2012-11-07, Nasze rozmowy
Z Maciejem Szykułą, wicemarszałkiem woj. lubuskiego, rozmawia Jan Delijewski
- Zarząd województwa stanowi drużynę czy jednak twardą ręka rządzi marszałek Elżbieta Polak, jak się powszechnie uważa?-
Zdecydowanie jesteśmy drużyną i to od samego początku. Wszystkie sprawy, nawet te najbardziej kontrowersyjne na zarządzie najpierw dyskutujemy a później głosujemy. I najczęściej są to decyzje jednomyślne. Pani marszałek Polak ma to do siebie, że potrafi spokojnie rozmawiać o trudnych sprawach i słuchać rzeczowych argumentów, co sprawia, że atmosfera w zarządzie jest naprawdę dobra.
- Jakby nie patrzeć, należy pan do mniejszości w tym zarządzie, bo reprezentuje pan PSL, pochodzi z Gorzowa. Odczuwa pan to w jakiś sposób?
- Nie, absolutnie nie. W zarządzie nie ma żadnych podziałów na północ i południe, Gorzów i Zieloną Górę, czy jakichkolwiek innych fobii. Aczkolwiek czasami daje się zauważyć, że bliższa koszula ciału… Natomiast ja jestem lubuszaninem, który żonę ma z Zielonej Góry, od ponad 30 lat mieszka w Gorzowie, a pracuje i tu, i tam. I zdecydowanie identyfikuje się z naszym miastem .
- Często spotyka się pan z zarzutami, że słabo dba o interesy naszego miasta?
- To się zdarza, ale coraz rzadziej. Szczególnie na początku spotykałem się z tego typu pretensjami, ale z czasem było ich coraz mniej, co chyba świadczy o tym, że ta ocena mieszkańców Gorzowa jest coraz bardziej obiektywna.
- Jest coś, jakieś działanie, osiągnięcie , które może pan z czystym sumieniem zapisać na swoje konto?
- To chociażby realizowany właśnie remont teatru, który stał się możliwy m.in. dzięki moim zabiegom i staraniom. A wpisanie tego do budżetu województwa wcale nie było sprawą prostą, bo i budżet nie był łatwy, ale udało się te 700 tysięcy zapisać na remont, to także remont gorzowskiego muzeum, utworzenie Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej czy tez rozwój ekonomii społecznej w naszym regionie.
- Zdarzyło się panu sprzeciwić pani marszałek i postawić na swoim?
Miałem odmienne zdanie co do modernizacji linii kolejowej Kostrzyn-Krzyż. Chodzi o zapis w strategii rozwoju województwa, gdzie mówiło się tylko o modernizacji, a ja się upierałem, żeby doprecyzować i literalnie dopisać do modernizacji jeszcze elektryfikację. No i w przygotowanym projekcie pisze się o elektryfikacji tego odcinka. Wiele decyzji zarządu wypracowujemy wymieniając się argumentami. W sprawach polityki społecznej i środków Europejskiego Funduszu Społecznego staram się przekonywać zarząd do swoich racji.
- Jak to odwoływaniem rady społecznej gorzowskiego szpitala było, że wojewoda musiał uchylić uchwałę w tej sprawie?
- Wojewoda wcale nie musiał uchylać tej uchwały, ale miał takie prawo i z niego skorzystał. Mamy spór prawny i sąd będzie go rozstrzygał. Nasi prawnicy twierdzą, że zrobiliśmy wszystko zgodnie z ustawą i statutem szpitala, i tego się trzymamy.
- Marek Twardowski jest właściwym człowiekiem na stanowisku dyrektora gorzowskiego szpitala?
- Jest człowiekiem z odpowiednim doświadczeniem, wiedzą i wydaje się być właściwym człowiekiem, choć nie znam go osobiście. Wie jakie są cele, wie czego chce i do tego konsekwentnie dąży, aczkolwiek mnie również nie podobało się kilka jego zachowań, choćby sposób odwołania doktora Piotra Gajewskiego. Ma jednak trudne zadanie do wykonania, bo głęboka restrukturyzacja i przekształcenia szpitala w spółkę nie jest rzeczą łatwą, ale jest jedynym wyjściem z sytuacji tak ogromnego zadłużenia.
- Jakie są jednak gwarancje, że szpital jako spółka będzie się rozwijał a nie zwijał, że będzie się podnosił zakres i poziom świadczonych usług medycznych, bo to budzi największe obawy i wątpliwości?
- Nasze dotychczasowe działania dowodzą, że nikt nie zamierza tego szpitala zwijać czy ograniczać. Proszę zwrócić uwagę, że mimo tego wielkiego długu ciągle w ten szpital inwestujemy i staramy się poszerzać jego możliwości działania. Tak też będzie po przekształceniu w spółkę której właścicielem przecież będzie samorząd województwa. Jesteśmy zdeterminowani, żeby szpital dalej się rozwijał. Kolejnym dowodem tego niech będzie to, że w program inwestycyjny „Polski zachodniej” wpisuje się budowa zakładu radioterapii.
- Dlaczego Zielona Góra otrzymuje na rozwój miliony i to podawane na tacy, a Gorzów swoich racji musi dochodzić wręcz w sądzie? Tak jest chociażby ze środkami na park naukowo-technologiczny pod Zieloną Górą i środkami na laboratorium techniczne przy PWSZ w Gorzowie.
- W rzeczywistości wygląda to całkiem inaczej. Z Uniwersytetem Zielonogórskim przez rok toczyliśmy boje, żeby wyegzekwować realizacje założeń. Uniwersytet chciał za przyznane pieniądze wybudować sobie wyłącznie laboratoria. Nie zgodziliśmy się na to i doprowadziliśmy do podpisania takiej umowy, z której jednoznacznie wynika, że ma to być park naukowo-technologiczny, a więc powiązanie nauki z przemysłem, gospodarką. Tylko w takim kształcie może bowiem przysłużyć się regionowi.
Natomiast w przypadku Gorzowa właśnie na tacy podane było 10 milionów na park naukowo-technologiczny zaproponowany przez jedno ze stowarzyszeń, bo ten pomysł został wpisany na tzw. listę indykatywną. I mimo naszych starań, i pomocy zrezygnowano z tego projektu. Na szczęście, PWSZ, miasto Gorzów, ZUO i klaster metalowy porozumiały się i składają wspólny wniosek w sprawie utworzenia parku technologicznego w Gorzowie, którego powstanie zapisaliśmy, jako jedną z kluczowych inwestycji, w projekcie strategii rozwoju województwa.
- Na ile potrzeby inwestycyjne Gorzowa i północnej części regionu zostały uwzględnione w tej strategii rozwoju?
- Zdecydowana większość postulatów i wniosków znalazła się na liście 24 kluczowych inwestycji. Nie wszystko jednak udało się na niej zmieścić. Ubolewam na przykład, że nie ma tam nic o rozwoju komunikacji tramwajowej w Gorzowie, ale wszystkiego nie będziemy w stanie udźwignąć.
- Ta strategia zagwarantuje zrównoważony rozwój regionu?
- Myślę, że tak. Tym razem potrzeby północnej części, w dużej mierze dzięki aktywności jej promotorów, zostały zauważone i zamieszczone w projekcie strategii.
- W koalicji PO - PSL wszystko dobrze się układa, nic nie zgrzyta?
- Nie mam podstaw do stwierdzenia, że jest źle. Jest dobrze, spotykamy się, rozmawiamy, uzgadniamy pewne sprawy i stanowiska. Wszystko normalnie funkcjonuje.
- Głosowanie radnej PSL z Dobiegniewa, Barbary Kucharskiej, przeciwko decyzji o likwidacji WOMP w Gorzowie było czymś przypadkowym?
- Po prostu była przekonana, że zaproponowane rozwiązanie jest niedobre dla WOMP i tej części województwa, i zagłosowała przeciwko tej uchwale. Miała prawo.
- A sam pomysł tej likwidacji był dobrze przemyślany?
- Za tym pomysłem przemawiały druzgocące wyniki kontroli tej placówki oraz brak chętnych do pokierowania nią. Był bałagan finansowy, wysokie koszty a dwa konkursy na dyrektora trzeba było unieważnić, bo nie było chętnych. Poza tym zapis w ustawie mówi o funkcjonowaniu w województwie jednego WOMP, a nie kilku. Dlatego chcieliśmy połączyć gorzowska placówkę z zielonogórskim WOMP-em, ale nie było na to zgody radnych. Osobiście byłem za tym, żeby zrobić odwrotnie, żeby to w Gorzowie był WOMP, gdzie mamy własny obiekt, a w Zielonej Górze filię, ale w tym przypadku na zarządzie byłem w mniejszości.
- Skąd biorą się pogłoski, że jeszcze sprzed końcem roku może się zmienić koalicja w sejmiku, że może dołączyć SLD?
- Nic na ten temat nie wiem i nie wydaje mi się to prawdopodobne.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter