Dlatego postanowiłem osobiście zaangażować się w politykę, by jednak mieć wpływ na rzeczywistość. A możliwości takie daje tylko partia polityczna.
- Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość?
- Bo program tej partii jest mi najbliższy.
- I potrzebne było od razu drugie koło PiS w Gorzowie?
- Jeżeli partia się rozbudowuje, to powstają nowe struktury z nowymi liderami i nie ma w tym nic dziwnego.
- I nie było w tym żadnych podtekstów?
- Części członków starego koła mogło się to nie podobać, ale dla partii nie ma to znaczenia. Latem powstał kolejny, trzeci komitet PiS w mieście i trzeba się z tego tylko cieszyć.
- Polityka to dla pana władza czy może jednak coś innego?
- Władza jest instrumentem do realizacji celów i każda partia, która chce zmieniać rzeczywistość dąży do władzy, by realizować swój program.
- To jaka jest ta gorzowska władza?
- Władza wykonawcza, czyli prezydent Tadeusz Jędrzejczak nie spełnia oczekiwań. Zaniedbał to miasto, szczególnie w zakresie infrastruktury. Postawił na pomniki, na wielkie inwestycje, ale zapomniał o tych małych – o drogach, chodnikach itd. Nie ma przy tym z jego strony chęci współpracy z radą miasta, bez względu na to jak ona jest. Jeżeli coś nie jest jego pomysłem lub nie jest po jego myśli, to absolutnie go nie interesuje.
- Radni sprawdzają się w swojej roli?
- Część się sprawdza, część nie, jak wszędzie. Najgorsze, że niektórzy bardziej reprezentują linie swojej partii niż zajmują się sprawami mieszkańców czy miasta.
- Dlaczego gorzowscy politycy tak rzadko mówią jednym głosem w obronie gorzowskich interesów?
- To kwestia niskiego poziomu kultury politycznej, co jest konsekwencją oczywistej niedojrzałości i partyjnych czy osobistych egoizmów. Stad trudno o wspólne myślenie i wspólne działanie. To także sprawa zaszłości, historycznych obciążeń, których na przykład ja, Robert Jałowy i Marcin Kurczyna już nie mamy. Ale oczywiście historia i jej konsekwencje są bardzo istotne.
- Sprawa szpitala jest tutaj wyjątkiem od reguły?
- Trochę tak, choć PO chce jednak komercjalizować szpital, co może doprowadzić do jego prywatyzacji, a my się na to nie godzimy. Sprawy służby zdrowia, szpitala dzielą nas i to bardzo. Tutaj przecież mamy typową kłótnię północy z południem o jakość zarządzania szpitalem a nie coś głębszego.
- Nie znajduje pan żadnej winy po stronie Gorzowa?
- Nie jesteśmy zintegrowanym środowiskiem i jest dużo winy po naszej stronie, przez różne zaniechania i zaniedbania.
- Dlaczego jednak jako północ przegrywamy z południem?
- Za południem przemawia demografia, ale także to, że tam pojawili się liderzy, którzy wiedzą jak skutecznie zabiegać o interesy swojego miasta i regionu, który jest im bliższy.
- Jako gorzowianin czuje się pan ogrywany przez Zieloną Górę?
- Tak, jak najbardziej. Chociażby dlatego, że PO stawia na metropolie, a ta metropolią na skutek różnych działań i zabiegów staje się coraz bardziej Zielona Góra. Kosztem Gorzowa. Nie ma wiec mowy o zrównoważonym rozwoju.
- Ale gorzowscy działacze PO również mówią o zrównoważonym rozwoju.
- To jest właśnie problem platformy. Oni jedno mówią a drugie robią lub przynajmniej akceptują.
- Na co musza znaleźć się pieniądze w przyszłorocznym budżecie miasta?
- Przed wszystkim na remonty dróg i ulic, chodników i podobne temu małe rzeczy. Pora zająć się tą małą infrastrukturą, która jest bardzo ważna dla naszego codziennego życia.
- To jaki widzi pan Gorzów za kilka lat?
- To zależy od tego, kto będzie rządził.
- Dziękuje za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter