Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Aureliusza, Natalii, Rudolfa , 27 lipca 2024

Nie będę zmuszać prezydenta do czegokolwiek

2024-05-23, Nasze rozmowy

Z Martą Bejnar-Bejnarowicz, która 1 czerwca przejmie obowiązki architekta miejskiego, rozmawia Maja Szanter

Marta Bejnar-Bejnarowicz
Marta Bejnar-Bejnarowicz Fot. Maja Szanter

- Schody Donikąd.

- Na schody chciałabym wypracować rozwiązanie pozwalające pogodzić tych, którzy chcą, żeby zostały i tych, którzy chcą, żeby powstało tam coś nowego. Nie mam jeszcze pełnych danych. Wystąpiłam do urzędu o wszystkie ekspertyzy, jakie były robione. Z tego, co udało mi się ustalić, problematyczny jest nie tylko stan techniczny schodów, ale i obsuwanie się skarpy. Na razie nie wiem, jakie są techniczne możliwości, ale wzmocnienie fundamentów pod schody to prace, których potem kompletnie nie widać, a kosztują ogromne pieniądze. Dodatkowo potrzebne będą miliony na remont samych schodów.

- Zostawiamy czy likwidujemy?

- Musimy pogodzić stare i nowe, przeszłość i przyszłość. Chciałabym, żeby schody jako schody zostały. Natomiast na pewno trzeba by było całe otoczenie ucywilizować, mówię także o zieleni, która powinna tam zostać. Kiedy schody powstały, było tam pusto. Widziałabym przestrzeń ze schodami, związaną z życiem kulturalnym Gorzowa. Niekoniecznie chodzi o stawianie czegoś na górze, bo technicznie byłoby to kosztowne, poza tym lepiej skarpy dodatkowo nie obciążać, ale upatruję szansę w sąsiedztwie MagetOffOnu. To klub o ogólnopolskiej renomie, porównywalnej do Jazz Clubu Pod Filarami. Funkcjonalnie i architektonicznie tak to widzę. Muszę jednak skompletować wszystkie dokumenty i dane, także wyniki poprzednich konkursów - wtedy będę mogła rekomendować konkretne rozwiązania.

- W jakiej perspektywie czasowej? Schody są nieczynne od 21 lat.

- Jestem umówiona z prezydentem, że dostarczę mu wszystkich danych do podjęcia decyzji, ale ta będzie należała do niego.

- Od czerwca formalnie stanowisko architekta ma być samodzielne. Tyle że w urzędzie miasta trudno mówić o niezależności i samodzielności. Pani zapewnia, że będzie niezależna. Wierzy pani w tę niezależność? Będzie pani umiała być stanowcza, gdy nie pomoże przekonywanie?

- Nie mam w planach zmuszać prezydenta do czegokolwiek. Jesteśmy umówieni, że będę  przekazywać mu wiedzę ekspercką i opiniować rozwiązania. Prezydent jest bytem niezależnym. Otrzymał od mieszkańców mandat do samodzielnego sprawowania władzy. Jeżeli prezydent mnie zaprasza na to stanowisko, to ja widzę jego wewnętrzną potrzebę posiadania doradcy czy eksperta. Kogoś, kto naprowadzi w tematach architektonicznych, budowlanych, urbanistycznych, pokaże drogę, której on sam mógłby nie wydedukować. Tak jesteśmy umówieni, że ja będę dostarczać wiedzę, na podstawie której będzie mógł podjąć decyzję, mam nadzieję, że w sposób odpowiedni.

- Jak widzi pani współpracę z miejskim konserwatorem zabytków, który z jednej strony jest ograniczony przepisami, z drugiej ma oczekiwania mieszkańców? Sztywne trzymanie się przepisów bardzo podraża koszty remontów i skutkuje w Gorzowie tym, że wiele kamienic nie jest remontowanych, bo wspólnot na to nie stać. Kamienice się sypią. Dlaczego w Gorzowie jest tak trudno wypracować kompromisy?

- Widocznie nie pracowała pani z konserwatorem na przykład w Łodzi...

- Nie, ale pracując swego czasu w magistracie byłam, między innymi z prezydentem Szymankiewiczem i pracownikami wydziału urbanistyki i architektury, na wycieczce studyjnej w Łodzi. To, co zrobili z ulicą Piotrkowską, robi wrażenie.

- Wszystko pięknie wygląda, dopóki nie wchodzi się tam jako projektant. W Gorzowie mamy naprawdę bardzo uczciwą politykę względem zabytków. Nie możemy oczywiście dopuścić, aby kamienice się sypały, ale musimy mieć świadomość, w jakich okolicznościach działa konserwator zabytków. On ma jedną misję – chronić zabytki. Chronić tkankę, która ma wartość ze względów historycznych. Od konserwatora zabytków zależy, na ile radykalnie lub liberalnie do swoich obowiązków podejdzie.

- O to właśnie pytam.

- Z aktualnym konserwatorem zarówno miejskim, jak i wojewódzkim, współpracuję zawodowo od lat. Nie mam tu absolutnie żadnych problemów. Widzę też, że z obojgiem można wypracować kompromisy w kwestii, co musimy bezwzględnie utrzymać, a co jesteśmy w stanie odpuścić, na przykład ze względu na niedużą wartość historyczną danego obiektu lub konieczność dostosowania do nowej funkcji.

- Z moich rozmów z mieszkańcami wynika, że konserwator jest jednak dość radykalny.

- Jeżeli chodzi o konserwację zabytków, na przykład w zakresie elewacji, technologii renowacji elewacji jest niewiele. Nie można wprowadzić materiałów, które spowodują degradację elewacji. Konserwator nie może pozwolić na obłożenie budynku styropianem czy zaciapanie cementem. Budynki z cegły mają specyficzną strukturę, inaczej oddychają, były inaczej izolowane i pewnych rzeczy nie można zrobić tak, jak to się robi w nowych budynkach, aby nie ulegały degradacji. Bardzo dobrze, jeżeli właściciel chce wyremontować kamienicę, a konserwator pewnych spraw powinien pilnować, aby stan techniczny obiektu z czasem się nie pogorszył, ale też byśmy nie zaprzepaścili historycznej wartości budynku. Każdą sprawę rozpatruje się indywidualnie. Ze swojej strony mogę zadeklarować, że jestem do dyspozycji zarówno miejskiego, jak i wojewódzkiego konserwatora zabytków w każdej sprawie.

- Problem jest choćby w balkonach kamienic. Zamiast ciężkich i obudowanych, mieszkańcy chcą użytecznych, dających światło. I napotykają na opór urzędniczy...

- Dla architekta priorytetem jest stan techniczny budynku. Jeżeli nie chcemy, aby balkony spadały, to być może konieczne będzie ich odciążenie. Ale konserwator zabytków ma swoje priorytety – jego celem jest ochrona tkanki historycznej, zabytkowej. Będziemy się starały znaleźć rozwiązania, które pozwolą zachować charakter zabytku i jednocześnie poprawić jego stan techniczny.

- W pierwszej wypowiedzi po przyjęciu stanowiska architekta powiedziała pani, że chce, aby ,,miasto weszło na takie tory rozwoju, jakimi podążają miasta liderzy. Aby Gorzów był miastem kompaktowym, estetycznym, czystym, zaplanowanym przestrzennie, godząc w poszanowanie historii”. Jakimi narzędziami chce pani to osiągnąć? Chcieć to nie zawsze móc...

- Będę brała udział w Miejskiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej, która opiniuje plany miejscowe, które z kolei są wytyczną, jak miasto ma się rozwijać. Często plany są sporządzane dla terenów niezabudowanych, a bywają też inwestycje w centrum miasta, które są robione na warunkach zabudowy, kiedy nie ma planu miejscowego. Mamy także narzędzia planistyczne jak miejscowy plan rewitalizacji – to nie jest program rewitalizacji, tylko dokument określający między innymi zasady zagospodarowania przestrzeni publicznych, funkcje lokali czy cechy elewacji budynków.

- Centrum Gorzowa chyba to narzędzie ominęło...

- W Gorzowie nie ma jeszcze takiego miejscowego planu rewitalizacji, a przydałby się choćby w śródmieściu – w otoczeniu katedry. To jest miejsce bardzo szczególne, istotne dla naszej miejskości. W planie możemy wskazać, gdzie i jakie funkcje powinny się znaleźć, aby centrum miasta żyło, miało ciekawą ofertę, było bezpieczne, przyjazne i atrakcyjne także dla dzieci i osób z niepełnosprawnościami. Ponadto, aby przestrzeń była estetyczna, czysta i przyjemna dla oka, mamy narzędzie w postaci uchwały krajobrazowej. To trudna materia, bo z reklam żyją firmy reklamowe, jak i wspólnoty udostępniające swoje elewacje, ale presja mieszkańców na uporządkowanie przestrzeni i zakończenie, jak to mówią „banerozy”, jest ogromna. Słyszę o tym zawsze, gdy poruszam temat centrum. Wyjścia są dwa: albo wyrzucimy wszystkie reklamy do kosza, albo się umówimy na cywilizowaną, spójną estetykę miasta. Reklama nie musi być formie billboardu, może być w postaci muralu. Nie musi być czerwona, może być w kolorach sepii. Musimy pogodzić interesy różnych grup z interesem publicznym, jakim jest estetyka. Na korzyść czystej i uporządkowanej przestrzeni działa fakt, że w dobie szukania informacji i opinii o danej firmie w internecie, reklama wizualna odchodzi już do lamusa. Jej skuteczność sukcesywnie spada.

- Ustawa krajobrazowa ma już prawie dziesięć lat, miasta z niej korzystają, w Gorzowie nadal nie mamy nawet stosownej uchwały, by móc działać.

- Opór jest po stronie osób i firm, które czerpią z tych reklam korzyści, ale koszty ponosimy wszyscy, bo jesteśmy zmuszeni w tej pstrokaciźnie funkcjonować. Nie da się poruszać po mieście z zamkniętymi oczami. Ten bajzel widać na każdym kroku i coraz więcej osób jest nim poirytowanych.

- Zrobi pani coś, żeby uchwała pojawiła się w końcu w Gorzowie?

- Chcę zbudować w mieście akceptację dla spraw związanych z architekturą. Harmonia poprawia jakość życia. Wielu mieszkańców tego oczekuje.

- Remonty zabetonowały nam centrum. Jak je odbetonować?

- W mojej ocenie remont Sikorskiego to był „błąd młodości”. Pierwsza sztandarowa inwestycja, ale było zbyt mało czasu na etap koncepcyjny, projektowy. Dziś wiemy, że tak ważnych miejsc nie można planować w pośpiechu. Stale słychać głosy, że tam jest za dużo betonu. Prezydent Szymankiewicz tłumaczył, że nie jest go więcej niż było i to prawda, bo wcześniej był asfalt i chodniki. Drzew jest więcej niż było. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, żeby ten teren składał się z większych terenów biologicznie czynnych: krzewów, kompozycji traw i kwiatów – choćby tak, jak teraz, po odbetonowaniu części chodników.

- Donice betonowe też urody centrum nie dodają...

- Donice to jest wyjście awaryjne, bo nie można sadzić drzew w pobliżu sieci, szczególnie gazowych, których – jak się spojrzy na mapy – w centrum jest masa. Osobiście wolę drzewa w donicach niż żeby nie było ich wcale. Chociaż zieleń w mieście to nie tylko drzewa. W pasach międzyjezdniowych, na skwerach, dużych połaciach trawnika, na przykład na końcu torowiska przy Dowgielewiczowej i DK 22, gdzie teraz są trawniki, nie ma przeszkód, aby były krzewy. Krzewy są mniej wymagające od trawników, obniżają temperaturę, są bardzo estetyczne i dają schronienie ptakom. Tam, gdzie są krzewy, nie parkują samochody, w odróżnieniu od trawników, które często zamieniają się w darmowe miejsca do parkowania i po chwili stają się klepiskiem z kałużą. W tym zakresie chciałabym nawiązać współpracę z osobami, które zajmują się z ramienia urzędu zielenią, skwerkami, ich kompozycją i pielęgnacją.

PS.  Była to pierwsza część rozmowy z Martą Bejnar-Bejnarowicz. W drugiej, która ukaże się już za tydzień - o parkingach w mieście, czy zmieni się wygląd Galerii Młyńskiej, kina Słońce, budynków przy Obotryckiej i dominanty?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x