2020-08-19, Nasze rozmowy
Z Krzysztofem Wesołym, gorzowianinem, który wyjechał z rodzinnego miasta, rozmawia Robert Borowy
- Jest pan gorzowianinem z krwi i kości?
- Tak. Tutaj się urodziłem, wychowałem i chodziłem do szkoły podstawowej, a potem do Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących.
- Kiedy wyjechał pan z Gorzowa i dokąd?
- Po maturze wyjechałem na trzyletnie studia licencjackie na Uniwersytet Szczeciński. Było to w 2011 roku. Następnie obrałem kierunek toruński, gdyż na studia magisterskie wybrałem się na Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Tam po odebraniu dyplomu pozostałem jeszcze do końca ubiegłego roku, a ostatnim na razie etapem była przeprowadzka do Poznania, gdzie wraz z najbliższą rodziną mieszkam od prawie dziewięciu miesięcy.
- Dlaczego nie powrócił pan do Gorzowa po otrzymaniu dyplomu?
- Studia skończyłem w 2017 roku i już w tym momencie miałem ustabilizowane życie w Toruniu, dlatego nie myślałem, żeby je zmienić tylko dlatego, że skończyłem studia. Szczerze mówiąc, wyjeżdżając dziewięć lat temu z Gorzowa już wtedy wiedziałem, że raczej nie powrócę, gdyż nie chciałem dalej wiązać życia z rodzinnym miastem. Nie dlatego, że nie lubię Gorzowa. Nie w tym rzecz. Problem jest w tym, że brakuje tutaj perspektyw dla młodych ludzi. Chodzi głównie o pracę. Jeżeli są jakieś oferty, to takie najprostsze oparte na systemie premiowym, których nie brakuje również w innych miastach. Są to głównie propozycje pokroju doradców i przedstawicieli handlowych. A im większe miasto, tym większa premia, co oznacza, że skoro już pracować w tej branży, to lepiej tam, gdzie są wyższe płace.
- Im większe miasto, tym wyższe koszty utrzymania.
- Niekoniecznie. Owszem w dużych miastach są wyższe ceny najmu mieszkań, ale reszta kosztów związana z utrzymaniem się jest już na zbliżonym poziomie. Natomiast dodatkowym atutem bycia w dużym mieście są większe perspektywy zawodowe.
- Czyli Gorzów nie jest idealnym miejscem do zamieszkania dla młodych ludzi?
- Póki co nie jest na tyle atrakcyjnym, żeby chcieć wiązać z nim przyszłość. Miasto musi rozwiązać powstałe przez lata problemy i na pewno to powoli czyni. Największym problemem, póki co, jest brak firm, które odważniej zatrudniałyby młodych i ambitnych ludzi. Bez co prawda doświadczenia, ale mających inne atuty, jak choćby dobrą znajomość języków. W zamian firmy wolą stawiać na osoby już z doświadczeniem, bo widocznie takie jest rynkowe zapotrzebowanie. Co w tej sytuacji mają zrobić młodzi? Wyjeżdżają i szukają szansy gdzie indziej. Innym problemem są wynagrodzenia. Często tym najmłodszym oferuje się najniższe pensje, co też ma wpływ na ucieczkę z miasta.
- Pan pracuje obecnie w Poznaniu w jednej z korporacji jako kierownik projektu. Czy ta praca spełnia pańskie oczekiwania?
- Tak, w moim przypadku praca, którą wykonuję daje mi satysfakcję i pozwala na wszechstronny oraz systematyczny rozwój. Nie zajmuję się, jak to powszechnie słychać na temat pracy w korporacjach, wypełnianiem tabelek w Excelu. Pracuję w branży tłumaczeniowej wprost z klientem, z różnymi zespołami ludzi ulokowanymi w całym świecie. Słowem, dbam o obsługę klienta biznesowego. I takie właśnie firmy są przede wszystkim dla młodych ludzi po studiach, którzy silą rzeczy nie zebrali jeszcze odpowiedniego doświadczenia, ale pracując w międzynarodowych korporacjach szybko go nabierają. Innym plusem jest rozbudowany system awansów, co jest dodatkowym motywatorem.
- Dlaczego tego rodzaju korporacje o światowym zasięgu omijają miasta średniej wielkości?
- Zapewne główną przyczyną jest brak odpowiednich uczelni, które kształcą pod kątem pracy w tego rodzaju firmach. Dlatego takie miasta jak Gorzów nie są niczemu winne, tak po prostu kształtuje się rynek gospodarczy.
- Czy po nabraniu odpowiedniego doświadczenia zawodowego realny będzie pański powrót do Gorzowa?
- Nie wiem, czy za kilka czy kilkanaście lat Gorzów będzie potrzebował osoby z takim wykształceniem i dorobkiem zawodowym jak ja. To co robię i zapewne będę jeszcze robił, to szeroki spektrum rzeczy i dzięki temu zbieram doświadczenie na różnych polach. Czas pokaże, w jakim kierunku pójdzie rozwój miasta, bo na razie, a przeglądam czasami oferty pracy, nie ma tu zbyt wielu atrakcyjnych firm dla zdolnej młodzieży. Innym problemem miasta jest także jego położenie w niedalekiej jednak odległości od tak dużych aglomeracji jak Szczecin czy Poznań. Młodzi ludzie ciągną do większych ośrodków i to trzeba zrozumieć. Podobnie jak biznes woli większe miasta, bo łatwiej im o znalezienie dobrej kadry. I koło się zamyka.
- Kiedy obserwuje pan Gorzów z odległości zalewie 130 kilometrów, to co pan sobie myśli?
- Śledzę na bieżąco co się w mieście dzieje i znajduję sporo pozytywnych elementów. Najbardziej cieszy mnie, że Gorzów zaczął się rozwijać infrastrukturalnie. Że w końcu powróciły tramwaje, drogi są remontowane, widoczne zmiany są w centrum. To dobrze, bo tego rodzaju miejskie inwestycje w przyszłości zaczną przyciągać inwestorów gospodarczych. Tak jest choćby w Toruniu, w mieście wielkościowo porównywalnym do Gorzowa. Martwi natomiast to, że umierają kultowe dla miasta miejsca, choćby w centrum. Takim przykładem był pub Studnia, który po 18 latach z powodu odpływu młodych ludzi musiał zamknąć działalność.
- Czy to, że Gorzów w rankingu pisma ,,Wspólnota’’ kolejny rok jest najbiedniejszym wojewódzkim miastem w Polsce to przypadek?
- Jeżeli jest to kolejny rok, to o przypadku nie można mówić. Oczywiście rankingi są ustawianie według różnych kryteriów i można podchodzić do nich różnie. Faktem jest natomiast to, że gorzowskie centrum nie żyje biznesem. Nie ma biurowców, instytucji finansowych, bo widocznie nie ma na to popytu i międzynarodowe czy krajowe firmy nie ulokują tu swojej działalności.
- Czyli wszystko owija się wokół gospodarki?
- Zdecydowanie, jak brakuje atrakcyjnych miejsc pracy, nie ma wysokich zarobków, to brakuje mechanizmu uruchamiającego pozostałe koła napędowe w postaci choćby rozwoju życia towarzyskiego, kulturalnego czy sportowego, bo z tym sportem też ostatnio nie jest najlepiej.
- Jakie najczęściej popełniamy błędy, że nie możemy się tak dynamicznie rozwijać, jak inni?
- Nie chcę tutaj wskazywać na konkretne niedociągnięcia, bo nie znam ich do końca. Wiem natomiast, bo widziałem to w Szczecinie, Toruniu, widzę w Poznaniu, że życie gospodarcze i jego poziom obecnie napędzają młodzi, kreatywni ludzie. Dlatego jestem gotowy stanąć w obronie włodarzy Gorzowa, bo mają oni utrudnione zadanie w kreowaniu gospodarki. A naprawdę widać, że te chęci są. Na pewno brakuje tutaj uniwersytetu. Dobrze, że chociaż przekształcono PWSZ w akademię. Na efekty pracy tej placówki w nowej formule jeszcze przyjdzie nam poczekać, ale już teraz widać, że oferta naukowa jest zdecydowanie atrakcyjniejsza od tej sprzed przykładowo dziesięciu lat, kiedy zastanawiałem się na wyborem kierunku studiów. Takimi działaniami można próbować zatrzymać młodych ludzi i trzeba dalej iść w tym kierunku. Żeby było to możliwe, władze miasta muszą być jednak konsekwentne w realizacji swoich planów i być cierpliwe, bo tego nie da się zrobić w krótkim czasie.
- Z jakich wzorców na przykład toruńskich czy poznańskich powinne korzystać nasze lokalne władze?
- W Poznaniu mieszkam za krótko, a poza tym zawsze należy porównywać się do miast o podobnym potencjale. Poznań to jednak inna skala i to co tutaj działa wcale nie musi zadziałać w Gorzowie. Można natomiast porównać Gorzów do Torunia. To drugie miasto bardzo mocno stawia na turystykę, a goście odwiedzają Toruń praktycznie przez cały rok. Wiadomo, że miasto to posiada walory, jak choćby piękną starówkę, dzięki której przyciąga turystów. Miasto otrzymało to w spadku, ale ważna jest także umiejętność wyboru dodatkowych atrakcji. W Toruniu potrafią o to zadbać, jest sporo turystycznych eventów, jak choćby festiwale filmowe czy pokazy świetlne. Corocznie prowadzona jest akcja ,,Toruń za pół ceny’’. To wszystko przyciąga ludzi z innych miast. W Gorzowie takich punktów turystycznych nie ma i trudno winić za to kogokolwiek, ale na pewno można rozwijać miasto w kierunku organizowania oryginalnych imprez. Bardzo dobrym pomysłem są dni miasta czy Moto Racing Show, ale to trochę za mało, żeby można mówić o wydarzeniach, które wyróżniają Gorzów na tle innych miast. Trzeba szukać kolejnych, oczywiście jak tylko minie pandemia.
- O jakich plusach możemy mówić na tle innych miast?
- Mam trochę problem ze znalezieniem tych plusów. Na pewno naturalne otoczenie Gorzowa jest ciekawe, wokół miasta znajduje się dużo jezior i lasów. Plusem jest to, że samo miasto jest kompaktowe i dobrze skomunikowane. Wszędzie można szybko dojechać, w tym przede wszystkim komunikacją miejską.
- Podsumowując, najważniejsza jest budowa innowacyjnej gospodarki, szybki rozwój uczelni i…?
- Cały czas będę konsekwentny w swoich opiniach, dlatego uważam, że rozwój miasta musi iść w kierunkach wyznaczanych przez młode pokolenie, bo inaczej młodzi ludzie dalej będą odpływać. Wiadomo, że młodzi chcą dobrej, rozwojowej pracy, ale chcą też korzystać z przyjemności, bo nie lubią na ogół siedzieć w wolnych chwilach w domu. Nie wiem, jak dzisiaj wygląda sprawa bulwaru, ale w połączeniu z nowym deptakiem byłoby to fajne zapewne miejsce rozrywkowe dla młodzieży, skoro nie ma w Gorzowie żadnej starówki. Dlatego po tych wszystkich remontach trzeba próbować ożywić to miejsce.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter