2013-01-09, Nasze rozmowy
Z Tomaszem Możejko, przewodniczącym lubuskiego sejmiku, rozmawia Jan Delijewski
- Co tam, panie przewodniczący, w polityce?
- W regionie lubuskim jest spokój. Za nami ostatnia burzliwa sesja sejmiku, uchwalony został budżet w wysokości 507 milionów na 2013 rok, a przed nami, mam nadzieję, okres stabilizacji.
- Liczyłem, iż powie pan, że Chińczyki trzymają się mocno…
- Znam tą kwestię z Wyspiańskiego i uważam, że wciąż pozostaje aktualna.
- To jak udała się grudniowa wycieczka do Chin?
- Na pewno było to dla mnie osobiście duże doświadczenie. Rozwiałem pewne swoje wątpliwości, pozbyłem się pewnych stereotypów. Jedocześnie była to wartościowa wyprawa z punktu widzenia interesów woj. lubuskiego.
- Co było takiego wartościowego?
- Na pewno wartością są już nawiązane kontakty, które nas zbliżają i mogą procentować w przyszłości. Prowincja Hainan, utworzona w 1988 roku, a w której gościliśmy, posiada liczne walory turystyczne i potrzeby gospodarcze. Coraz bliżej nam do nawiązania konkretnej i wymiernej współpracy, szczególnie jeżeli chodzi o eksport żywności, w tym mięsa, warzyw i zboża, bo owoców mają tam pod dostatkiem. Nie bez znaczenia może być także współpraca kulturalna i turystyczna.
- Nie ma w tych kontaktach z Chińczykami żadnej megalomanii?
- Może i trochę jest, ale odnosi się wyłącznie do kontaktów interpersonalnych. Natomiast jeżeli chodzi o sprawy gospodarcze, to jesteśmy pragmatykami i szukamy punktów stycznych.
- A wydawanie olbrzymich pieniędzy na lotnisko w Babimoście, które według różnych ekspertyz nigdy nie nabierze większego znaczenie i nie ma ekonomicznego uzasadnienia, nie jest przejawem megalomanii, snem o potędze?
- To lotnisko jest faktem gospodarczym i tak należy je traktować. Kwoty, jakie wydajemy na jego utrzymanie nie są znowu takie duże, bo 8 milionów rocznie, to nie jest zbyt wiele. Dzięki temu utrzymujemy przeloty do Warszawy i mamy perspektywę rozwoju, która jest ważna dla regionu. Musimy na to patrzeć szerzej, przynajmniej w perspektywie 2025 roku. Unia Europejska stawia na małe lotniska, które maja być uzupełnieniem tych wielkich, jak to w Berlinie czy trochę mniejszych jak Poznań.
- To małe lotnisko strasznie dużo nas jednak kosztuje.
- Te 32 miliony, które maja być wydane w ciągu 4 lat, to w stosunku do czteroletniego budżetu woj. lubuskiego nie jest naprawdę wielką kwotą. A lotnisko jest, będzie nam bardzo potrzebne. Podobnie uważają w innych regionach. Lublin wybudował sobie lotnisko za 250 milionów, bo wierzą tam, że będzie im niezbędne, że przewozy lotnicze - cargo i pasażerskie – będą odgrywać istotną rolę w życiu i rozwoju regionu. Tym bardziej, że w najbliższych latach ma powstać sieć lokalnych połączeń lotniczych.
- Jak powinna wyglądać polityka zrównoważonego rozwoju województwa?
- Ta polityka zrównoważonego rozwoju jest prowadzona przez sejmik woj. lubuskiego. Oczywiście pozostaje otwarta kwestia podziału środków finansowych miedzy północą a południem, która wzbudza najwięcej kontrowersji…
- No właśnie, w Gorzowie często słychać żale i pretensje, ze jednak więcej inwestuje się na południu, że lubuskie trójmiasto rozwija się kosztem całego regionu. Pan tego nie dostrzega?
- Nie zgadzam się z taka oceną. Uważam, że środki dzielone są adekwatnie do potrzeb i możliwości, ale też wyzwań, jakie przed nami stoją. Przykładem nie będzie te 70 milionów zapisanych w budżecie na melioracje, które w zdecydowanej większości pójdą na północ, bo taka jest potrzeba, bo są tam wieloletnie zaległości w tym zakresie.
- Czy ta polityka zrównoważonego rozwoju nie powinna właśnie bardziej uwzględniać różne zaległości, braki i niedostatki poszczególnych części regionu?
- Z pewnością tak, ale woj. lubuskie to 12 powiatów ziemskich i 2 grodzkie. Musimy więc dbać o wszystkie w jednakowym stopniu. Inna sprawa, że na wiele działań należy patrzeć z pewnej perspektywy, także czasowej, a nie przez pryzmat jednego przedsięwzięcia czy roku. Poziom rozwoju poszczególnych powiatów jest podobny, choć w każdym występują trochę inne problemy i potrzeby. Stąd tak ważne jest określenie priorytetów dla województwa.
- To jak dla pana wygląda porównanie rozwoju, cywilizacyjnego i instytucjonalnego Zielonej Góry i Gorzowa?
- Na pewno pod wieloma względami wygląda podobnie, choć miasta rozwijają się jakby w trochę innych kierunkach. Przykładowo Zielona Góra ma uniwersytet, a w Gorzowie nie ma nawet samodzielnej akademii, a to już rodzi określone implikacje i niesie z sobą różnorakie konsekwencje
- Szkolnictwo wyższe, uniwersytet rozwijałby się tak szybko w Zielonej Górze, gdyby nie mocne wsparcie władz województwa?
- Pamiętajmy, że w Zielonej Górze dużo wcześniej zaistniał potencjał, była WSI a później politechnika, była WSP, co w połączeniu dało uniwersytet. A uniwersytet stał się już takim trochę samonapędzającym wehikułem. Oczywiście, bez wsparcia samorządu województwa nie rozwijałby się w takim tempie, ale ta pomoc pojawiła się w określonej sytuacji, na pewnym etapie.
-To dla równowagi wypadałoby chyba wesprzeć starania Gorzowa w zakresie rozwoju jego akademickości?
- Też tak uważam. W Gorzowie potrzebna jest akademia, ale najpierw musza się pojawić konkretne projekty i działania ze strony władz miasta, gorzowskich uczelni, różnych instytucji i organizacji. Tego ciągle nie ma. Na razie słyszymy jedynie o pomysłach, padają jakieś deklaracje i nic z tego nie wynika. Szczególnie miasto powinno się tutaj mocno zaangażować. Samorząd województwa możemy wspierać tylko konkretne działania.
- Jak to jest, że w budżecie województwa zapisuje się, i słusznie, bo są to placówki marszałkowskie, miliony na ośrodek sportowy w Drzonkowie, na Filharmonię Zielonogórską, a nie znajduje się stu, dwustu tysięcy na organizacje Roku Lutosławskiego w Filharmonii Gorzowskiej, co byłoby wymierną pomocą dla tej placówki i służyło promocji województwa? W imię przyzwoitości i dla zachowania pewnej równowagi.
- Tak jakoś niezręcznie wyszło, ale to nie problem. W trakcie roku zawsze możemy do tego wrócić i na pewno wrócimy. Ja również twierdzę, że powinniśmy w ten sposób wspierać Filharmonię Gorzowską. Te 300 tysięcy z pewnością znajdziemy w budżecie województwa.
- Czy chociażby w tym kontekście nie jest przesadą wydawanie pięciu milionów na loty z Babimostu do Warszawy i traktowanie tego jako promocję?
- To jest promocja, ale także sposób na utrzymanie i rozwijanie tego lotniska, o czym już mówiliśmy.
- Sporo dyskusji i emocji towarzyszyło powstawaniu listy kluczowych inwestycji w regionie. Kto i jak będzie decydował o kolejności ich realizacji? Bo to zdaje się jest jeszcze ważniejsze niż samo przygotowanie tej listy.
- O wszystkim zadecyduje kondycja finansowa województwa. Kolejność natomiast proponował będzie zarząd województwa, co jednak wymagać będzie zgody radnych sejmiku. Dlatego z duża rozwagą będziemy do tego podchodzić, by uniknąć zbędnych emocji i pretensji.
- Jaki będzie klucz wybierania z tej listy inwestycji do realizacji w pierwszej kolejności?
- Nad tym należy się głęboko zastanowić. Rzeczywiście, dla większej przejrzystości, niezbędne jest teraz stworzenie listy rankingowej, określenie priorytetów, by nie wzbudzać później kontrowersji. Na pewno muszą one wynikać z aktualnych potrzeb i możliwości regionu.
- I nie obawia się pan, że województwo może nie przetrwać do 2020 roku?
- Nie sądzę, żeby do tego doszło. Mimo wszystko województwo powinno przetrwać. Prędzej już obawiałbym się o los wielu gmin i powiatów, których kondycja jest bardzo różna.
- Z wojewodą Marcinem Jabłońskim spotyka się pan czasami, rozmawia? Tym bardziej, że Agencja Nieruchomości Rolnych , którą pan na co dzień kieruje mieści się w budynku urzędu wojewódzkiego.
- Nie mam potrzeby rozmawiania z panem wojewodą. Owszem, spotykamy się czasami, ale tylko na oficjalnych uroczystościach, w których obaj bierzemy udział.
- A jeżeli chodzi o żużel, to komu pan kibicuje?
- Od pewnego czasu Stali Gorzów, bo mieszkam już w Gorzowie.
- Dziękuje za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter