2013-05-22, Nasze rozmowy
Z Romanem Dziduchem, wiceprezesem Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, rozmawia Jan Delijewski
- Czym właściwie są specjalne strefy ekonomiczne?
- Jest to rządowy instrument, zarządzany przez ministrów gospodarki i finansów, który ma uatrakcyjnić ofertę inwestycyjną Polski dla inwestorów zagranicznych. Ma też pobudzić krajowych przedsiębiorców do tego, żeby budowali nowe zakłady, z nowymi technologiami, które obronią się na rynku swoja konkurencyjnością. Chodzi więc o pobudzanie gospodarki, ale i tworzenie nowych miejsc pracy.
- I ta oferta, ta wartość stref ciągle jest aktualna?
- Ciągle jest aktualna, bo ciągle mamy zapóźnienia gospodarcze i technologiczne wobec starych krajów Unii Europejskiej. Potrzebne są więc nowe inwestycje i nowe miejsca pracy. Potrzeby są bardziej niż oczywiste.
- Skoro to takie oczywiste, to dlaczego rząd zastanawia się nad przedłużeniem okresu działania stref, który kończy się, wygasa w 2020 roku?
- Problem w tym, że mamy pewien spór między ministrami gospodarki i finansów. Minister gospodarki popiera oczywiście nasze starania o przedłużenie działalności specjalnych stref ekonomicznych, bo to gospodarce i budżetowi państwa w przyszłości bardzo się opłaci. Minister finansów, który musi rozwiązywać problemy finansowe już teraz a nie w przyszłości, chciałby ograniczyć pomoc publiczną dla firm działających w strefach i czerpać z nich korzyści już obecnie. Chodzi o to, że przedsiębiorstwa prowadzące działalność w specjalnej strefie korzystają z ulg podatkowych, na zniesienie których ministerstwo finansów czyni co jakiś czas zakusy, a które stanowią atut tych stref. Bez tych przywilejów podatkowych znaczna część inwestorów, nawet 70% z nich, nie weszłaby ze swoimi inwestycjami do Polski. Ale taka jest natura fiskusa, że myśli bardzo doraźnie i krótkowzrocznie
- Jak to jest rozwiązane w innych krajach unijnych?
- Niemal we wszystkich krajach unijnych istnieją specjalne strefy ekonomiczne, ale tam działają one bezterminowo. Zróżnicowana jest tylko pomoc państwa. O wielkości tej pomocy publicznej dla poszczególnych regionów decyduje ocena każdej obowiązującej w unii siedmioletniej perspektywy finansowej. I to jest właściwy parametr, który uzależnia wielkość pomoc od poziomu rozwoju danego regionu. W Polsce ta pomoc jest jeszcze maksymalna w części województw, w tym w naszym, bo pozwala inwestorom odzyskać 50% - w formie odpisów od podatku - poniesionych nakładów inwestycyjnych. Wysokość pomocy publicznej regulowana stosownie do stopnia rozwoju regionu jest więc najwłaściwszym rozwiązaniem.
- Czym kierują się inwestorzy wybierając miejsce do budowania nowych fabryk w specjalnych strefach ekonomicznych?
- Właśnie wysokością tej pomocy publicznej, ale nie tylko. Ważna jest bliskość rynków zbytu, zaopatrzenie w surowce, kontrahenci i dostawcy podzespołów. Liczą się możliwości transportowe, czyli sąsiedztwo autostrad czy dróg szybkiego ruchu. Nie bez znaczenia jest także lokalny klimat i przychylność dla inwestorów w postaci przyspieszonych procedur i minimalizowania biurokratycznej mordęgi. I w tym zakresie nasza strefa jest naprawdę konkurencyjna.
- Jest szansa, że w strefie, w tym Gorzowie zaczną liczniej pojawiać się firmy tworzące nowe technologie, oferujące wysokopłatne miejsca pracy?
- Takie szanse zawsze są, ale najpierw musza pojawić się decyzje rządowe określające przyszłość stref. Dzisiaj zaś sytuacja jest taka, że inwestorzy zastanawiają się czy w ogóle w Polsce warto inwestować, ze względu na krótki czas jaki pozostał do 2020 roku. Przez ten czas bowiem może być problem z odzyskaniem tej pomocy, która pozostanie na papierze, jeśli czas stref się skończy. Inwestor chce mieć gwarancje zrekompensowania poniesionych nakładów, uzyskanie pełni tych korzyści, które dają strefy.
- Kryzys, spowolnienie gospodarcze jest mocno widoczne w zakładach działających w strefie?
- To jest widoczne i to nawet bardzo. Ta niepewność jutra powoduje duża ostrożność w rozwijaniu produkcji, w inwestowaniu w nowe przedsięwzięcia. Dzisiaj firma musi mieć mocną pozycję na rynku, by decydować się na kolejne inwestycje. Większość jednak czeka na lepsze czasy.
- Władze lokalne mogą coś w tej kwestii zrobić?
- Tak naprawdę mogą niewiele, ale co mogą to robią. Z reguły chodzi o pomoc przy załatwianiu różnych spraw formalnych, zezwoleń na budowę itd. Generalnie chodzi więc o tzw. obsługę inwestora, na co w naszej strefie nie możemy narzekać.
- A Gorzów to dobre miejsce na specjalna strefę ekonomiczną?
- Oczywiście, że tak. Tutaj praktycznie wszystkie tereny zostały sprzedane pod inwestycje i praktycznie pozostały wolne dwie niewielkie działki. Dlatego zabiegamy o nowe tereny, bo mimo wszystko liczymy na pozytywne decyzje rządu w sprawie przyszłości stref. Im szybciej się to stanie, tym będzie lepiej, bo każdy inwestor, który wchodzi do strefy musi przez pięć lat utrzymać zadeklarowane parametry, m. in. w zakresie produkcji, poziomu zatrudnienia, by liczyć na pomoc publiczną, ale ta pomoc też musi być pewna. Z tego powodu to ostatni dzwonek na rządowe decyzje.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter