2020-08-05, Nasze rozmowy
Z Pawłem Najdorą, działaczem inicjatywy ,,Rowerowy Gorzów’’ oraz specjalistą ds. zarządzania ruchem drogowym, rozmawia Robert Borowy
- Od trzech lat zajmuje się pan ruchem drogowym w mieście. Na czym polega ta praca?
- Jest to praca niosąca wiele wyzwań, a jej głównym celem jest takie działanie, żeby w mieście ruch drogowy był płynny, żeby kierowcy mieli możliwość dojechania do wszystkich punktów i przede wszystkim, żeby ten ruch był bezpieczny. Zarządzając ruchem drogowym co chwilę należy szukać lepszych rozwiązań oraz… kompromisów. Przykłady często czerpiemy z innych miast, ale nie zawsze możemy je wprost przełożyć na nasze podwórko, bo Gorzów ma swoją specyfikę.
- Co pan ma na myśli?
- Choćby to, że wystarczy jeden korek i w wielu miejscach ruch przestaje być płynny. Wynika to z braku odpowiedniej ilości alternatywnych arterii drogowych. Na pewno przydałaby się dodatkowa przeprawa mostowa odciążająca centrum czy kładka dla rowerzystów. Mam nadzieję, że w kolejnych perspektywach unijnych Gorzów będzie miał na tyle dużo środków finansowych, że dalej będziemy mogli inwestować w poprawę sieci dróg i zwiększenia na nich bezpieczeństwa.
- Z roku na rok rośnie u nas liczba pojazdów. Czy Gorzów jest na tyle pojemnym miastem, że poradzi sobie z rosnącym ruchem?
- Myślę, że gorzowianie dalej będą szli z duchem czasu, a wzory będą czerpać od innych. Kiedyś mieliśmy modny plastik, dzisiaj jest on na cenzurowanym i zaczynamy go odsuwać od siebie. Podobnie będzie z samochodami w mieście. Powoli, ale systematycznie zaczniemy przerzucać się na rowery, transport miejski czy spacery. Takie miasta, jak Paryż, Barcelona zaczynają zawężać drogi, ze względu na zmniejszający się ruch samochodowy w swoich centrach.
- Czyli pana zdaniem przyjdzie taki moment, w którym uznamy, że nie warto pchać się autem do centrum?
- Tak, tym bardziej, że już teraz lepiej jest skorzystać z innych form przemieszania się po Gorzowie. Ważna w tym wszystkim jest edukacja. Szczególnie najmłodszych mieszkańców, bo to oni za kilka lat zaczną decydować o kierunkach rozwoju miasta w różnych obszarach. Także w tym ,,eko’’. Im mniej będzie samochodów jeżdżących po mieście, tym zdrowsze będziemy mieli powietrze. Wszyscy. Może wtedy nie trzeba będzie na siłę budować dodatkowego mostu i dodatkowych dróg, a posadzimy więcej zieleni.
- Woli pan biegać czy jeździć na rowerze?
- Obie formy czynnego wypoczynku są mi bliskie, ale więcej czasu poświęcam na jazdę rowerem. Najbardziej lubię jeździć w okresie od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Zimą zaś chętniej biegam.
- Jeśli ktoś się zastanawia nad wyborem pomiędzy bieganiem a jazdą na rowerze, to co pan mu zaproponuje?
- Rower jest dla każdego, każdy w każdym wieku może na nim jeździć. Ponadto nie trzeba mieć końskiego zdrowia, żeby sobie rekreacyjnie „pokręcić”. Nie trzeba też mieć jakiegoś drogiego sprzętu, ważne żeby dla własnego bezpieczeństwa zawsze pamiętać o kasku i innych elementach ochronnych. W przypadku biegania nie dość, że trzeba mieć wypracowaną kondycję, to trzeba uważać na zdrowie, szczególnie stawy, bo tu obciążenie jest zdecydowanie większe niż w trakcie jazdy na rowerze. Jak ktoś decyduje się dużo biegać i często, powinien skonsultować to z lekarzem.
- Gorzowianie wolą bardziej biegać, jeździć na rowerze, czy może przemieszczać się na hulajnogach elektrycznych?
- Jesteśmy takim miastem, które chętnie czerpie wzorce od innych, głównie od większych polskich miast, jak Poznań, Wrocław, Warszawa czy Kraków. Oczywiście moda do tych dużych polskich miast przychodzi z kolei z zachodu Europy. Jak się sprawdzi, szybko jest przejmowana. Dlatego moda w Gorzowie na bieganie czy jazdę na rowerze pojawiła się dopiero, kiedy już stała się powszechna w innych polskich miastach. Podobnie wygląda to z hulajnogami, czego efektem jest działająca od niedawna wypożyczalnia. Ale obserwuję, że sami mieszkańcy prywatnie też kupują ten sprzęt. To nie wszystko. Coraz modniejsze staje się chodzenie z kijkami czy uprawianie sportów siłowych. To wszystko jest bardzo dobre, bo przekłada się na kondycję fizyczną i sprawność naszych mieszkańców.
- Jak ocenia pan dotychczasową działalność projektu ,,Rowerowy Gorzów’’, który jest realizowany od 2011 roku?
- Cały czas planujemy nowe działania i idziemy z nimi do przodu, dlatego na podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Natomiast na jedną rzecz chciałbym tutaj zwrócić uwagę. Kiedy współtworzyłem tę inicjatywę naszym celem było działanie w kierunku szybkich i widocznych zmian w zakresie rozwoju tras rowerowych w mieście. Gdy zostałem urzędnikiem w magistracie okazało się, że chęci to jedno, a machina administracyjna to drugie. Nawet zaplanowanie najkrótszego odcinka nowej trasy rowerowej to nie tylko szybkie wylanie asfaltu. To długa procedura przez którą trzeba przejść. Dlatego nauczyłem się cierpliwości.
- W ramach inicjatywy ,,Rowerowy Gorzów’’ od 2012 roku organizujecie tzw. masy rowerowe. Pamięta pan pierwszą edycję?
- Pamiętam, przyjechało wtedy 150 rowerzystów, co nas bardzo pozytywnie zaskoczyło. Od tamtej pory organizowaliśmy po kilka edycji rocznie, a liczba wzrosła do około 700-800 uczestników na jedną masę.
- Jeszcze na początku marca było planowane wiosenne spotkanie rowerzystów, ale z wiadomych powodów zostało w ostatniej chwili odwołane. Na długo została zawieszona organizacja tej imprezy?
- Pandemia pokrzyżowała nam mnóstwo planów. Nie tylko związanych z organizacją masy rowerowej, ale też inwestycyjnych. Mieliśmy zaplanowane prace budowlane nad następnymi odcinkami ścieżek rowerowych, z których musieliśmy zrezygnować. Przynajmniej na obecną chwilę. Głównie ze względów finansowych. Co do masy rowerowej, to w tej chwili nie wiemy, w jakim kierunku to wszystko pójdzie, bo widzimy, że ilość zakażeń koronawirusem w kraju rośnie. Lepiej wstrzymać się z organizowaniem wydarzeń z udziałem dużej liczby osób i być zdrowym niż mieć potem z tego powodu problemy. Jestem przekonany, że jak powrócimy do spotkań, to chętnych nie zabraknie, a rowerzyści z jeszcze większą ochotą będą brać udział w masie. Jest to bowiem wydarzenie, które na trwałe wpisało się w życie miasta.
- Jest szansa, że odbędzie się w tym roku rowerowa rywalizacja o miano rowerowej stolicy Polski, w której to w zeszłym roku Gorzów zajął trzecie miejsce?
- Tak, we wrześniu.
- Jak szybko zmienia się u nas infrastruktura rowerowa i czy zmierza we właściwym kierunku?
- Na tle innych miast nie wypadamy może jeszcze najlepiej, ale jest to związane z tym, że jeszcze dziesięć lat temu praktycznie nie inwestowaliśmy w drogi rowerowe, a inne miasta to już czyniły. Od pewnego czasu nadrabiamy te zaległości, ale jeszcze potrzebujemy trochę czasu, żeby się do nich zbliżyć. Ja bym jednak nie porównywał Gorzowa do innych miast, a skupił się na naszym mieście. W ostatnich latach wykonaliśmy bardzo dużo pracy i mamy już gotowe plany na kolejne lata. I to jest najważniejsze, że cały czas idziemy w tym obszarze do przodu.
- To w jakich częściach miasta najbardziej by się obecnie przydały ścieżki rowerowe?
- Bardzo ważny jest odcinek w stronę Łupowa, poczynając od ulicy Kostrzyńskiej oraz odcinek od ulicy Myśliborskiej do strefy przemysłowej. W tym drugim przypadku zabrakło jednak dobrej woli ze strony GDDKiA i dlatego ścieżka nie powstała. Nadal należy mocno inwestować w infrastrukturę rowerową w centrum miasta, co się zresztą dzieje. Powiem, że najłatwiej jest z budową ścieżek wtedy, kiedy modernizacji podlega dana ulica. Mamy przygotowane plany i przy prowadzeniu dużych drogowych inwestycji od razu realizujemy nasze rowerowe inwestycje. Taki plan mamy choćby w stosunku do Kosynierów Gdyńskich.
- A Chrobrego i Mieszka I-go, bo tutaj właśnie trwają remonty?
- W przypadku tej pierwszej ulicy nie ma problemów, bo od ulicy Jagiełły do Mieszka I będzie to deptak, a więc ścieżki rowerowej nie trzeba budować. Inaczej to wygląda, jeżeli chodzi o Mieszka I, gdzie chcieliśmy wyznaczyć odpowiednie pasy, ale mieszkańcy woleli parkingi przy chodnikach, dlatego trasy rowerowej nie będzie. Nie stanowi to jednak większego kłopotu, gdyż jak pojawi się ścieżka na Kosynierów, mamy fajnie rozwiniętą infrastrukturę w rejonie ulicy Dąbrowskiego, przez co nie trzeba będzie narzekać na brak tych tras. Najważniejsze będzie ich późniejsze połączenie.
- Marzą się panu ścieżki, które połączą nasze miasto z ciekawym miejscami leżącymi w niedalekiej odległości?
- Wszyscy rowerzyści chcieliby mieć drogę w kierunku Nierzymia, czy też Santoka przez Janczewo. Pojawiła się propozycja, żeby zbudować także szlak w stronę Santoka wzdłuż Warty. Musimy pamiętać, że wiele rzeczy zależy nie tylko od gmin, ale i od warunków geograficznych. Budując cokolwiek wzdłuż jakiekolwiek rzeki wchodzimy w tereny zalewowe. Dlatego zanim cokolwiek się zrobi należy przemyśleć całą koncepcję. Swoją drogą brakuje takiej koncepcji w skali województwa. Każdy na razie robi dla siebie i u siebie. Może kiedyś weźmiemy przykład z naszych sąsiadów z północy. W województwie zachodniopomorskim ten system ścieżek rowerowych jest bardzo dobrze rozplanowany. Wystarczy pojechać do Barlinka i od razu zobaczymy infrastrukturę, która zaczyna łączyć wszystkie pobliskie miejscowości.
- Jak wygląda współpraca między rowerzystami i kierowcami?
- Jeżeli spojrzymy na policyjne statystyki, to w ubiegłym roku w Gorzowie mieliśmy 30 wypadków z udziałem samochodów i rowerzystów. Pod tym względem obserwujemy tendencję spadkową, co bardzo cieszy i pokazuje, że obie grupy użytkowników dróg przyzwyczają się do siebie, a jest to ważne, bo ruch rowerowy stale wzrasta. Muszę tutaj też przyznać, że do wypadków częściej dochodzi z winy rowerzystów. Takim podstawowym błędem jest jazda po drodze w miejscu, gdzie znajduje się obok ścieżka rowerowa. Innymi błędami jest brak sygnalizacji o zmianie pasa ruchu czy jazda środkiem jezdni. Natomiast kierowcy najczęściej nie udzielają pierwszeństwa przejazdu rowerzystom na przejazdach rowerowych.
- A dochodzi do konfliktów między pieszymi i rowerzystami w miejscach ciągów pieszo-rowerowych?
- Na wspólnych ciągach do tych konfliktów raczej nie dochodzi, chyba, że całą szerokością idzie sobie przykładowo czwórka osób i nie daje przejechać rowerzystom. Większe problemy mamy, kiedy ten ciąg jest podzielony na pas dla rowerzystów i osobny dla pieszych. Pomimo, że często są namalowane znaki graficzne, wielu pieszych wybiera ścieżkę niż chodnik. Ja w takich chwilach mówię, że jak ktoś woli asfalt od kostki, niech weźmie rower i przejedzie się ścieżką zamiast nią chodzić.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter