2014-02-12, Nasze rozmowy
Z Krzysztofem Pijarowskim, dziennikarzem po trzech transplantacjach, założycielem stowarzyszenia ,,Życie po przeszczepie’’ rozmawia Ryszard Romanowski
- Wielu z nas dokładnie pamięta pierwsze transplantacje i potężny szum medialny wokół nich. Być może dla tego transplantologia gdzieś głęboko w świadomości postrzegana jest jako forma naukowego eksperymentu, coś jak lot na Księżyc. Co może powiedzieć osoba zmuszona do skorzystania z osiągnięć transplantologii?
- Jestem przykładem tego, że transplantacja wyszła już dawno ze sfery medycyny eksperymentalnej. Jest to normalna medycyna ratująca życie. Jestem po trzech przeszczepach. Pierwszy przeszczep miałem w 1999 roku i faktycznie to jeszcze były początki transplantacji w przypadku wątroby. Drugi przeszczep był 10 lat później w Warszawie. W porównaniu z poprzednim to już niebo a ziemia. Stosowano zupełnie inne metody. Już drugiego dnia po operacji wstałem i zrobiłem pierwszy spacer. Dwa lata temu w Poznaniu miałem przeszczep nerki. Widziałem dalszy postęp.
- Transplantacja już nie przeraża?
- Jest tyle doniesień medialnych, że ludzie przyzwyczaili się do słowa transplantacja i wiedzą, że ratuje ona życie. Jest bardzo duży odsetek chorych np. na wirusa C, choroby nerek itp. Ludzi potrzebujących organów przybywa. W Polsce wykonuje się ponad 1200 przeróżnych transplantacji. Głównie chodzi o nerki. Społeczeństwo przyzwyczaiło się do czegoś co próbowano promować kilkanaście lat temu. Chodzi o dawstwo narządów, czyli o to, że każdy z nas po śmierci może uratować jedno lub kilka ludzkich istnień. Funkcjonuje to w świadomości społecznej. Coraz częściej się zdarza, że rodziny same wychodzą lekarzom naprzeciw. Pytają czy można, od któregoś z nich pobrać potrzebny organ. Problem ten mamy na większości obszarów Polski załatwiony.
- Czyli gdzieś jest nie załatwiony?
- W dalszym ciągu istnieje pas wschodni i małopolska, gdzie ten odsetek pobrań jest minimalny. Wynika to m.in. z prawicowego nastawienia do wartości społecznych, większego przywiązania do kościoła co nie jest w tym wypadku takie oczywiste. Ponieważ chodzi o takie przywiązanie do kościoła, w którym nie słucha się słów z niego płynących. Jan Paweł II ponad trzykrotnie to podkreślał w encyklice i swoich wystąpieniach. Mówił również o tym Episkopat Polski, ale do części wiernych i tak nie dotarło.
- O co więc chodzi?
- Wynika to chyba z pewnych średniowiecznych przesądów. Wśród nich jest i taki, który mówi, że człowiek nie pochowany w całości nie dostąpi zbawienia. W pasie wschodnim jest też bardzo niepopularna kremacja z zupełnie podobnych powodów. W tym wypadku nie liczy się zupełnie zdanie kościoła.
- Założone przez pana stowarzyszenie ,,Życie po przeszczepie’’ znacznie zmieniło nastawienie do transplantacji w niemal całym kraju i zapewne jego przesłanie dotrze kiedyś też na Wschód. Kiedy i z jakich powodów powstało stowarzyszenie?
- Po pierwszym przeszczepie założyłem stowarzyszenie, które dla mnie miało spłacić pewien dług wobec społeczeństwa, lekarzy i rodziny dawcy. W najśmielszych marzeniach nie oczekiwałem, że przez te 10 lat kiedy to nim kierowałem stanie się ono jedną z największych organizacji pozarządowych w Polsce. Zrobiliśmy rzeczy niewiarygodne. Przeprowadziliśmy dwie ogólnopolskie kampanie. Jedna z nich to ,,Serca nie rosną na drzewach’’ została wyróżniona i nagrodzona. Nakręciliśmy pierwszą w Polsce kreskówkę poświęconą zagadnieniom transplantacji rodzinnej. Jej tytuł to ,,Marzenie Adasia’’. Najważniejsza jednak rzecz jakiej dokonaliśmy stała się własnością społeczną i występuje w każdej gminie, zbiorowisku ludzkim i każdej redakcji. Myślę tu o oświadczeniu woli. Mało kto wie, że pierwsze w Polsce takie oświadczenie zaprezentowane zostało publicznie, dziennikarzom w Rokitnie w roku 2003. Miejsce świadczy o tym jak wielkimi orędownikami transplantacji byli ksiądz biskup lubuski i ówczesny ksiądz kustosz tamtejszego sanktuarium.
Jestem autorem tekstu tego oświadczenia, które nie zmieniło się do dzisiaj. Teraz nikt już nie pamięta kiedy ono powstało i kto napisał jego tekst. Chcieliśmy zrobić coś, co zmusi do rozmów na temat śmierci i w rodzinach zacznie mówić się o dawstwie narządów. Temat śmierci w Polsce jest tabu. Proszę zauważyć, że na całym świecie normalne jest sporządzanie testamentów. W Polsce nie chce się wywoływać tematu śmierci, aby nie przyniosło to pecha. W rezultacie najczęściej spadkobiercy pozostają sami z ogromnymi problemami spadkowymi pozostawionymi przez zmarłego..
- Podpisanie takiego oświadczenia wywołuje czasami jakieś kontrowersje w rodzinie?
- Zakładaliśmy, że osoba która wypełni takie oświadczenie, jeżeli jest osobą młodą, będzie o tym mówić w domu i starać się przekonać rodziców. Poza tym, jeżeli w dokumentach o nagłej śmierci osoby, która wypełniła takie oświadczenie, to oświadczenie się znajdzie rodzinie będzie trudniej działać wbrew woli kochanej zmarłej osoby.
-Tekst oświadczenia ma 13 lat a przez ten okres w transplantologii działo się bardzo wiele. Przewidział pan wtedy te wszystkie zmiany?
- Korzystałem z pomocy specjalistów. Podczas konsultacji tekst oczywiście ulegał też pewnym modyfikacjom. Obok słowa organy wprowadziliśmy na przykład słowo tkanki. Wtedy o transplantacjach tkanek wiedzieli tylko specjaliści.
- O transplantacjach mówi się wiele w mediach. Można dowiedzieć się o nich nawet z miernych telewizyjnych seriali. Czy wspomaga to ideę stowarzyszenia?
- Rzeczywiście media bardzo nam pomagają popularyzując temat. Jeżeli chodzi o seriale, to uważam, że tylko ogłupiają społeczeństwo. Muszę jednak przyznać, że kilka z nich odegrało pozytywną rolę w popularyzacji transplantacji. Podczas kampanii nawiązaliśmy kontakt z realizatorami jednego z tych seriali i w tle były nasze plakaty kampanijne. Był też fragment, w którym nie żyjący już prof. Religa przylatywał po serce. Działo się to pod koniec jednego z odcinków. Te seriale, nie nazwę już jakie, w Ameryce się mówi, że dla kucharek, mają jednak ogromne oddziaływanie na osoby o przeciętnym sposobie myślenia. Nie można zaprzeczyć, że budują pewną świadomość.
- Dziękuję za rozmowę
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter