Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bernarda, Mony, Roksany , 14 września 2024

Bardziej znam swoją kanadyjkę niż własną żonę

2024-09-02, Nasze rozmowy

Z Wiktorem Głazunowem, kajakarzem AZS AWF Gorzów, olimpijczykiem, mistrzem świata, rozmawia Maja Szanter

medium_news_header_41211.jpg
Fot. Maja Szanter

- Przywieziony niedawno z Uzbekistanu złoty medal mistrzostw świata w jedynce na 5 tysięcy metrów to medal na otarcie łez po Paryżu?

- Czy ja wiem czy na otarcie łez? Nie wróciłem z igrzysk z wielkim niedosytem czy złością na siebie. Niedosyt jest, ale wiem, że dałem z siebie wszystko. Zrobiłem najlepszy wynik w historii, jeśli chodzi o jedynkę na tysiąc metrów na igrzyskach polskiej reprezentacji. Dałem serducho. Wystarczyło to na szóste miejsce, które przyjmuję z dumą. Liczę na to, że na przyszłych igrzyskach w Los Angeles, jeżeli w nich wystąpię, będę walczył o medal olimpijski.

- Gorzowscy kajakarze przyzwyczaili nas do tego, że od lat przywozili medale. Czułeś tę presję?

- Presja zawsze jest i my jako sportowcy ją sobie narzucamy, bo nie jeździmy tam na wycieczki, ale walczyć o medale, reprezentować swój kraj najlepiej jak potrafimy, godnie trzymać orzełka na piersi, zdobywające medale dla kraju, ale i dla siebie.

- Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia...

- Od 1988 roku przywozimy medale olimpijskie, sami przyzwyczailiśmy kibiców do nich, więc ta presja publiczna była. Teraz także wszyscy liczyli, że wrócimy z medalami. Ale taki jest sport. Czwarte miejsce dziewczyn też jest dobrym wynikiem i nie ma powodu do linczowania się. Tak wyszło. Presja była więc i z zewnątrz, i od nas samych, ale ona nas nie zblokowała. My wiemy, na czym polega sport i sobie z tym radzimy doskonale.

- Wróciłeś właśnie z mistrzostw świata w Uzbekistanie, pierwszych azjatyckich. Jak je odebrałeś?

- Oczarował mnie tor swoją nowoczesnością. Warunki były niekoniecznie sprzyjające szybkiemu pływaniu, duży wiatr, duża fala, ale to przecież nie była kwestia organizacyjna. Sam Uzbekistan jest pięknym krajem. Na pewno dobrze zapamiętam pierwsze mistrzostwa w Azji, bo zdobyłem tam złoty medal, pierwszy w mojej seniorskiej karierze indywidualnie.

- Sezon poolimpijski będzie, jak zwykle to bywa, luźniejszy?

- To prawda, że z reguły sezony po igrzyskach są łatwiejsze. Wydaje mi się jednak, że mój taki nie będzie. Przed nami mistrzostwa świata, trzeba na nie się bardzo dobrze przygotować, ich ranga nie spada przecież przez fakt, że odbywają się po igrzyskach.

- Jakie masz więc plany na najbliższe miesiące?

- Mam końcówkę sezonu, do końca roku nie będę się przygotowywał do żadnej imprezy, mimo że wyjeżdżam w październiku jeszcze na Super Puchar do Chin. Ten start będzie jednak się odbywał na zasadzie promocji sportu. Nie zależy mi tam aż tak na wynikach, chcę dobrze spędzić czas, dobrze reprezentować i promować kajakarstwo, bo taka jest moja rola jako sportowca.

- A przyszły rok?

- Tu już będzie walka o zakwalifikowanie się do reprezentacji. Po igrzyskach zrobię sobie chwilę wolnego, bo od ośmiu lat nie zrobiłem sobie żadnej przerwy. Teraz jest wymagane, żeby dać ciału odpocząć, dlatego zacznę przygotowania od stycznia. Potem, jeżeli się załapię do reprezentacji, zacznę się szykować do zawodów.

- Jesteś sportowcem i jednocześnie studentem gorzowskiego Zamiejscowego Wydziału Kultury Fizycznej. Jak to godzisz?

- Łączenie sportu profesjonalnego z karierą uczelnianą nie jest proste. Sport powoduje, że nie mogę być na uczelni, a uczelnia wymaga, żebym tam był. Na szczęście mamy taką możliwość jak indywidualne programy studiów, to bardzo nam pomaga. Gorzowski AWF daje nam wszelkie narzędzia, żebyśmy mogli studiować i kontynuować karierę sportową. Ta dwutorowość jest bardzo ważna. To, że jestem sportowcem, nie powinno mnie dyskwalifikować jako studenta w dziedzinie, która mnie najbardziej interesuje, czyli wychowaniu fizycznym. Przyszłość wiążę ze sportem, a tę możliwość dają mi studia.

- Jesteś już na ich finiszu. Teraz czas na mobilizację?

- Prawda, nie zostało mi wiele. Jestem na magisterce, promotor jest, temat pracy jest, zostało mi napisanie pracy i obrona. Plany były takie, żeby zakończyć to w tym roku, ale igrzyska spowodowały, że to się przedłuży.

- Jesteś zawodnikiem gorzowskiego AZS AWF, studiujesz w Gorzowie, ale wyprowadziłeś się w okolice Krakowa. A każdy chce Wiktora dla siebie...

- Moje życie sportowe powoduje, że życie rodzinne jest na uboczu, ale życie na uczelni jest na jeszcze większym uboczu. Jeżeli wracam ze zgrupowań, o wiele chętniej przyjeżdżam do domu niż na studia. Spotykamy się z wykładowcami online, biorę udział w programie Narodowej Reprezentacji Akademickiej, który jest wielkim udogodnieniem w studiowaniu, bo jako sportowcy nie zostajemy z tym sami. Można to wszystko łączyć, choć nie jest to najłatwiejsze.

- Mistrz świata ma czas wolny?

- Jest go bardzo mało, więc kiedy już jest, spędzam go po prostu z żoną. Na zgrupowaniach jestem trzysta dni w roku, wiecznie na walizkach. Łapię się na myśli, że bardziej znam tę swoją ,,kanadyjkę" niż własną żonę (śmiech). Z jednej strony to jest przerażające, ale taka jest prawda. Dlatego każdą wolną chwilę chcę spędzać z rodziną.

- Na wodzie?

- Aktywnie i na sportowo. Żona bardzo lubi jeździć na kolarce, także wyjeżdżamy w trasy na szosówkach i robimy po 80-100 kilometrów. To nie jest takie łatwe, bo tereny pod Krakowem są rzadko płaskie (śmiech), troszkę z górki, ale głównie pod górkę. Jesteśmy też w trakcie budowy domu, więc czas nam mija na pilnowaniu budowy i piciu kawy. Na ten moment na tym się skupiam.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x