2024-09-11, Nasze rozmowy
Z Tomaszem Gierczakiem, pełnomocnikiem prezydenta miasta do spraw współpracy międzynarodowej, rozmawia Maja Szanter
- Na stronie internetowej magistratu w zakładce dotyczącej miast partnerskich jest napisane, że mamy z nimi świetne kontakty. Czy na pewno?
- Intensywność współpracy zależy od miasta partnerskiego, ale też od sytuacji geopolitycznej.
- Mamy siedem miast partnerskich, trzy niemieckie, dwa włoskie, jedno szwedzkie i jedno ukraińskie. Najlepiej działa to, co najbliżej?
- Rzeczywiście, najlepszą współpracę mamy z Niemcami, to są trzy miasta – Frankfurt nad Odrą, Eberswalde i Herford. Można powiedzieć, że to już nie jest współpraca międzynarodowa, ale taka bieżąca, wynikająca z tego, że z naszymi partnerami prowadzimy wspólne projekty. Oprócz oficjalnych partnerów niemieckich utrzymujemy też robocze kontakty z nadgranicznymi powiatami. Służą one do składania wspólnych projektów w ramach programów Interreg.
- Czego one dotyczą?
- Wspólnych działań w zakresie programów miękkich i twardych, czyli inwestycyjnych. W ramach Interreg został choćby odnowiony park Siemiradzkiego czy wykonana kontynuacja ścieżki przy bulwarze. Teraz składamy wnioski na ścieżki rowerowe w Gorzowie. Jest też masa wniosków miękkich na współpracę kulturalną, sportową, edukacyjną, choćby obchodzone co roku Dni Pamięci i Pojednania.
- Z racji przygranicznego położenia mamy wspólne problemy z Niemcami. Jak je rozwiązujemy?
- Gorzów jest członkiem Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu „Pro Europa Viadrina”, które obejmuje wszystkie gminy w północnej części województwa. Współpracujemy tu na przykład w sprawach ścieżek rowerowych łączących nasze tereny, połączeń transportowych autobusowych, pojawiają się kwestie wspólnego zagospodarowania przestrzennego terenów. A ponieważ współpraca ta jest codzienna, często to, co normalnie idzie trybem współpracy międzynarodowej, musi być realizowane przez oficjalne pisma, my to robimy szybko na telefon.
- A kontakty biznesowe?
- One są głównie prowadzone przez Miasto i jednostki podległe, ale też Zachodnią Izbę Przemysłowo-Handlową, która ma partnera w postaci Industrie und Handelskammer we Frankfurcie nad Odrą. Także komunalna spółka Gorzowskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego ma partnera w Niemczech, realizowane są wspólne projekty skierowane na działania na rzecz najemców.
- Niedawno odbyło się spotkanie władz miasta Gorzowa i szefów Euroregionu polskiego i niemieckiego podsumowujące współpracę i zrealizowane projekty. Pojawił się temat elektryfikacji linii kolejowej Berlin - Kostrzyn - Gorzów i dalej do Krzyża. Jakie wnioski?
- Formalnie pod względem prawnym i zarządzania infrastrukturą linia kończy się na granicy. Natomiast dla nas stanowi ona pewną ciągłość. Są różne, osobne plany po polskiej i niemieckiej stronie. Naszym celem jest, aby zsynchronizować te działania i przenieść je poziom na międzynarodowy.
- Jakie szanse rysują się na powodzenie tego przedsięwzięcia?
- Stan aktualny jest taki, że po polskiej stronie opracowane zostało studium wykonalności, z którego wynikają cztery etapy elektryfikacji, mamy wycenę, szczególnie tego, co nas najbardziej interesuje, czyli odcinka Gorzów - Krzyż. Jest on przewidziany w trzecim etapie, kosztować to ma 1 miliard 600 milionów złotych. Są więc już pewne konkrety.
- O jakiej perspektywie czasowej mówimy?
- Nie jest to określone, Elektryfikacja jest ujęta w Krajowym Programie Kolejowym, ale na liście rezerwowej. Z tego wynika też wyzwanie, żeby z tej listy trafiła na listę główną. Wówczas można będzie myśleć o jakimś horyzoncie czasowym.
- A jeżeli nie trafi?
- W mojej ocenie nie ma innej możliwości, żeby nie trafiła. Linia Gorzów - Krzyż jest dla naszego miasta oknem na świat. Dlatego prowadzone są przez władze miasta, parlamentarzystów, wojewodę czy marszałka województwa lubuskiego działania, aby plany te nabrały konkretów. Po niemieckiej stronie powstał w ubiegłym roku plan rozbudowy linii kolejowej Berlin - Kostrzyn, której koszt ma wynieść nieco ponad miliard złotych. Przy czym lata, które są tam ujęte dla nas, użytkowników kolei, są nie do przyjęcia. Elektryfikacja przewidziana jest do roku 2036, natomiast całościowo, dwa tory, prędkość do 160 km/h to jest rok 2050. Tu można zrobić chwilę pauzy...
- Czyli mamy dwie koncepcje, polską i niemiecką. Jak one mają się połączyć?
- Widzimy, że nie ma spójności między tymi koncepcjami. Te działania trzeba skoordynować. Był taki pomysł, żeby podnieść rangę tej linii i wpisać ją do transeuropejskiej sieci TEN-T, co by oznaczało możliwość pozyskania finansowania z Brukseli. Dla nas istotne jest, by ten odcinek traktować jako całość, dlatego będziemy apelować do rządu polskiego i niemieckiego, aby działania połączyć i nie traktować elektryfikacji niezależnie.
- Czy na spotkaniu szefów Euroregionu poruszane były inne dziedziny, w jakich współpracujemy na pograniczu?
- Dotyczyły one współpracy edukacyjnej szkół, aby była ona bardziej intensywna. Widzimy, że spadło zainteresowanie młodzieży nauką języka niemieckiego, ona nie jest już atrakcyjna, dominujący stał się język angielski. Natomiast w roboczych, międzyludzkich kontaktach istotne jest, aby po obu stronach znać język sąsiada. Język polski jest nauczany w niektórych szkołach we Frankfurcie nad Odrą, na przykład w Gimnazjum imienia Karola Liebknechta, u nas też uczy się niemieckiego. Mówiliśmy też o wspólnych projektach. Chcielibyśmy ponadto, aby współpraca euroregionów nie dotyczyła tylko instytucji publicznych, samorządów, ale również stowarzyszeń i obejmowała małe projekty z dziedziny kultury, edukacji, turystyki, sportu.
- Wróćmy do miast partnerskich. Z niemieckimi idzie nam dobrze. Co z pozostałymi?
- Jeżeli chodzi o szwedzkie Jönköping, nie mamy stamtąd sygnałów i woli współpracy. Możemy uznać ją za wygaszoną, nie ma jakby punktu zaczepienia do działań. To też zależy od aktualnych władz tych miast. Kiedy podpisaliśmy umowy, podejmowane były na początku wspólne przedsięwzięcia, po zmianie władz wygasały i teraz wygląda to inaczej. Jeśli chodzi o miasta włoskie – od kilku lat nie mamy bezpośrednich spotkań. Rozmawiamy sporadycznie z Cavą de' Tirreni, trwa wymiana kulturalna czy sportowa, natomiast z Teramo mamy podobną sytuację jak z Jönköping.
- Przy okazji czerwcowego turnieju piłkarskiego w Cava de' Tirreni, w którym uczestniczyli młodzi zawodnicy z Akademii Stilonu Gorzów, okazało się, że Włosi bardzo liczą na reaktywację współpracy.
- Jest na to szansa, bo te kontakty utrzymujemy. Chcemy je zintensyfikować. To zrobimy.
- A ukraińskie Sumy?
- Tu współpraca uwarunkowana jest kwestiami geopolitycznymi. Wiele lat temu kontakty z Sumami i obwodem sumskim były ożywione, natomiast po wybuchu wojny ich charakter musiał zostać zmieniony i nastawiony został na kwestie pomocowe. Jest to na pewno współpraca przyszłościowa. Ukraina ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej i wejdzie na drogę, którą my przebyliśmy. Sumy będą potrzebowały partnera do projektów korzystnych dla obu stron.
- Poza miastami partnerskimi mamy też inne kontakty międzynarodowe?
- Tak, ale to są pojedyncze spotkania, jak na przykład kilka lat temu, jeszcze przed pandemią z Koreańczykami. Ale nie nazwałbym ich współpracą. Nasze autobusy MZK pojechały na przykład do Sum, przy okazji wymiany taboru przez naszego przewoźnika.
- Idea miast partnerskich sprawdza się na całym świecie. Ponieważ z siedmiu naszych miast wypadły w praktyce dwa – są pomysły na poszukanie innych partnerów?
- Dla mnie podpisanie umowy z miastem partnerskim jest deklaracją długofalowego działania i wzajemnego zobowiązania. Tu muszą być korzyści dla obu stron. Nie może być to sprowadzone jedynie do wizyt samorządowców. Współpracą jest już choćby wizyta piłkarzy Akademii Piłkarskiej we Włoszech, bo na tym korzystamy. Na razie nie rozważamy nowych umów partnerskich. Nie wykluczamy jednak, że kiedy pojawią się nowe mechanizmy finansowe, które umożliwią pozyskanie środków, taka umowa partnerska nie może być podpisana.
- A jak wyglądają kontakty zagraniczne gorzowskich szkół?
- Nasze szkoły, szczególnie średnie, prowadzą szeroką współpracę międzynarodową. To się odbywa bez sformalizowania umową z danym miastem. Mówimy o programach Erasmus i Leonardo da Vinci. Najczęściej są to kontakty ze szkołami w Hiszpanii czy Portugalii. Takich projektów jest bardzo dużo, nie są widoczne, bo często są to lekcje, spotkania online. Dla nas, dorosłych Niemcy są atrakcyjne, choćby biznesowo, dla młodzieży nie. Młodzi wolą Hiszpanię czy Włochy. Wolą nawet wycieczkę do Krakowa zamiast do Berlina. Nasz Gastronomik ma na przykład praktyki w hotelach choćby na Malcie. To jest atrakcja dla uczniów. To bardzo cieszy. Chcemy, żeby nasza młodzież poznawała świat.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmowa z Anną Dobies, nauczycielką języka polskiego w Zespole Szkół Kreowania Wizerunku w Gorzowie