2020-12-23, Nasze rozmowy
Z Izabelą Grzebietą-Ocean, pochodzącą z Gorzowa dziennikarką Polskiego Radia WNVR 1030 AM Chicago, rozmawia Robert Borowy
- Od kiedy w Chicago wyczuwa się atmosferę świąt?
- Zazwyczaj w święta pracuję. Tak będzie też i w tym roku. Po tej stronie oceanu święta Bożego Narodzenia są wyczuwalne w sklepach zaraz po święcie Dziękczynienia, czyli od końcówki listopada. To wszystko przez wszechobecny konsumpcjonizm, który tak naprawdę zabrał nam ,,po cichu’’ prawdziwą radość przeżywania świąt. Dla mnie choinki i ozdoby świąteczne pojawiające się na ponad miesiąc przed 25 grudnia to przesada. Granica świąt całkowicie się zatraciła, tego nie można porównać do czasów naszego dzieciństwa. Boże Narodzenie było wówczas naprawdę wyjątkowe, przygotowania miały specyficzny klimat. Nikt nie myślał o bożonarodzeniowych dekoracjach miesiąc przed wigilią. W Stanach Zjednoczonych jest tylko jeden dzień świąt, 25 grudnia.
- Polacy mieszkający za oceanem przywiązują dużą wagę do świąt?
- Mieszkam w Chicago, o którym mówi się, że jest ,,polskim’’ miastem, gdyż tu u nas jest największe ponoć skupisko naszych rodaków w USA, choć ostatnio bardzo się to zmienia. Polacy są raczej tradycyjni i Boże Narodzenie jest obchodzone zgodnie z tradycją. Wigilia to wyjątkowy dzień w roku. W polskich kościołach odbywają się pasterki, wcześniej są organizowane akcje pomocy osobom bezdomnym, najuboższym, uzależnionym. Od ponad dwóch dekad chicagowska Bazylika Św. Jacka wraz z moim radiem organizuje ,,Wigilię dla samotnych i bezdomnych’’. Każdego roku 24 grudnia o drugiej po południu w Parafii Św. Jacka odbywa się wspólne biesiadowanie i kolędowanie, aby nikt choć przez chwilę nie był sam. Najczęściej na ten wspólny posiłek przychodzą osoby starsze, które z różnych powodów pozostały same. Przychodzą także ci, którzy chcą spędzić ten magiczny czas z rodakami. Radiowa wigilia trwa około dwóch godzin, później wszyscy wracają do siebie.
- To musi być dla was wszystkich duże przeżycie?
- Oczywiście, aczkolwiek każdy odbiera to zapewne inaczej. Ja czuję się Polką każdego dnia, ale nie ukrywam, że po 18 latach pobytu w USA dla mnie ten kraj jest również bliski sercu. Tutaj mam drugi dom, który świadomie sobie wybrałam. Posiadam obywatelstwo polskie, ale i amerykańskie. Nie kryję, że tęsknię za Europą, za Polską, za Gorzowem. Dotyczy to większości z nas tu mieszkających. Chicago jest takim miejscem, gdzie można spotkać ludzi z całego świata. To przepiękne miasto, słynące z wielu atrakcji, szczególnie kulinarnych. Co ciekawe wigilia i Boże Narodzenie dla wszystkich są tu ważne, choć bardzo krótkie. Rodzinno-przyjacielskie spotkania w tym czasie są wspaniałym przeżyciem. Choćby na zetkniecie się wielu kultur.
- Tegoroczna wigilijna pomoc będzie chyba inna niż wcześniejsze?
- Z uwagi na pandemię i związane z tym obostrzenia tegoroczna radiowa wigilia będzie miała rzeczywiście inny charakter, ale najważniejsze, że nikt nie pozostawi osób samotnych bez pomocy czy zwykłego ludzkiego kontaktu. Nie będzie kolacji, jak co roku, ani występów muzycznych. Zostaną za to rozdane paczki, który otrzymujemy od ludzi dobrej woli.
- W twoim domu tradycja świąteczna jest taka sama, jak u innych Polaków?
- Razem z mężem od kilku lat święta spędzamy z przyjaciółmi. Seniorzy domu są z pochodzenia Włochami, więc jest bardzo wesoło i głośno. Spełniły się też moje marzenia, bo zawsze chciałam spędzać wigilię w otoczeniu dużej grupy ludzi, a do tego kilku pokoleń. Są więc dziadkowie, rodzice i dzieci. Tym razem będziemy musieli, niestety, pozostać w domach sami ze względu na pandemię, a życzenia złożymy sobie zdalnie. Natomiast wrócę jeszcze pamięcią do czasów, kiedy tutaj przyjechałam na stałe w 2002 roku. W pierwszych latach byłam, jak to nazywam, ,,adoptowana’’ przez rodziny przyjaciół, których już tutaj poznałam i to z nimi obchodziłam święta. Wszystkie one przypominały mi te z Polski i do dzisiaj ta tradycja jest zachowywana wszędzie tam, gdzie do stołu zasiadają Polacy.
- Pozostając jeszcze w świątecznym klimacie, jak wygląda zakup produktów spożywczych dzięki, którym można przygotować tradycyjne potrawy na wigilijny stół?
- W Chicago czy w Nowym Jorku nie ma z tym praktycznie żadnych problemów, ale w wielu inny stanach jest już kłopot. U nas działa mnóstwo polskich sklepów, zaopatrzenie w towar jest więc dobre. Mamy także sporo polskich restauracji. Muszę jednak przyznać, że te przygotowywane przez nasze babcie czy mamy w Polsce potrawy były dużo smaczniejsze, ale dobrze, że w ogóle są.
- Jesteś gorzowianką, przez wiele lat pracowałaś w lokalnych mediach, głównie jako radiowiec. Często teraz do nas przyjeżdżasz?
- Staram się tak często, jak jest to możliwe. Uwielbiam podróżować. Jeszcze jak byli moi rodzice, bywałam w kraju minimum raz, czasem nawet 2-3 razy w roku. Ostatni raz byłam w Gorzowie w 2018 roku. Miałam przylecieć w tym roku, ale z wiadomych powodów nie mogłam i już powoli tęsknię, bo ciągnie mnie do Polski, do rodziny, przyjaciół, ulubionych miejsc w Gorzowie.
- Jakie są te ulubione miejsca?
- Wszystkie z dzieciństwa miejsca pozostawię dla siebie, ale są też powszechnie znane, jak małe kafejki, kawiarenki i klimat w nich panujący. Jestem fanką dobrej kawy i w Gorzowie często taką podają. Jestem miłośniczką pływania, prawie każdego dnia spędzam godzinę w basenie. Słowianka też jest więc moim takim kochanym miejscem. Najważniejsze są dla mnie spotkania z przyjaciółmi, których w Gorzowie mam sporo. Cały czas mamy kontakt, często do siebie dzwonimy, więc jestem ,,na bieżąco’’ z wszystkimi tematami. I w Gorzowie jest mój ukochany żużel, za którym również mocno tęsknię.
- Śledzisz wyniki gorzowskich żużlowców?
- Oczywiście. Powiem więcej. Jak wiadomo żużel w USA nie jest popularny, ale od kiedy pracuję w radiu, to w czasie sezonu jest to nr 1 w moich newsach. Szczególnie miło jest przekazywać informacje dotyczące osiągnięć naszego dwukrotnego mistrza świata Bartka Zmarzlika, a jest czym się chwalić. Mogę coś powiedzieć na jego temat?
- Oczywiście.
- Nie poznałam jeszcze Bartka osobiście, ale wiem, że to chłopak o wielkim sercu. Rzadko zdarza się, by osoby odnoszące wielkie sukcesy myślały o innych. Na moją prośbę, którą skierowałam do niego przez red. Ryszarda Rachlewicza, Bartek przysłał do Chicago swój trykot na licytację dla ,,Daru Serca’’, a nie musiał tego przecież robić. To fundacja pomagająca leczyć na terenie Stanów Zjednoczonych ciężko chore i niepełnosprawne dzieci z Polski. Chodzi o specjalistyczne operacje. Koszulka Bartka uzyskała naprawdę wysoką cenę, dzięki czemu Bartek pośrednio pomógł w leczeniu kolejnego malucha.
- Jak obserwujesz rozwój naszego miasta, to jakie masz na ten temat zdanie?
- Szczerze? Gorzów jest nie do poznania na korzyść. Tu się niemal wszystko bardzo zmieniło i zmienia się dalej, choć ostatnio jak byłam, to całe centrum było rozkopane, ale wierzę, że teraz jest przez to jeszcze piękniej. Gorzów to świetne miejsce dla osób nie przepadających za dużym zgiełkiem miejskim, a mających pomysł na życie.
- Wielu gorzowian ma inne zdanie.
- Generalnie wszyscy Polacy lubią narzekać, to taka nasza cecha narodowa. Swoją drogą osoby przebywające na co dzień w danym miejscu mogą nie zauważać zmian zachodzących wokół nich. Jest jednak światełko w tunelu. Poznaję wielu młodych ludzi, którzy przyjeżdżają tu tylko na chwilę. To studenci, młodzi biznesmeni. Oni są już zupełnie inni. To samo dotyczy stopy życiowej Polaków. Ewidentnie ona rośnie, w Polsce żyje się coraz lepiej i z tego należy się tylko cieszyć. To przede wszystkim zasługa tego, że nasz kraj wszedł do Unii Europejskiej. Szkoda tylko, że obecna pandemia uderzyła w gospodarki wszystkich krajów i tąpnięcia na pewno nastąpią, oby miały one charakter krótkotrwały.
- Właśnie, jak radzicie sobie w Chicago z pandemią, jest w was nadzieja na szybkie pokonanie wirusa?
- Wszyscy liczą na to, a takim optymistycznym sygnałem jest to, że w Chicago ruszyły już szczepienia. To ważne, bo w Chicago i całym Illinois codziennie jest 7–10 tysięcy nowych zakażeń i ponad 100 zgonów. Tak jest od paru miesięcy. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale nie znieczuleni.
- Jak wyglądają obostrzenia?
- Staramy się zachować wszystkie zasady sanitarne zalecane przez władze, co nie jest proste w kilkumilionowym mieście. Nie musimy chodzić po ulicach w maskach zakrywających nos i usta, ale już w sklepach i zamkniętych pomieszczeniach publicznych jest to konieczne. Pod tym względem jest inaczej niż w Polsce. Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Natomiast największym problemem są trudności gospodarcze. Wielu ludzi zmaga się z depresją Mam jednak nadzieję, że wkrótce zacznie wszystko wracać do normalności. Czego sobie i wszystkim na całym świecie życzę.
- Dla wielu Polaków Ameryka wciąż jest miejscem ich marzeń. Przynajmniej turystycznych. Kiedyś było mnóstwo barier utrudniających przyjazdy, a jak teraz jest w Twojej ocenie?
- Dla chcącego nic trudnego. Zanim przyjechałam tutaj na stałe, to już wcześniej spędzałam w USA urlopy i wakacje. Zakochałam się w tym kraju ,,od pierwszego wejrzenia’’. Bardzo podobało mi się tutejsze życie, choć inne było na wakacjach, inne jest na co dzień. Jest bardziej przyziemne. Nie jest tak kolorowe, jak widać w amerykańskich filmach, ale nie jest też złe. Jest po prostu inaczej. Ameryka jest naprawdę ciekawym krajem i warto ją lepiej poznać. Jak tylko ktoś ma ochotę, to zachęcam do przylotu po przejściu pandemii. Dzisiaj Polacy nie potrzebują wiz, a więc jest łatwiej. Aczkolwiek, powiedzmy sobie szczerze, że nie są to tanie wyjazdy, dlatego trzeba się do nich przygotować.
- Dziękuję za rozmowę.
Z Kariną Tymą, gorzowianką, siedmiokrotną mistrzynią Polski w squashu, kapitanem damskiej drużyny Drexel University w Filadelfii, rozmawia Maja Szanter