Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Liga się skończyła, kursy euro i dolara ostro spadły

2023-04-27, Nasze rozmowy

Z Dariuszem Maciejewskim, trenerem koszykarek Polskiej Strefy Inwestycji Enea Gorzów, rozmawia Robert Borowy

Dariusz Maciejewski został uznany najlepszym trenerem fazy zasadniczej EBLK
Dariusz Maciejewski został uznany najlepszym trenerem fazy zasadniczej EBLK Fot. Piotr Kaczmarek/AZS AJP

- W niedawno zakończonych rozgrywkach Energi Basket Lidze Kobiet prowadzony przez pana zespół sięgnął po ósmy w historii klubu medal. Jest to zarazem pański ósmy medal. Czy tegoroczny brąz ma dla pana jakieś szczególne znaczenie?

- Koszykówka jest w świecie bardzo popularną dyscypliną, a poziom polskiej ligi kobiecej jest naprawdę wysoki, ponieważ gra u nas sporo dobrych zagranicznych koszykarek. Dlatego każdy medal w takiej rywalizacji ma swoją wartość i na każdy trzeba ciężko zapracować.

- Od pięciu lat nie schodzicie poniżej czwartego miejsca. To chyba też spory sukces?

- Warto w tym miejscu rzeczywiście zwrócić uwagę na parę danych statystycznych, które może nie każdy zna. Od wspomnianych pięciu sezonów jesteśmy jedynym zespołem stale grającym w strefie medalowej. W tym czasie zdobyliśmy cztery medale i raz byliśmy na czwartym miejscu. Ale to nie wszystko. Od chwili awansu do najwyższej klasy rozgrywek nigdy nie spadliśmy z ligi i tylko raz nie awansowaliśmy do play-off. Dziesięć razy byliśmy w strefie medalowej. Żadna z obecnych drużyn nie może poszczycić się takimi wynikami. Mówię o tym, żeby zwrócić uwagę, że jesteśmy klubem bardzo stabilnym sportowo i to chyba jest tym naszym największym sukcesem.

- Czyli nie czuje pan niedosytu, że nie udało się powalczyć o coś więcej niż trzecie miejsce?

- Czuję. Przez 95 procent sezonu nie mieliśmy problemów ze zdrowiem i nagle po trzech zwycięskich meczach pierwszej fazie play-off ze Ślęzą Wrocław zaczęła nam się sypać drużyna, a po półfinałowej walce z zespołem z Lublina okazało się, że nie mamy praktycznie zawodniczek zagranicznych. Kiedy wracaliśmy z tego przegranego półfinału byłem przybity, bo wiedziałem, że pozostało nam zaledwie sześć dni do pierwszego meczu o brąz, a cztery kluczowe nasze koszykarki były w tym momencie niezdolne do gry. I szczerze nie wierzyłem, że prawie wszystkie powrócą.

- Ale wróciły.

- To był cud, że zagrały z Zagłębiem Sosnowiec i po dwóch ciężkich spotkaniach sięgnęły po medal. Jestem z nich naprawdę dumny. Osobne podziękowania należą się naszemu sztabowi medycznemu. Do dzisiaj twierdzę jednak, że walkę o finał nie przegraliśmy na parkiecie, ale przez urazy zdrowotne.

- Dodajmy, że w Pucharze Polski był srebrny medal, a w europejskich pucharach drużyna dotarła do 1/8 finału.

- I uważamy to również za pozytywne wyniki. Zrealizowaliśmy przedsezonowe cele, ale zawsze chciałoby się więcej. Szkoda, że w pierwszym meczu o awans do ćwierćfinału EuroCup z powodu kontuzji nie zagrała nasza liderka Alanna Smith, bo to wtedy rozstrzygnęła się sprawa awansu na korzyść rywalek.

- Był moment w trakcie sezonu, że pomyślał pan, iż posiada drużynę gotową walczyć o pierwszy w historii klubu tytuł mistrzyń Polski?

- W pierwszej fazie sezonu dziewczyny wyciągnęły kilka spotkań, w których wysoko już przegrywały, ale potrafiły w samych końcówkach przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Tym samym budowały swoją siłę mentalną, pokazały jednocześnie też duży potencjał.  Mając wszystko poukładane nie trzeba było niczego więc zmieniać. Natomiast wiedziałem, że inne drużyny będą to czyniły. Takim przykładem był Lublin, który po słabej pierwszej rundzie wymienił cztery zawodniczki, z czego trzy w pierwszej piątce. Po wyraźnie przegranych meczach w Polkowicach i z tą samą drużyną w finale Pucharu Polski, wszyscy wiedzieliśmy, że zdecydowanymi faworytkami do złota są polkowiczanki. My chcieliśmy awansować do finału. Czas pokazał, że ani my nie zagraliśmy w finale, ani Polkowice nie zdobyły mistrzostwa. Obie ekipy przegrały ze zdrowiem i Lublin to wykorzystał. Taki jest ten sport.

-  Niektórzy kibice twierdzili, że jeszcze nigdy w historii naszego klubu nie mieliśmy tak dobrego zespołu, jak w tym sezonie. Zgodzi się pan?

- Na pewno był to zespół, który nie ustępował tej drużynie z 2010 roku, kiedy także wygraliśmy rundę zasadniczą i wywalczyliśmy srebrny medal. Podobnie silny zespół mieliśmy w 2020 roku, gdzie mogliśmy sięgnąć nawet po mistrzostwo Polski, ale ze względu na pandemię rozgrywki zostały przerwane. Mieliśmy parę już naprawdę fajnych składów.

- Coroczne budowanie nowego praktycznie zespołu nie należy do zadań łatwych?

- Nie, ale przez te lata wypracowaliśmy własną markę i jesteśmy bardzo pozytywnie postrzegani na rynku, jako bardzo profesjonalny klub, a przede wszystkim wypłacalny. Żeby zbudować ciekawą drużynę, trzeba spełnić kilka warunków. Najważniejszy to zgłoszenie się do rozgrywek europejskich. Menadżerowie zagranicznych koszykarek zawsze zadają pytanie - czy zagrasz w Europie? Jak powiesz, że tak, to wtedy możesz liczyć na dobre koszykarki, nawet takie na poziomie gry w WNBA. Jak się nie zgłosisz, to nie masz szans. Te najlepsze nie przyjeżdżają do Polski, bo to ładny kraj, one przyjeżdżają promować się przez grę w pucharach i potem podpisywać wysokie kontrakty z najbogatszymi ligami na Starym Kontynencie.  

- Czy po zmianach regulaminowych, jakie wchodzą do polskiej ligi od nowego sezonu, uda się zbudować drużynę na EuroCup?

- Problem dotyczy wszystkich polskich zespołów. W chwili, kiedy rozmawiamy jesteśmy jedynym klubem, który podjął decyzję o występach w Europie, inne wciąż się wahają.

- Dlaczego?

- Głównie ze względu na odmienność przepisów, jakie będą teraz obowiązywały w polskiej lidze i w europejskich pucharach.

- Wymieńmy te najważniejsze.

- Na polskich parkietach przez cały mecz obowiązkowo będą musiały grać w piątce dwie Polki, w tym jedna U-23. Oznacza to, że pozostają trzy miejsca dla zagranicznych koszykarek. Dalej, dotychczas w naszym kraju obowiązywał przepis, iż zespół grający w Eurolidze mógł podpisać kontrakty z sześcioma zagranicznymi koszykarkami, w tym dwoma spoza Europy. Drużyny występujące w EuroCupie, jak nasza, mogła podpisać kontrakty z pięcioma zagranicznymi koszykarkami, z czego dwoma spoza Europy. Pozostałe miały prawo do czterech kontraktów zagranicznych. Teraz pozostają cztery kontrakty, ale będzie można podpisać aż trzy z zawodniczkami spoza Europy. W rozgrywkach europejskich pozostaje zaś przepis o dwóch koszykarkach spoza Starego Kontynentu. Ponadto po tych zmianach w polskiej lidze trzeba postawić na większą grupę naszych rodzimych zawodniczek, a odejść od zagranicznych, co oznacza spadek poziomu gry i słabsze wyniki na europejskich parkietach. Nikt nie będzie podpisywał więcej kontraktów z zagranicznymi koszykarkami, żeby one potem siedziały w Polsce na trybunach.  

- Polskich koszykarek na europejskim poziomie nie ma chyba zbyt wiele?

- Nie ma, przypomnę, że kiedy w 2011 roku prowadziłem polską reprezentację na mistrzostwach Europy i zajęliśmy 11 miejsce, to zostało to negatywnie odebrane. Aspiracje były oczywiście wtedy większe, ale do dzisiaj jednak nikt nie zbliżył się nawet do tego wyniku. Mało tego, nasza reprezentacja od lat nie może awansować na finałowy turniej mistrzostw Europy. Poprzez taką zmianę przepisu raczej nie podniesiemy poziomu polskiej koszykówki, a do tego będziemy słabsi w pucharach. Trzeba szukać innych dróg rozwoju.

- Wiadomo, że z zawodniczek, które sięgnęły po brązowy medal większość odejdzie z Gorzowa i trzeba będzie szukać nowych. Kiedy coś będzie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie budowa składu na następny sezon?

- Najpierw musimy zbudować budżet, co nie jest zadaniem łatwym, ale ważnym, gdyż od lat słyniemy na rynku z odpowiedzialności, nikomu nigdy nie zalegamy z wypłatami i ta odpowiedzialność jest naszym znakiem rozpoznawczym. Kiedy będziemy wiedzieli, jakimi dysponujemy środkami, przymierzymy się do zbudowania zespołu. Od lat w koszykówce nie podpisuje się dłuższych kontraktów jak na rok, czasami uda się kogoś zachęcić na dłuższy czas, ale z tymi lepszymi nie ma szans. Dlatego corocznie następuje tak duża rotacja.  Nie jesteśmy klubem dysponującym wielkim budżetem i każda z koszykarek, która u nas się wypromuje, od razu dostaje dobre oferty z Europy.

- Nawet w sytuacji, kiedy proponujecie podwyżki?

- Tu nie wchodzą rachubę 10-20 procentowe podwyżki. Pamiętam, jak zachęciliśmy do gry u nas Samanthę Richards i jak tylko wypromowała się, po pierwszym sezonie od razu musieliśmy dać jej 100 procent więcej, a kiedy po kolejnym sezonie została topową zawodniczką, musieliśmy dać kolejne 100 procent podwyżki. W minionym sezonie wypracowaliśmy wyższy budżet o około 20 procent, który szybko został zjedzony przez rosnące kursy walut i szalejące ceny noclegów oraz transportu. Liga się skończyła, kursy euro i dolara ostro spadły, ale my już tych pieniędzy nie mamy. To pokazuje, że możemy obracać się na określonym poziomie, bo każde wyjście poza niego może skończyć się utratą płynności finansowej, a nikt nie będzie otwierał linii kredytowej.

- Czyli czekamy na pierwsze informacje o nowym zawodniczkach.

- Już nad tym pracujemy.

- Dziękuję za rozmowę.

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x